„Szósty zmysł” – granice normalności

Gdzie przebiega granica normalności? Skoro czeka nas inne życie po śmierci to dlaczego dla większości ludzie, którzy przyznają się do tego, że widzieli ducha, są powszechnie postrzegani za obłąkanych? Skoro większość ustala normy, a ludzie są omylni, to czy może się okazać, że człowiek postrzegany za anormalnego, ma niekiedy więcej słuszności od pozornie normalnych? „Szósty zmysł” w reżyserii M. Nighta Shyamalana to nie tylko przesycony scenami grozy horror o duchach, które nie zaznały spokoju.  To także krzyk przeciwko krytyce inności!

 

Doktor Malcolm Crowe, w którego rolę w filmie wcielił się Bruce Willis, zostaje postrzelony we własnym domu przez jednego ze swoich byłych pacjentów, niezrównoważonego psychicznie Vincenta Grey’a; lekarz wcześniej nie był w stanie pomóc choremu pozbyć się lęku. Kilka miesięcy po tym zdarzeniu nowym pacjentem doktora zostaje wycofany społecznie chłopiec Cole, którego dręczą podobne problemy co Grey’a. Pomoc Cole’owi staje się dla lekarza rekompensatą nieudanej terapii Vincenta.

 

Mimo, że film ten został sklasyfikowany gatunkowo jako horror, to myślę, że Shyamalan, który prócz reżyserii napisał również scenariusz, za swój główny cel nie obrał nastraszenia widza. W filmie jak najbardziej występują sceny grozy, jednak nie one są tu najistotniejsze. Twórcę filmu trzeba zdecydowanie pochwalić za oryginalną fabułę opartą na zaskakującym pomyśle, który poznajemy na samym końcu. Konkluzja jest wręcz rewelacyjna! Wprowadza widza w niemałe zaskoczenie…

 

Dzieło Shyamalana jest jednym z moich najlepszych filmów głównie ze względu na jeden istotny aspekt. Mianowicie film ten krytykuje pogardę wobec inności. Ukazuje granice normalności otwierając tym samym umysł widza; chłopiec, który ma problemy z adaptacją społeczną i komunikacją międzyludzką jest postrzegany przez ogół za dziwoląga. Jednak skoro granice normalności ustalają zwykli ludzie, którzy są omylni, to może się okazać, że człowiek postrzegany za anormalnego, może niekiedy mieć więcej racji niż ci pozornie normalni. Bo przecież ten wyalienowany, dziewięcioletni outsider wcale nie jest chory psychicznie, a posiada wyjątkowy dar, szósty zmysł dzięki, któremu może się komunikować ze zmarłymi. Te z kolei nie mogą się dostać na drugi świat, gdyż nie załatwiły wszystkich spraw. Oczekują pomocy od Cole’a...

 

„Szósty zmysł” to świadectwo niesamowitej kreatywności. W kapitalny sposób zostały przedstawione poszczególne sceny w filmie. Twórca konsekwentnie buduje napięcie. Na pochwałę za grę aktorską niekwestionowanie zasługuje Haley Joel Osment, który w zasadzie za sprawą roli właśnie w „Szóstym zmyśle” zyskał prawdziwy rozgłos. Niemalże ikoną tego filmu stała się kapitalna, wywołująca dreszcze scena, w której dziewięcioletni Cole wyjawia w szpitalu lekarzowi swoją tajemnicę; „-(...) Widzę nieżywych ludzi(...) Chodzą jak normalni ludzie, nie widzą się nawzajem. Widzą tylko to, co chcą widzieć. Nie wiedzą, że umarli”.

 

Warto zwrócić uwagę na inny, nieodzowny element filmu, jakim jest muzyka. W „Szóstym zmyśle” jest ona niezwykle tajemnicza, a zarazem przerażająca. Wywołuje poczucie niepokoju. Idealnie współgra z obrazami widzianymi na ekranie. Stanowi jego tło będąc odpowiednio zsynchronizowana z konkretnymi akcjami w filmie.

 

„Szósty zmysł” otrzymał około 30 nagród.  Zaskoczeniem jest jednak dla mnie fakt, że nie przyznano mu Oskara, do którego był nominowany w 2000 roku aż w sześciu kategoriach (najlepszy aktor drugoplanowy, najlepsza aktorka drugoplanowa, najlepszy reżyser, za montaż, najlepsze zdjęcia, najlepszy scenariusz).

 

Autor: Tamara Panieczko

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz