„Purpurowa róża z Kairu” – młodszy Allen też w formie

Tu dobrych aktorów nie trzeba (poprawni mile widziani). Jest scenariusz, jest reżyser i film nie może się nie podobać. Bo jeżeli ktoś, kto może sobie pozwolić na średnio jeden film do roku, jest w stanie oczarowywać publikę po ponad 40 latach swojej działalności, to jakież dzieła musiał pisać i reżyserować na początku swojej kariery, żeby się „ograć” z widownią i móc sobie pozwolić na swój, niepowtarzalny styl, dla niektórych mocno ograny. Woody Allen. 

 

„Purpurowa Róża z Kairu” (1985 r.) to film z typu „trzeba zobaczyć” jeżeli lubi się język filmowy Woodego Allena. Ale i nie tylko. Stany Zjednoczone, lata 30 XX w. Cecilia (Mia Farrow) niezdarna, pracowniczka baru (którą to pracę pewnie załatwiła jej siostra) stara się zarobić by utrzymać siebie i swojego, pochłoniętego hazardem męża. Kocha kino. To jej ucieczka od szarego, przytłaczającego życia.

 

Na filmy (na które przychodzą ludzie ubrani, można rzec odświętnie, wciąż traktując kino jako luksus), Cecilia chodzi coraz częściej w miarę narastających problemów w życiu osobistym. Tytułową „Purpurową Różę z Kairu” widziała dziesiątki razy. Patrząc na idealne postacie, idealnego świata filmu zatraca się w nim. Tom Baxter (postać z filmu oglądanego przez Cecilię), wkracza dosłownie do jej świata, wyznając swoją miłość.

 

Tymczasem cały świat Hollywood postawiony jest na baczność. Film nie może się skończyć, ponieważ bohater filmowy hasa sobie na rzeczywistości. Aktor, który gra tę postać boi się o swoją karierę, bo przecież jego kreacja, która wygląda zupełnie jak on sam (może w przyśmiesznawym, trochę nie w „klimacie”, kostiumie) może zrobić dosłownie wszystko. Inne postacie z filmu są oburzone (i to mało powiedziane) postawą Toma. Wszystko staje do góry nogami. Aktor grający rolę Toma (Jeff Daniels) zakochuje się w Cecilii, która zna wszystkie filmy z jego udziałem i komplementuje go na okrągło. W ten sposób będąc po prostu miła, Cecila sprawia, że Narcyz obudzony w aktorze, wyrasta w  nim do skraju możliwości: „Wyjedź ze mną do Hollywood”, „Cecylio, kocham cię”, „Zaśpiewajmy razem w tym przepięknym małym sklepie..”, „Jesteśmy dla siebie stworzeni”.

 

„Purpurowa róża..." Allena pokazuje różnice pomiędzy światem realnym a tym wymyślonym, wykreowanym i odegranym przez brać zrzeszoną pod egidą „10 muzy”.

 

Film w filmie o filmie. Trochę jak w „Incepcji”, gdzie główna bohaterka staje przed decyzją pozostania w rzeczywistości uosabianej przez aktora grającego archeologa, czy też oddania się całkowicie wymyślonej wizji świata z filmu. Idealnie ducha tego obrazu przedstawia plakat Andrzeja Pęgowskiego z 1985 roku (plakat poniżej w stopce informacyjnej).

 

Obraz Allena jest także krytycznym spojrzeniem na sam biznes hollywoodzki. O tym co rządzi tym światem. I chociaż sporo mogło się zmienić przez tyle lat, podstawy myślenia i wartości wydają się być cały czas takie same (postawa aktora, który gra archeologa). Dobry dla nas wszystkich, maniaków filmowych. Ku przestrodze, żeby jednak odróżniać rzeczywistość od filmu i wybierać to co jest obok nas, co da się dotknąć, poczuć nawet jeżeli jest to trudniejsze, dalekie od naszych wyobrażeń i oczekiwań. A co wybrała główna bohaterka? Trzeba zobaczyć. Zapraszam do dyskusji po obejrzeniu. Bo jest nad czym.

 

Autor: Michał Serocki

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz