„50 twarzy Greya” – czego pragną kobiety…

Premiera „50 twarzy Greya” była chyba najbardziej wyczekiwaną w tym roku. Bilety zostały sprzedane juz tydzień przed seansem. Tysiące par z niecierpliwością oczekiwało na wejście do sali kinowej. Wszystko po to aby zobaczyć na ekranie przystojnego milionera i skonfrontować wizje z książką. Efekt? Po seansie setki kobiet wychodzące z wypiekami na twarzach, a za nimi setki ziewających, znudzonych mężczyzn zastanawiających się nad tym, w czym tkwi fenomen Greya…

 

Po seansie tym bardziej zastanawiam się na czym polega fenomen książki, filmu, całej historii stworzonej przez E.L. James? Sama przyznam, że przeczytałam książkę jednym tchem. Nie jest to typ literatury w jakiej się rozczytuje: główna bohaterka mnie irytowała a cała historia wydawała się trochę odrealniona. Więc czemu? Kluczem do sukcesu było stworzenie głównego bohatera - 27 letniego, bogatego, utalentowanego, przystojnego, onieśmielającego Greya, a co najważniejsze tajemniczego i skrzywdzonego w przeszłości- dzięki czemu wydaje się być ciekawy i intrygujący. Prosty zabieg, a jaki efekt. Jednak do czasu. Przychodzi moment kiedy nawet Grey zaczyna nas męczyć, główna bohaterka jest coraz bardziej irytująca ale trzeba dotrwać do końca książki chociażby tylko po to aby zobaczyć jak zakończy się ich historia. Mimo wszystko nadal tysiące kobiet jest zakochanych w Greyu i marzy o takim ideale mężczyzny.

 

Błędne byłoby określenie, iż „50 twarzy Greya” jest filmem o miłości. Tutaj uczucie zostało bardziej sprowadzone do zwierzęcych instynktów i zaspokajania cielesnych potrzeb. Wiele razy pada stwierdzenie „jesteś moja”, „będę cały twój”. Taka potrzeba posiadania nijak się ma do głębszego uczucia. Nie pomaga nawet usprawiedliwianie się ciężką przeszłością. Pokazy filmu zostały nawet wstrzymana w Malezji ze względu na seksualne poniżanie kobiet na ekranie. Wokół filmu jeszcze przed premierą krążyła fala krytyki, która paradoksalnie tylko zachęciła wiele osób do jego obejrzenia.

 

Nie budzi zdziwienia fakt, iż wyreżyserowania filmu podjęła się kobieta – jakże by inaczej. Każdy mężczyzna po przeczytaniu książki i scenariusza zaśmiałby się ironicznie, splunął i podziękował. Reżyserka Sam Taylor-Johnson miała ciężki orzech do zgryzienia i na pewno nie pomogła jej w tym ani obsada aktorska, ani fabuła. Jamie Dornan i Dakota Johnson zdecydowanie byli zbyt drętwi, nie potrafili odegrać emocji na ekranie. Być może zestresowała ich perspektywa nagrywania pikantnych scen łóżkowych i skupili się tylko na tym, gdzieś po drodze gubiąc cały zamysł. Nie jestem w stanie wychwycić momentu, w którym między głównymi bohaterami zrodziła się chemia. Wszystko dzieje się szybko i jest pozbawione jakichkolwiek uczuć. Bez uniesień, kwiatów i serduszek.

 

Film na pewno dużo lepiej zrozumieją osoby, które przeczytały książkę. Przykładem jest scena kiedy Anastazja przygryza ołówek podczas pierwszego spotkania, a Christian w tym czasie zaciska mocniej ręce na blacie (w książce dokładnie zostało wyjaśnione to jak silnie działa na niego takie zwykłe przygryzanie ołówka). Pojawia się wiele niedopowiedzeń i podczas samego seansu można zobaczyć jak kobiety szepczą do ucha swoim mężczyznom wyjaśnienia wielu scen zaczynając od stwierdzenia „bo w książce było tak…”

 

Przychodzi do głowy się również pytanie – gdzie się pojawia te słynne 50 twarzy głównego bohatera? Jamie Dornan na cały film zakłada jedną maskę. Nie intryguje, nie powala. Staje się szary (paradoksalnie w książce Ana mówiła o nim „Szary” – ang.”Grey”). Dakota Johnson również nie zachwyca swoją grą aktorską. Można to zauważyć już od pierwszej sceny, kiedy z udawaną nieporadnością wpada do gabinetu Greya i się potyka. W późniejszych scenach nie pomaga jej nawet robienie maślanych oczu. Jednak czego można się spodziewać po aktorce, która jest znana głównie z tego, że ma znanych rodziców?

 

Dużym plusem filmu jest podkład muzyczny. „Crazy In love” Beyonce w zupełnie nowej aranżacji doskonale pasuje do pikantnych scen łóżkowych i dodaje smaku. Mimo wszystko Ellie Goulding mogłaby sobie podarować kolejny klip dla nastolatek, rodem ze „Zmierzchu”. „50 twarzy Greya” to w końcu bajka dla dorosłych.

 

Autor: Marta Biegańska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz