„Ave, Cezar!” – Capitol Pictures

Teraz, w okresie, kiedy cała gimbaza szturmem atakuje kina, czekając na film, który podniesie im ego „pierwszoplanowego jokera klasy III C”, bracia Coen po ośmiu latach wracają do rasowej komedii. Brak w niej wybuchów, łamania czwartej ściany, czy nieśmiertelnego superbohatera. Zamiast tego mamy absurdy, klisze i latające po ekranie sarkazmy.

 

Ave, Cezar!” to film stworzony przez dwójkę ludzi, którzy dla kina zasłużyli się bardziej niż milion Ryanów Reynoldsów. Bracia Coen, Ethan i Joel, wiedzą co to film, znają historię kina i z czym to wszystko się jadło w latach 50. Teraz mała lekcja historia dla tych, którzy po wejściu do kina, by obejrzeć swojego ukochanego kolesia w czerwonym kostiumie, zobaczyli plakat na ścianie z napisem „coś tam Cezar”, a teraz widzą ten sam napis na swoim facebookowym newsfeedzie. Lata 50. to tak zwana „złota era Hollywood”, która rozpoczęła się w latach 30. Sztukę filmografii zdominowały systemy studyjne i gwiazdorskie, w kinach najlepiej sprzedawały się musicale, komedie oraz wielkie epickie produkcje, stworzone na ogromną skalę (dam Wam przykład: „Deszczowa piosenka”, „Pół żartem, pół serio” i „Ben-Hur”). Twórców obejmowała ścisła cenzura, w obawie przed komunizmem wiele scenariuszy zostało odrzuconych, a autorów wyrzuconych. Wyrzucano też aktorów i reżyserów. Studia filmowe, by utrzymywać swoje gwiazdy (aktorzy mieli wówczas podpisane umowy ze studiami, nie tak jak teraz, że ci mogą sobie wybrać film z jakiegokolwiek studia) zatrudniali człowieka do zadań specjalnych, który rozwiązywał wszelakie problemy.

 

W filmie braci Coen, takim człowiekiem jest Eddie Mannix i grający go Josh Brolin. Jest to rosły mężczyzna, z kwadratową szczęką, z szerokimi barkami, chodzi w szarym garniturze z kapeluszem i od deszczu w trenczu. Codziennie chodzi do kościoła się spowiadać ze swoich grzechów, które w głównej mierze sprowadzają się do „zapaliłem dzisiaj aż trzy papierosy, co mam zrobić Ojcze?”. W pracy, w studiu Capitol Pictures innymi słowy, to on sprawuje rzeczywistą władzę nad studiem, jego słowo jest wiążące i każdy musi się mu podporządkować.

 

Studio produkuje wiele filmów naraz. W produkcji znajdują się takie filmy jak „Ave, Cezar!”, który opowiada historię rzymskiego centuriona w Nazarecie, gdzie na swojej drodze spotyka Jezusa Chrystusa. Rzymianina gra Baird Whitlock (George Clooney); typowy bezmyślny western „Lazy, ol’ Moon” z mnóstwem absurdalnej akcji, gdzie główną rolę gra Hobie Doyle (Alden Ehrenreich), który poza słowami „wiśta wio” nie może wykrztusić z siebie nic więcej; wkraczamy również na produkcję filmu „Radosne pląsy” w reżyserii Laurence’a Laurentza (Ralph Fiennes), który ma akurat problemy ze znalezieniem zastępstwa za jednego z głównych aktorów; musical na wodzie, w którym zmysłowa, acz cięta w gadce DeeAnna Moran (Scarlett Johansson) wykonuje akrobacje oraz typowy musical taneczny, gdzie w głównej roli obsadzono przystojniaka Burta Garneya (Channing Tatum).

 

Cała sytuacja komplikuje się i robi coraz bardziej absurdalna, kiedy z planu filmowego zostaje porwany Baird Whitlock. Eddie Mannix otrzymuję jedynie notkę informującą o sumie okupu z podpisem „jesteśmy z przyszłości”. Szybko się jednak okazuje, że porywaczami są tak naprawdę komunistyczni scenarzyści, żądający od studia jedynie rekompensaty za własną pracę. Dlaczego? Ano uważają, że nie zostali odpowiednio wynagrodzeni za swoje własne historie. Sam Mannix podróżuje między planami zdjęciowymi w swoim studiu, by zdobyć i zostawić w umówionym miejscu pieniądze, jednocześnie rozwiązując problemy innych aktorów (zastępstwo aktora dla Laurentza; problem z wizerunkiem Moran), oraz będąc napastowany przez bliźniaczki dziennikarki (Thorę i Thessaly Thacker grane przez Tildę Swinton), które niczym hieny krążą po studiu szukając jakiegoś pikantnego tematu.

 

Ave, Cezar!” jest jedną wielką satyrą na kino tamtych czasów, a również nostalgicznym wspomnieniem, ponieważ te już nie wrócą. Coenowie zadbali o to, by wrzucić do swojej produkcji jak najwięcej charakterystycznych detali i mechanizmów, które sprawiły, iż lata 50. nie bez powodu zaliczono do „złotej ery Hollywood”. Nie tylko kino było ważnym aspektem tej produkcji, a również polityka – czerwona panika przybrała na sile dzięki działaniom senatora McCarthy’ego, który przeprowadzał osławione przesłuchania w różnych kręgach show-biznesu, kultury i polityki. Wielu twórców i ich produkcje, których chociażby podejrzewano o komunizm wprowadzono na tak zwaną „czarną listę”. To bardzo znana sprawa w Stanach Zjednoczonych i Coenowie zdali z tego raport w „Ave, Cezar!”. Porwany przez komunistów Whitlock zaczyna wdawać się w dyskusje z nimi na temat tego, jak wygląda i powinien wyglądać system rządzący kinematografią, show-biznesem, polityką, a nawet gospodarką. Biedny centurion nie wie, że cichaczem zakładają mu kartę członkowską komunistycznej partii.

 

Ave, Cezar!” to szalony i absurdalny film. Jego siła tkwi w wielu, acz mało widocznych momentach, które świadczą nie tylko o erudycji braci, ale także o ich inteligentnym humorze. Poruszane kwestie są bardzo miło i sprawnie nakreślone, szkoda tylko, że sam film nie niesie ze sobą żadnego głębszego przesłania. Coenowie sprezentowali nam śmieszną lekcję historii, ale niewiele z niej wynika, a szkoda, bo mogłaby to być wybitna produkcja w przeciwnym razie. Traktuję, zatem, „Ave, Cezara!” jak dzieło niedokończone, podobnie jak film „Ave, Cezar!” w tym filmie. Zamiast pełnego produktu, otrzymałem nieco okrojony, gdzie czasami w miejsce scen ważnych widziałem plansze z napisem „tu będzie widowiskowe objawienie”.

_____________________________________________________________________________________________________________________

 

Forum:

Data: 2016-02-25

Dodał: czytelnik

Temat: ave

tekst może i błyskotliwy. jednak drogi Autorze: uważasz, że wiesz wszystko na temat filmów, które akurat lecą w kinie? Pozujesz na poważnego recenzenta, a nazywasz widzów "gimbazą"? bije od Ciebie arogancja i zbytnia pewność siebie. więcej pokory. pozdrawiam

Data: 2016-02-25

Dodał: taka jedna

Temat: Re:ave

Niestety muszę się zgodzić. Uprzejmość nie kłóci się z erudycją, Szanowny Autorze.

Data: 2016-03-08

Dodał: MC

Temat: Re:ave

Przykro mi jeśli tak odebraliście moją recenzję. Macie rację, przesadziłem ze swoim jadem, pisząc "gimbaza".

Data: 2016-02-25

Dodał: AP

Temat: ave

Bardzo błyskotliwy tekst wyjaśniający kontekst filmu, który dla wielu widzów jest dzisiaj niezrozumiały.

Wstaw nowy komentarz