„Elizjum” - czyli jak patos wkrada się do kina science - fiction

Neill Blomkamp, twórca nominowanego do Oscara w 2009 roku filmu „Dystykt 9”, powraca – i to w niezłej formie. Jego najnowsze „Elizjum” to mocny argument przeciwko sceptykom gatunku science-fiction, który udowadnia, że można przedstawić widzom pewne przesłanie, opakowując je w futurystyczną okładkę.

 

Elizjum w filmie Blomkampa to cudowny świat, gdzie wstęp mają tylko najbogatsi mieszkańcy przeludnionej Ziemi. Na specjalnej satelicie, stworzonej gdzieś na orbicie okołoziemskiej, ludzie żyją w dobrobycie, odpychając zagrożenie chorobami za pomocą komór zdrowia – znajdujących się w każdym domu. Wystarczy położyć się na łóżku, pozwolić się zeskanować i cudowna maszyna sama usuwa złamanie nogi czy białaczkę w najwyższym stadium zaawansowania. Z Elizjum widać też Ziemię – planetę, gdzie już dawno zabrakło miejsca, aby godnie żyć.

 

Jednym z mieszkańców naszpikowanego budynkami Los Angeles jest główny bohater opowieści Blomkampa, Max (Matt Damon) – pracujący w fabryce androidów. Na Elizjum służą one ludziom, na Ziemi stały się ogniwem sprawującym kontrolę nad rasą ludzką. Pewnego dnia Max, postanawia za wszelką cenę dostać się na Elizjum – zgadza się więc na ultimatum postawione przez handlarzy nielegalnymi biletami do wahadłowców: transport na Elizjum w zamian za zadanie, które grozi utratą życia.

 

Twórcy filmu w bardzo mocno zarysowany sposób przedstawili kontrast pomiędzy zniszczoną Ziemią a Elizjum. Obok pełnej szarych kolorów, przeludnionej planety biednych ludzi  postawiono perfekcyjnie poukładany świat bogatych, którzy żyją w luksusowych domach otoczonych idealnie przystrzyżonymi trawnikami. Na Ziemi głód i choroba – na Elizjum brak zmartwień. Pod względem realizacji zdjęć film przypomina trochę wspomniany „Dystykt 9” (wpływ na to mają zapewne zarówno reżyser i scenarzysta obu produkcji, Neill Blomkamp, jak i autor zdjęć do obu filmów, Trent Opaloch). Oprócz nowatorskich rozwiązań i nowinek technicznych (jak przystało na kino science-fiction) oglądamy również historię, która przemyca morał: czy życie w godności zarezerwowane jest tylko dla tych, którzy mają więcej w portfelu? Bohaterowie Blomkampa postanawiają zawalczyć, wyszarpać z dobrobytu Elizjum coś dla siebie – chociaż jeden krótki pobyt w kapsule zdrowia, który pozwoli zapomnieć o życiu w nędzy, ubóstwie i chorobie.

 

Film jest dobrze zrealizowany – wciąga widza od pierwszych minut. Wartka akcja towarzyszy nam przez większą część seansu. Jak to w produkcjach gatunku science-fiction nie brakuje tu świetnych efektów specjalnych, które jeszcze bardziej podkreślają „przepaść” technologiczną pomiędzy zniszczoną i zacofaną Ziemią a Elizjum, pełnym nowoczesnych mechanizmów, których zastosowanie w filmie zapewne zachęci sceptyków gatunku do „łapania się za głowę”.

 

A co czeka nasze przyszłe pokolenia w roku 2154, kiedy rozgrywa się akcja „Elizjum”? Kto to wie. Pewnie gdyby na początku XIX istniał film i gatunek science-fiction to fanaberią twórców, która zostałaby uznana za szaleństwo byłyby loty promem kosmicznym czy operacje na dotykowych telefonach komórkowych. Drugi świat alternatywą dla mieszkańców Ziemi. Czy ktoś w to teraz uwierzy?

 

Autor: Adam Plutowski

Forum:

Data: 2013-09-16

Dodał: Marek Plutowski

Temat: Elizjum

Nie zamierzałem oglądać tego filmu w najbliższej przyszłości.. ale chyba się skuszę. Może być ciekawy ;)

Wstaw nowy komentarz