Wasze recenzje: „Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia” – jak daleko zaprowadzi ich bunt?

Od blisko dwóch tygodni w świecie kinomaniaków najgłośniej jest o drugiej części Igrzysk Śmierci - „W pierścieniu ognia”, filmu na podstawie powieści Suzanne Collins. Tu nie chodzi tylko o ekranizację kolejnego bestselleru, chodzi o kultową już, bardzo wyszukaną historię obywateli państwa Panem, ginących na arenie, na oczach ludzi dwojakiego pokroju: z jednej strony bogatych, dla których śmierć każdego z dwudziestu czworga zawodników jest rozrywką, z drugiej strony, mieszkańców ich dystryktów: rodziny, przyjaciół, zatroskanych o przyszłość swoich bliskich.

 

W pierwszej części „Igrzysk Śmierci” mogliśmy obserwować bitwę o przetrwanie dwojga bohaterów: Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence), która dobrowolnie zgłosiła się na Igrzyska, ratując swoją młodszą siostrę – Prim (Willow Shields), oraz Peetę Mellarka (Josh Hutcherson). Odgrywana – ku niewiedzy i uciesze mieszkańców Kapitolu - przez tych dwoje miłość na arenie zmieniła tradycyjny bieg wydarzeń. Jest miejsce tylko dla jednego zwycięzcy. Jednak dzięki niesubordynacji Katniss, organizatorzy Igrzysk stanęli przed wyborem, czy uratować dwoje ludzi, czy patrzeć na ich śmierć, nie wyłaniając zwycięzcy.

 

„W pierścieniu ognia” jest kontynuacją historii Katniss i Peety. Wydawać by się mogło, że życie zwycięzców jest sielanką - w przeciwieństwie do mieszkańców Dwunastego Dystryktu, mają ciepłe domy, nie muszą walczyć o każdy bochenek chleba, wręcz śpią na pieniądzach. Jednak czym jest wygoda życia codziennego, wobec dręczących ich wspomnień, snów, przesiąkniętych twarzami młodych ludzi, którzy zginęli na arenie, po to, by oni mogli żyć. I jak tu pławić się w luksusach, kiedy wszyscy wokół żyją jak niewolnicy Kapitolu, którym brak dosłownie wszystkiego łącznie z nadzieją.

           

Jak co roku, po Igrzyskach Śmierci, odbywa się Tournee Zwycięzców: bohaterowie odwiedzają pozostałe Dystrykty, składając cześć zmarłym. Nie byłoby to takie trudne, gdyby nie maski, które bohaterowie muszą zakładać na czas występów.

           

Po powrocie do domu, do „Dwunastki”, mają nadzieję że ich koszmar dobiega końca, że to już ostatnie ich występy przed kamerami, przynajmniej na długi czas. Niestety, z okazji 75. rocznicy Igrzysk Śmierci, Prezydent Snow (Donald Sutherland) podejmuje niespodziewaną decyzję: aby uświetnić okrągłą rocznicę stłumienia buntu przeciwko Kapitolowi, na arenę trafią nie przypadkowi obywatele ciemiężonych dystryktów, ale zwycięzcy z ubiegłych lat. Przed Katniss i Peetą znów walka o przeżycie. Tym razem bez perspektywy przechytrzenia Kapitolu.

 

Druga cześć filmowej wersji „Igrzysk śmierci”,  to wierna, ale bardzo skrócona kopia tej porywającej książki. Skróty nie są na tyle poważne, aby zaburzyć całość, ale ma się wrażenie że wszystko dzieje się w przyspieszonym tempie. Pośpiech i mocny związek z wątkami z pierwszej części trylogii, mogą sprawić, ze przypadkowy widz, nieznający przeszłości Katniss i Peety na arenie, może poczuć się lekko zagubiony i po prostu nie wychwyci niektórych odwołań. Wszystko jest jednak do nadrobienia, bo „Igrzyska śmierci” to wspaniała lektura/film, do której można wracać niejednokrotnie.

 

W „Igrzyskach…” bardzo wyraźnie podkreślony jest symbol wolności i nadziei. Kosogłos (Eng. Mockingjay) to ptak, który widnieje na małej broszce Katniss (w filmie inaczej broszka dostaje się w ręce głównej bohaterki niż w książce). W związku z tym, ze broszka z kosogłosem noszona jest przez Katniss jako ozdoba a jednocześnie sentymentalna pamiątka ‘z domu’ – to ptak ten w naturalny sposób staje się symbolem buntu. Tak jak i Katniss. Mówiąc, że „Igrzyska śmierci” traktują o zabijaniu byłoby dużym uproszczeniem. Collins pisze o wolności, nadziei, jedności i niezgodzie na zło. W pogardzie u niej są dobra materialne i władza. Katniss Everdeen (doskonała rola laureatki Oscara Jennifer Lawrence) uosabia te wartości. Niezbyt medialna, nie zainteresowana sławą czy zmienianiem świata, ale jednocześnie waleczna, pełna buntu i gotowa zabić każdego, kto skrzywdzi tych, których kocha. Czy to wystarczy, aby obudzić ciemiężone społeczeństwo do walki o własną wolność i godność? Warto sprawdzić, czytając trylogię Suzanne Collins – w oczekiwaniu na ekranizacje trzeciej części „Igrzysk śmierci”, czyli „Kosogłos”, który przez twórców filmu zostanie podzielony na dwie odsłony. Premiery wstępnie zaplanowano na 20 listopada 2014 oraz 20 listopada 2015.

 

Igrzyska Śmierci to reality show. Są kamery, sponsorzy, śledząca swoich ulubieńców widownia. Książka Collins wydaje się być polemiką z twórcami współczesnych programów telewizyjnych o podobnym charakterze - bazujących na naturalnym ludzkim pragnieniu oglądania i podgladania: jak dużo można sprzedać aby stworzyć program o wysokiej oglądalności? Dokąd można się posunąć, aby rozbawić tłumy?

 

Autor: Barbara Plutowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz