„Wszystkie kobiety Mateusza”, czyli co one w nim widzą poza tym, że jest martwy?!

Przygody anioła, który znalazł się w Krakowie, cechowały się sympatyczną bezpretensjonalnością. Reżyser tamtych produkcji, Artur „Baron” Więcek, próbował nawiązać do ich klimatu w swoim najnowszym filmie, ale efekt jest co najwyżej średni przede wszystkim ze względu na niespójność całości – film rozpoczyna się trochę upiornym snem głównej bohaterki, sugerującym, że może będziemy mieli do czynienia z polską odpowiedzią na „Miłość” Hanekego. Niestety, to tylko próżne życzenia, a połączenie tak wielu gatunków, od rodzinnego dramatu do komedii romantycznej, wypada wyjątkowo chaotycznie.

           

Krzysztof Globisz wciela się w rolę siedemdziesięcioletniego Mateusza Kłosa, mimo iż sam nie ma jeszcze nawet sześćdziesięciu lat – i to widać. Nasz bohater umiera bardzo nagle podczas rodzinnego spotkania i już od pogrzebu większość znających go kobiet zaczyna mieć… sny erotyczne z jego udziałem. Dlaczego? Nie za bardzo wiadomo. Z ekranu płynie sugestia, że każda z nich czuje się niesłuchana i niekochana, ale dlaczego wszystkie zgodnie fantazjują o dopiero zmarłym mężczyźnie? Film nie daje odpowiedzi – owszem, Mateusz ponoć zawsze był kobieciarzem, ale żadna scena przed jego śmiercią nie sugerowała aż takiej zażyłości z każdą kobietą w miasteczku. Im dłużej oglądamy, tym bardziej każde pojawienie się Mateusza staje się nużące i wtórne, a ten wątek ma tak mało możliwości rozwinięcia, że niebawem przestajemy się nim interesować. Nie pomaga przepełniona obsada ani zacierająca się granica między sferą snów kobiet a rzeczywistością, w której funkcjonują ich partnerzy. Kiedy jeden z nich nakrył Mateusza z żoną i wyrzucił go z domu, zacząłem się zastanawiać, co tak właściwie obejrzałem – mąż dołączył do snu żony, trup ożył czy też wszystko jest tylko niezbyt udaną metaforą?

 

Film powstał na podstawie powieści „Aniołek” autorstwa Beaty Pawlak i pewnie wyszłoby mu na dobre, gdyby kilka książkowych postaci i wątków zostało pominiętych. Szczęśliwie często mamy okazję odpocząć od nieboszczyka i kobiet marzących o wspólnej z nim kopulacji na rzecz najważniejszej kobiety w życiu zmarłego, granej przez urodzoną w Tczewie Teresę Budzisz-Krzyżanowską. Kiedy to ona staje się centralną postacią, film ożywa i wznosi się na nowy poziom dzięki jej dojrzałości i godności granej przez nią Karoliny. Choć to jej mężem był Mateusz, jego śmierć wiąże się dla niej z kolejnymi pytaniami o swój los, ze strachem przed własną śmiertelnością i obawą o niewłaściwie przeżytą przeszłość. Agata Kulesza jako córka w pewnym momencie zaczyna wypominać jej zbytnią surowość, która jakoby miałaby odbić się na jej (córki) życiu prywatnym. To potencjalnie ciekawy wątek, ale kończy się równie nagle, jak został podjęty, by ustąpić miejsca kolejnym nudnym sennym wizjom. Gdyby film skupił się na Karolinie, byłby z pewnością o wiele lepszy. W obecnej formie wywołuje u mnie uczucia co najwyżej mieszane ze względu na bezcelowość i niechlujność głównego wątku. Mimo wszystko żarty są okazjonalnie zabawne i na tyle nieinwazyjne, że wielu osobom „Wszystkie kobiety Mateusza” mogą się spodobać. Mnie spodobała się jedynie historia żony. Im mniej Mateusza, tym lepiej.     

 

Autor: Jakub Neumann

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz