„Córki Dancingu”: Spełniona fantazja staje się koszmarem

Wielkomiejska baśń dla dorosłych, musical stylizowany na lata 80-te, niedorzeczna komedia, liryczna historia miłosna, brutalne fantasy czy horror z syrenami w rolach głównych? Jakkolwiek nie określiłoby się pierwszego fabularnego filmu Agnieszki Smoczyńskiej, przyznać trzeba, że „Córki dancingu” to jeden z najciekawszych, najodważniejszych i najbardziej szalonych polskich debiutów ostatnich lat.

 

Dwie nastoletnie siostry-syreny: Złota (Michalina Olszańska) i Srebrna (Marta Mazurek) przybywają do Warszawy lat osiemdziesiątych. Wiedzione rządzą ciekawości wychodzą z Wisły, aby zasmakować prawdziwego życia. Trafiają do jednej z dancingowych restauracji, gdzie dołączają do zespołu Figi i Daktyle. Wyglądają i zachowują się jak zwykłe nastolatki – chcą się zabawić, przeżyć przygodę, są pewne siebie, ale też bardzo wrażliwe. Bohaterki przechodzą szybki kurs dojrzewania - starają się zrozumieć jak funkcjonuje świat, poznają smak pierwszego papierosa, pierwszego pocałunku, pierwszego seksualnego uniesienia, następnie rozczarowania. Sprawdzają jak daleko można się posunąć eksperymentując z własną tożsamością. Stają się uosobieniem inicjacji, a także nieprzystosowania do otoczenia. Jednak wystarczy szklanka wody, aby przypomnieć o ich syreniej naturze, a zarazem o tym, co zwierzęce w każdym z nas.

 

Poza warstwą scenariuszową, kolejną narrację w filmie stanowi muzyka. Siostry Zuzanna i Barbara Wrońskie, założycielki jednej z oryginalniejszych grup muzycznych w Polsce: Ballad i Romansów, na potrzeby filmu, napisały i skomponowały słowa piosenek i muzykę. W pozornie infantylnych tekstach chowa się głęboka i bardzo emocjonalna obserwacja relacji międzyludzkich, niepozbawiona dawki ironii. Utwory obrazują stan emocjonalny bohaterów, nie są zamiennikiem dialogów, nie zastępują akcji. Są zintegrowane z fabułą, nie stanowią oderwanych wstawek. Oprócz autorskich piosenek, w filmie znalazły się na nowo zaaranżowane szlagiery z lat 80.-tych, takie jak: „Daj mi tę noc” zespołu Bolter, „Byłaś serca biciem” Andrzeja Zauchy, „Bananowy song” zespołu Vox czy „I Feel Love” Donny Summer.

 

Odtworzenie świata dancingu było o tyle łatwiejsze zarówno dla reżyserki, jak i sióstr Wrońskich, gdyż wychowywały się na zapleczach restauracji dancingowych. Lata 80-te to czas ich dzieciństwa. Przeniesienie tam akcji filmu jest jednak tylko pewnym symbolem, wspomnieniem - takim jakim mogły zapamiętać go wówczas kilkuletnie autorki filmu. Świat dancingu jest więc miejscem lekko odrealnionym, ucieczką od spraw publicznych, którymi dziecko się przecież nie interesuje. Cała strona wizualna – kostiumy, rekwizyty, lokacje – tworzą rodzaj stylizacji, nie odwzorowują ówczesnych realiów.

 

Musical, w dodatku polski musical, pomijając już fakt, że z udziałem syren, może zabrzmieć przerażająco i napawać lękiem. Wszystko przez to, że gatunek ten funkcjonuje w świadomości jako wypaczony amerykański twór – banalna historia z mnóstwem tańczących i śpiewających głupie teksty piosenek odrealnionych bohaterów. Przez lata był u nas gatunkiem zapomnianym, mniej poważanym, wręcz wstydliwym. W „Córkach dancingu” to tematyka filmu nadaje bezpośredni pretekst do skorzystania z tej formuły. Świat estrady przepełniony jest tętniącym rytmem, a życie bohaterów koncentruje się wokół knajp i dancingu, wokół muzyki i śpiewu. Jednak utarte musicalowe schematy nie ograniczyły twórców. Przełamali je, zresztą bardzo odważnie , elementami zaczerpniętymi z innych gatunków: od horroru, przez dramat, po tragikomedię. „Córki dancingu” bawią, straszą i zmuszają do refleksji. Kilka scen jest naprawdę drastycznych, stąd mowa o baśni dla dorosłych. Także ogony syren nie mają nic wspólnego z tymi, kojarzonymi z disneyowską Arielką. Są oślizgłe i cuchnące, pożyczone z obrazów Aleksandry Waliszewskiej, sięgającej do średniowiecznych wyobrażeń o mitologicznych półkobietach.

 

Kinga Preis śpiewająca Donnę Summer, Magdalena Cielecka w roli Boskiego Futra rozgrzewająca zmysłowym tańcem bywalców PRL-owskich dancingów, Katarzyna Herman uprawiająca seks z syrenim ogonem – Agnieszka Smoczyńska zaprosiła do współpracy jednych z najlepszych polskich aktorów, proponując im zupełnie nowe, zaskakujące wcielenia, którymi sporo zaryzykowali. Surrealizm, kicz i makabra.  „Córki dancingu” przekraczają kilka granic: dobrego smaku, gatunków, konwencji. To film, który można albo pokochać od pierwszej sceny, albo znienawidzić.

 

Autor: Magda Mielke