„Ocalony” – o przyjaźni, walce i przetrwaniu

„Ocalony” jest hołdem dla poległych żołnierzy w Afganistanie w roku 2005, hołdem złożonym w stylu iście amerykańskim – tak jak to Amerykanie potrafią najlepiej. Obejrzałam film od początku do końca bez chwili znużenia. Mimo, iż traktuje on o tematyce wojennej, jako kobieta śmiało mogę polecić go każdej widowni. Po niedoścignionym „Szeregowcu Rayan’ie” powstało bardzo niewiele produkcji wartych uwagi, do których mogę zaliczyć m.in. „Helikopter w ogniu”. Myślę, że „Ocalony” może dołączyć do tej niewielkiej listy i zająć miejsce w drugim rzędzie.

 

Warto podkreślić, że film został oparty na faktach i reżyser (oraz scenarzysta) Peter Berg podparł się książką pt. „Przetrwałem Afganistan” napisaną przez jednego z głównych bohaterów. Jedynego, który przeżył. Być może właśnie ta świadomość, że cała historia wydarzyła się naprawdę sprawia, że film utrzymywany jest w niesamowitym napięciu.

 

Fabuła filmu nie jest skomplikowana. Akcja rozgrywa się na terenie Afganistanu. Czterech zawodowych żołnierzy amerykańskich wyrusza na operację „Red wings”, której celem jest zabicie talibskiego lidera. Podczas tej misji całkiem niespodziewanie następuje zwrot akcji i główni bohaterowie zostają otoczeni przez Talibów. W pięknej górskiej scenerii rozpoczyna się walka z czasem.

 

W rolę głównego bohatera Marcusa i tytułowego ocalonego brawurowo wcielił się Mark Wahlberg. Aktor kolejny raz udowadnia, że jest stworzony do takich ról. Wcześniej mogliśmy oglądać go m.in. w „Strzelcu’, „Złoto Pustyni”. Na ekranie możemy również przez krótki czas podziwiać grę Erica Bana, który odegrał rolę dowódcy oddziału. Muzyczną oprawą filmu zajął się Steve Jabloński.

 

Zdjęcia końcowe przedstawiają prawdziwych żołnierzy, którzy polegli podczas operacji „Red Wings”. W tym momencie duży plus za charakteryzację. Porównując zdjęcia do aktorów, którzy wcielili się w rolę poległych, widzimy bardzo duże podobieństwa. Warto również odczekać do napisów końcowych, które stanowią swoiste uhonorowanie dla zmarłych.

 

Reżyser Peter Berg zdecydowanie zrehabilitował się po nieudanym (w mojej opinii) „Battleship” i pokazał kawał dobrego kina, przy okazji przybliżając nam wydarzenia z roku 2005.

 

Autor: Marta Biegańska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz