Czerwona lampka. „Eksperyment“

Thriller o więziennym eksperymencie profesora Zimbardo to moja propozycja na chłodny, jesienny wieczór. „Eksperyment“ intryguje, porywa i częstuje niezłą grą aktorską. A ponieważ  wszedł na ekrany w 2010 roku, za grosze można go dostać w pierwszym lepszym Empiku.

 

„Eksperyment“ opowiada o grupie mężczyzn zamkniętych w symulowanym więzieniu. Są świadomi pozorności przedsięwzięcia i tego, że celem doświadczenia jest obserwacja ich zachowań.  Wiedzą, że w budynku są aktywne kamery, a nad przebiegiem badania czuwa grupa lekarzy. Wszyscy przyszli tu w jednym celu: zarobić. W końcu płacą tysiąc dolców za dzień.

 

Po przybyciu na miejsce zostają podzieleni na strażników i więźniów. Ich zadaniem jest wytrzymać w tych rolach dwa tygodnie, przestrzegając wytycznych. Zadanie, które z pozoru wydaje się łatwe, oczywiście takim nie jest. Film wciąga. Angażuje wyobraźnie, pobudza umysł. Prowokuje do zastanowienia się nad naturą ludzką i filuternie puszcza oko: czy myślisz, że Ty pozostałbyś sobą? Naprawdę uważasz, że człowiek jest czymś więcej od małpy?

 

To samo pytanie zadaje sobie główny bohater filmu. Travis (Adrien Brody) to wolnomyśliciel, który decyzuje się na udział w eksperymencie, żeby zarobić na wyjazd do Indii. Artysta podczas castingu poznaje Barrisa (Forest Whitaker), z którym nieźle się dogadują. Pomimo początkowej nadziei, że mężczyźni spędzą następne dwa tygodnie po tej samej stronie barykady, jednemu z nich zostaje przydzielona rola więźnia, a drugiemu – strażnika.

 

To, co dzieje się poza więzieniem, jest mocno naciągane, ale nie ma znaczenia. Dla widza, tak jak dla eksperymentu, najważniejszy jest przebieg badania. Liczy się więzień, liczy się strażnik, liczy się czerwona lampka, która ma zapłonąć, gdy tylko uczestnicy przekroczą granicę badania. Niewielka żarówka stojąca na straży praworządności i wyznaczająca granicę pomiędzy fikcją, a rzeczywistością, to symbol bezpieczeństwa. Czerwona lampka, która nie zapala się w umyśle kandydatów decydujących się na udział w doświadczeniu pomimo dziwnych badań wstępnych. Czerwona lampka - żart, który radośnie świdruje w głowie doktora obserwującego z kamer przebieg eksperymentu.

 

Historia wydaje się rodem z przeżartego grami komputerowymi umysłu nastolatka. W rzeczywistości fabuła opiera się na przebiegu eksperymentu zorganizowanego w 1971 roku na Uniwersytecie Stanfordzkim przez grupę psychologów. Piwnice budynku uczelni zostały przystosowane do warunków więziennych, a chętnych do eksperymentu zrekrutowano przez lokalną prasę. „Skazańcy zostali ubrani w długie białe koszule z numerem identyfikacyjnym po obu stronach. Do prawej stopy każdego z nich umocowano ciężki łańcuch zapięty na kłódkę. Czapkę stanowiła damska pończocha. Przygotowany w ten sposób strój miał ich upokorzyć i maksymalnie ujednolicić”. Według psychologa prowadzącego eksperyment, profesora Philipa Zimbardo, celem eksperymentu było skonfrontowanie tezy dotyczącej wrodzonego okrucieństwa człowieka, nasilającego się zwłaszcza w sytuacji, gdy jednostka jest anonimowa i bezkarna.

 

Czy została udowodniona? Warto obejrzeć interpretację Paula Scheuringa, tego samego reżysera, który zrobił „Skazanego na śmierć“. Film, podobnie jak wspomniany serial, trzyma w napięciu i oddaje kryminalny klimat historii. Zwłaszcza, że lada moment na wielki ekran wchodzą dwie podobne produkcje: jedna traktująca właśnie o eksperymencie stanfordzkim, a druga o innym popularnym eksperymencie psychologicznym profesora Milgrama, do których linki poniżej.

 

Oglądając trzeba jednak pamiętać, że thriller jest remakiem niemieckiej wersji tej samej opowieści, która opiera się na książce Philippa Zimbardo pt. „Efekt Lucyfera“. Opiera się – a więc zawiera elementy fikcyjne. Wśród dokumentalnych filmów na ten temat warto wymienić na przykład „Cichą furię“ z przed paru lat, która jest dostępna na youtubie. 

 

Autor: Justyna Jaranowska