„Człowiek słoń” - I kto tu jest potworem?

„Człowiek słoń” - I kto tu jest potworem?

Opowieść o człowieku dotkniętym nieuleczalną chorobą objawiającą się silną deformacją ciała to temat filmu pt. Człowiek-słoń. David Lynch głównym bohaterem czyni Johna Merricka postać autentyczną, który stał się atrakcją objazdowych cyrków. Akcję zaś umiejscawia w wiktoriańskim Londynie w 1884 roku. David Lynch uzupełnił scenariusz autorstwa Christophera De Vore i Erika Bergrena  pod tytułem The Elephant Man wykorzystując teksty źródłowe: pamiętniki Fredericka Trevesa i studium Montague’a. Dodał również prolog, który utrzymany jest w klimacie pierwszego filmu Lyncha Głowa do wycierania.

 

    Sam zamysł filmu Człowiek-słoń wydaje się zbyt realny, zanadto zakorzeniony w rzeczywistości, by mógł zaciekawić Lyncha, jednak postać Johna Merricka jest idealnym bohaterem jego filmu. Osiągnięcie Lyncha polega na tym, że pokazał on świat widziany oczami Merricka nie zaś Merricka w oczach świata. Uzyskał to nie tylko poprzez przedstawienie londyńskiego piekła czy udręki cyrkowego życia, lecz także dzięki ukazaniu świata marzeń Merricka. Jedną z najważniejszych zasług Lyncha jako wspólscenarzysty jest wprowadzenie motywów snów człowieka-słonia, wizji stada słoni, które przestraszyły jego matkę w okresie ciąży, co jak podejrzewa Merrick, stało się przyczyną kalectwa. Portret Merricka narysowany został delikatnie i czule, Elephant-man okazuje się człowiekiem wrażliwym na piękno i sztukę, ale jego życie na poddaszu, jest żałosną imitacją życia i tylko jego fantazje przynoszą mu wyzwolenie. Wcześniej nim jednak trafił do pokoju na poddaszu w szpitalu miejskim występował w objazdowym cyrku jako człowiek słoń. Podczas kolejnych występów, gdy policja zakazuje pokazywania go, zainteresowanie jego osobą budzi Frederick Treves - lekarz miejskiego szpitala. Najpierw traktuje Merricka jako przedmiot badań pozbawiony jakiejkolwiek świadomości, wkrótce jednak przekonuje się, że jest to osoba obdarzona inteligencją. Wkrótce persona Johna Merricka budzi zainteresownie nie tylko lekarzy, którym Treves przedstawia człowieka-słonia,  jego historia trafia na łamy gazet, a on staje się pupilem elity. Przedstawiciele śmietanki towarzyskiej odwiedzali go, bardziej dla rozgłosu, niż z dobrego serca. Nieoczekiwanie stary właściciel upomina się o swą własność, wykrada więc Merricka. A widz może znów oglądać Merricka w cyrku. Bytes rozzłoszczony zamyka go w klatce z pawianami, uwalniają go karły. Merrick wraca śmiertelnie chory. Przed smiercią Treves zabiera go do teatru, tutaj spotyka się z owacją na swoją cześć. Merick kończy jeszcze klejenie skomlikowanego i pracochłonnego modelu  katedry i umiera.

 

Człowiek słoń to osobliwa mikstura: ryzykowne połączenie melodramatu z horrorem.

 

    Lynch rezygnuje z przerażających zbliżeń, pozwalając czarno-białym, efektownym zdjęciom Freddie Francisa raczej sugerować okropności niż je pokazywać. Przedstawiając postać Johna Merricka, człowieka-słonia, film wydaje się zbliżać do granicy ckliwości, trzymając się jednak z dala od sensacji. Mimo wszystko jednak Lynch odwołuje się do filmów grozy i choć stopniowo, to jednak buduje napięcie. Postać Merricka wprowadzana jest na ekran etapami, przez dłuższy czas uwaga reżysera skupia się na postaci Trevesa, który „ratuje” Merricka. Po raz pierwszy widziany jest w tłumie oglądającym pokaz jarmarcznych dziwadeł- kamera podąża za nim przez płócienny labirynt aż do budki człowieka-słonia. Publiczność nie widzi jeszcze Merricka; następuje ostra wymiana zdań między Trevesem a Bytesem właścicielem Merricka. Kiedy podczas następnej wizyty Treves wzruszony widokiem Merricka roni łzy również nie jest nam dane poznać „monstrum”, natomiast uwaga reżysera nadal skupiona jest na lekarzu. Również podczas sesji naukowej, gdy Treves przedstawia swoje odkrycie,  domniemany potwor ukryty jest za firankami, a operator pokazuje nam skupione twarze naukowców. Opuchła głowa Merricka pojawia się na chwilę, gdy Treves ratuje go przed razami Bytesa i przyprowadza z powrotem do szpitala. Gdy niosąca jedzenie pielęgniarka krzycząc, upuszcza tacę, publiczność po raz pierwszy staje oko w oko z człowiekiem- słoniem. Pod koniec filmu możemy podziwiać jego obnażone ciało, pokryte naroślami. Żródłem strachu jest nie tyle Merrick i jego zniekształcone ciało ile reakcje oglądających go ludzi oraz potęgująca uczucie zagrożenia inscenizacja. Przemysłowa Anglia pokazana jest jako synekdocha ulic, pokojów, dymiących kominów fabrycznych i nędznych knajp, wzmagająca nastrój goryczy i przygnębienia w stopniu zagrażającym życiu. Wrażenie to potęguje ekspresjonistyczne oświetlenie - plamy światła otoczone czernią, użycie efektów cienia i złowieszczych sylwetek czy zbliżenie oczu na zaciemnionym ekranie. W takiej scenerii deformacja Merricka jest mniej przerażająca niż mogła by być. W jakimś sensie Lynch zwodzi widzów, każąc im oczekiwać czegoś bardziej przerażającego niż to, co pojawia się na ekranie. Przede wszystkim zajmuje go rozwój – odkrywanie- wrażliwości Merricka.  

 

    Można pokusić się o stwierdzenie, że w świecie wykreowanym przez Lyncha potwór okazuje się człowiekiem, podczas gdy ludzie, którzy go eksploatują, potwory w znaczeniu dosłownym i przenośnym, traktują go jak przedmiot.           

 

    Elephant Man to film podejmujący temat odmienności, akceptacji i tolerancji, pokazuje również swoistego rodzaju ewolucję: kiedy wystawiano Merricka w cyrku doznawał on upokorzenia fizycznego teraz zaś po zetknięciu się z literaturą, sztuką i również z elitą towarzyską zrodziło się nowe uczucie: rozpaczy  duchowej. Lynch na koniec filmu okrutnie go doświadcza, kiedy w operze wszyscy go oklaskują. Ten aplauz jednak można tłumaczyć dwojako: jako znęcanie się nad jego odmiennością jak również jako kompensację, potrzebę dowartościowania, zauważenia jego niepowtarzalności.