„Miłość po francusku” – diabeł (nie tylko) ubiera się u Prady

Niech nie zwiedzie was żenujący plakat, banalny (polski) tytuł filmu, ani zła sława współczesnych komedii romantycznych, które można w większości wsadzić do jednego worka. ,,Miłość po francusku’’ udowadnia, że warto czasami odłożyć na bok uprzedzenia i wybrać do kina na ten niewdzięczny, i przez wielu lekceważony gatunek. Jest jednak jeden warunek – musi to być produkcja francuska!

 

Mimo że historia, jej przebieg i finał niczym nas nie zaskoczy, z pewnością nas zauroczy i nie zostawi poczucia zmarnowanego czasu. Tę dość prostą i schematyczną historię opowiedziano bowiem z pazurem oraz doprawiono urokiem głównych postaci, francuskim smakiem i elegancją. Dodatkowo, wszystko to podano w pięknym anturażu - bo czy można sobie wyobrazić lepsze tło dla takiej historii niż Paryż i otoczenie ciuchów od najlepszych projektantów?

 

Alice Lantins – dobijająca do czterdziestki redaktorka czasopisma modowego Rebelle walczy o awans w firmie. Jej szef (jak przystało na tę branżę – gej) widzi w roli redaktor naczelnej młodą i wyzwoloną Lisę. By zrobić wrażenie na nim oraz na pracownikach (którzy postawili już na niej kreskę) i wspiąć się na kolejny szczebel kariery, postanawia symulować romans z przypadkowo spotkanym (i dwadzieścia lat młodszym) Balthazarem.

 

Żaden element historii nie jest zaskakujący – słusznie odnosimy wrażenie, że to wszystko już było. Zakłamanie, hipokryzja i ostracyzm branży modowej pokazywał już „Diabeł ubiera się u Prady” (z niego też wzięto żywcem postać oschłej modowej guru), motyw miłości uroczego, acz biednego chłopaka do kobiety z high class pojawił się już w „Miłości na żądanie” z Audrey Tatou i w „Czyja to kochanka’’, ba  - nawet główny motyw filmu nie jest oryginalny! Nudna, ustatkowana i nie używająca życia bohaterka unika zwolnienia z pracy, dzięki rozpuszczeniu plotki o rzekomym romansie – jest to uwspółcześniona, damska wersja „Plotki” – klasycznej komedii francuskiej z Danielem Auteuil. To wszystko nie przeszkadza nam jednak doskonale bawić się na filmie i płakać ze śmiechu. Diabeł tkwi bowiem w szczegółach: charyzmie głównego bohatera, jego różowym motocyklu, pluszowej papudze i zagubionym trampku.

 

W tę wyświechtaną historię tknięto ponadto humor i autentyzm – główni bohaterowie mają świadomość ról jakie odgrywają w filmie i świetnie bawią się swoimi postaciami – szczególnie grający Balthazara Pierre Niney (który stanie się zapewne nowym obiektem westchnień).

 

Filmów, które ukazywały miłość dojrzałej kobiety i młodego  chłopca było mnóstwo – trudno jednak o równie uroczą parę jak Alice i Balthazar. Co nietypowe dla tego gatunku - nie brak mu też elementów satyry społecznej. Rzuca nowe światło na związki z dużą różnicą wieku, pokazuje ich jasne i ciemne strony, bez popadania w skrajności – zamiast przedstawiać je od strony dramatycznej, ukazuje codzienne dylematy i prozę życia, z mnóstwem zabawnych sytuacji i wpadek towarzyszących tego typu układom.

 

,,Miłość po francusku’’ to kolejna, po zeszłorocznej ,,Delikatności" (również francuskiej), komedia romantyczna, która udowadnia, że jej formułę wciąż da się obronić. Większość kobiet film zapewne oczaruje i pozwoli oderwać się od rzeczywistości, a taki jest przecież cel tego typu filmów – reszta to w zasadzie miły bonus, a tych tutaj nie brakuje.

 

Autor: Alicja Hermanowicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz