„Cloverfield Lane 10” - schronienie czy więzienie?

„Cloverfield Lane 10” - schronienie czy więzienie?

Początek „Cloverfield Lane 10” mówi nam o całym filmie więcej, niż śmielibyście przypuszczać. Nie tylko poznajemy w nim główną bohaterkę, Michelle (w tej roli bardzo dobra Mary Elizabeth Winstead) i jej sytuację życiową (nagłe rozstanie z narzeczonym), ale też podejście twórców do widza i opowiadanej historii. Tak jak nic nie zapowiada dramatycznego wypadku samochodowego, którego ofiarą będzie nasza bohaterka, tak niespodziewane okażą się kolejne zwroty akcji przygotowane przez scenarzystów ku naszemu zaskoczeniu i... konsternacji.

 

Właściwa akcja rozpoczyna się gdy Michelle budzi się w zaryglowanej celi pozbawionej okien. Jest ranna, unieruchomiona i przerażona, nie wie gdzie jest ani jak się tu znalazła. Wkrótce okazuje się, że została uratowana z wypadku przez gospodarza tego dziwacznego przybytku, Howarda (rewelacyjny John Goodman), według którego wszyscy ludzie na powierzchni zostali zgładzeni w wyniku tajemniczego ataku niewiadomego pochodzenia. Aby pozostać przy życiu należy pozostać w bunkrze do czasu, gdy skażone powietrze przestanie stanowić zagrożenie – jakiś rok lub dwa. Jak łatwo się domyślić, Michelle nie daje wiary słowom Howarda, widząc w nim jedynie niebezpiecznego szaleńca. Trzeci mieszkaniec bunkra, Emmett (John Gallagher Jr.) twierdzi jednak, że atak naprawdę miał miejsce, co były wojskowy Howard zresztą przewidział, zatrudniając go przy budowie bunkra, w którym wszyscy się teraz znajdują... Kim więc jest niepokojący gospodarz i co tak naprawdę stało się na powierzchni? Kto kłamie, a komu można wierzyć? Czy bohaterce uda się uciec i czy w ogóle powinna tego próbować? W trakcie seansu nie raz będziecie zadawać sobie podobne pytania, a twórcy filmu równie często będą strącać Was z pantałyku zaskakującymi plot twistami. W dwóch słowach: wielka niespodzianka!

 

„Cloverfield lane 10” to przede wszystkim doskonały thriller psychologiczny, co w ogromnej mierze pozostaje zasługą aktorów, w szczególności Johna Goodmana, który nie raz już udowodnił, że niezrównoważonych psychopatów potrafi grać jak mało kto (przykładem jego niezapomniany występ w „Big Lebowskim”). Grany przez niego Howard już samą imponującą posturą sprawia, że można poczuć się w jego towarzystwie cokolwiek niepewnie. Wrażenie to pogłębia się z chwilą, gdy zaczyna mówić i działać – jako znawca teorii spiskowych, nadopiekuńczy ojciec i tyran w jednym bohater Goodmana jest tak nieprzewidywalny i niepokojący jak sam film. Postać partnerującej mu na ekranie Mary Elizabeth Winstead nie stwarzała jej co prawda równie dużego pola do popisu, aktorka zdołała jednak obdarzyć odgrywaną przez siebie Michelle psychologiczną wiarygodnością. Wierzymy więc w przemianę bohaterki, która z unikającego konfrontacji, wiecznie uciekającego dziewczęcia przeistacza się w prawdziwą wojowniczkę, co w przypadku mniej utalentowanej aktorki mogłoby po prostu śmieszyć. Na tak wyrazistym tle John Gallagher Jr. siłą rzeczy rysuje się dość blado, gdyby jednak nie obecność jego bohatera, napięta atmosfera, poczucie klaustrofobii i paranoi towarzyszące izolacji od świata z pewnością nie uderzałyby z taką siłą, a sposób myślenia bohaterów nie udzielałyby się widzowi tak skutecznie, jak się udziela.

 

Siłą pełnometrażowego debiutu Dana Trachtenberga (poza świetnym scenariuszem) jest właśnie ten dzielony z bohaterami filmu psychiczny dyskomfort i niepewność co do prawdziwych zamiarów postaci i istnienia domniemanej katastrofy. Twórcy niezwykle umiejętnie dawkują napięcie oraz informacje na temat świata przedstawionego, „Cloverfield lane 10” ogląda się więc z niegasnącym zainteresowaniem, snując (najczęściej błędne) domysły na temat tego, co zaraz wydarzy się na ekranie. Największym zaskoczeniem okazuje się oczywiście zakończenie, od którego też w dużej mierze zależeć będzie Wasza ocena filmu (moją reakcją była wspomniana we wstępie konsternacja, ale podejrzewam, że w wielu przypadkach zastąpić ją mogą dużo bardziej pozytywne odczucia). Nie chcę zdradzać zbyt wiele, by tym samym nie zepsuć nikomu seansu, podpowiem jednak, że rację mają ci, którym intuicja podpowiada, że zbieżność tytułów z „Cloverfield” (znanym u nas pod  tytułem  „Projekt:  Monster”)  z  2008  roku  nie  jest  przypadkowa.  Słynny  J.  J. Abrams,

 

producent filmu Trachtenberga, w jednym z wywiadów stwierdził wprost, że oba obrazy należą do jednej antologii. Otwartym zakończeniem ostatniego z nich twórcy uchylają sobie furtkę do stworzenia kolejnej części – wszystko wskazuje więc na to, że wielbiciele thrillerów spod znaku sci-fi mają na co czekać, a Dana Trachtenberga po tym, co pokazał w „Cloverfield lane 10” wypada uznać za reżysera co najmniej obiecującego.

 

OCENA FILMU (1/5): 3,5

____________________________________________________________________________________________________

 

CLOVERFIELD LANE 10

 

CZAS TRWANIA: 105 min.

GATUNEK: thriller psychologiczny, science-fiction

PRODUKCJA: USA 2016

POLSKA PREMIERA: 22.04.2016

 

REŻYSERIA: Dan Trachtenberg

(krótkometrażowy „Portal: No Escape”)

OBSADA: John Goodman („Big Lebowski”),

Mary Elizabeth Winstead („Wyjść na prostą”)

 

ZWIASTUN:

 

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz