Czy liczyłabyś gołębie? - „Moje popołudnia z Margueritte"

Margueritte. Gdybyś widziała tą staruszkę. 40 kilo, pomięta jak kwiat maku. A w głowie tysiące półek, a na nich książki i książki. I wszystkie rozumie. Czyli dlaczego film „Moje popołudnia z Margueritte" mógł być wyjątkowym przeżyciem, ale niestety nie był.

 

Historia zapowiadała się mało oryginalnie, ale przecież nie zawsze trzeba w filmie szukać oryginalności, prawda? Tym razem szukałam spokojnego, pełnego ciepła filmu. „Moje popołudnia z Margueritte" w reżyserii  francuskiego reżysera Jeana Beckera wydawało się ciekawą perspektywą.  A ponieważ czuję miętę do kina francuskiego, zwykle przymykam oczy na drobne niedociągnięcia i delektuję się każdą minutą mało popularnych na skalę światową perełek (podobnie, gdy oglądam czeskie produkcje). Warto poświęcić kilka chwil na wyszukanie niszowej, europejskiej produkcji i odnaleźć inne kino niż to serwowane zwykle na dużym ekranie.

 

Tego popołudnia trafiłam na film o przyjaźni pomiędzy nieporadnym dużym chłopcem a dystyngowaną starszą Panią. Opowieść zaintrygowała. Oto na ekranie Germain (Gérard Depardieu) spaceruje po parku, siada na ławce, liczy gołębie. Powtarza tę czynność każdego dnia. Aż pewnego popołudnia, gdy dociera do swojej ławki, spotyka Margueritte (Gisèle Casadesus). Babcię, która liczy gołębie.

 

Klimat francuskich knajpek, bazarów pełnych świeżych warzyw i praktycznie od pierwszej minuty „nietypowa" relacja między bohaterami, których łączyły książki, stanowiły świetny punkt wyjścia. Do tej pory nie wiem, jak twórcom udało się zepsuć tak dobrze zapowiadającą się historię.

 

A bez wątpienia właśnie tak się stało. Zanim zdążyłam zaufać aktorom, utożsamić się z postaciami - gdzieś ta więź pomiędzy nami się urwała. Relacja pomiędzy bohaterami niby się zaciśniała, ale gdzieś obok nas. Byliśmy świadkami niemal głębokich dialogów o książkach, ale w zasadzie czuliśmy, że bohaterowie nie są w tym autentyczni. I najgorsze jest to, że z ciężkim sumieniem piszę te słowa krytyki. Bo jest coś niestosownego w pisaniu w negatywnym świetle o filmach, które z natury są proste i dobre. Starają się zwalniać, pokazywać, jak ważne są relacje z bliskimi ludźmi i jak często je zaniedbujemy.

 

Dlatego tym bardziej nie rozumiem, jak można było taką miłą i spokojną opowieść zamknąć w niedopracowanych scenach. „Jak można wyobrazić sobie miasto bez gołębi, bez drzew, bez ogrodów"? - cytuje Margueritte fragment La Peste Alberta Camusa. Jak można popsuć tak prostą i spokojną historię zbyt szybkim tempem, zbyt niedopracowanymi scenami i płytką relacją głównych bohaterów?

 

Dla spokoju sumienia chcę napisać również słowo o zaletach mojego popołudnia z tą historią. Podobał mi się klimat, w jakim obracała się opowieść. Bez komputerów, telewizorów, internetu, komórek. Za to z kwiatami i szacunkiem dla drugiego człowieka.  Warto zwrócić uwagę także na sposób operowania słowem w tym filmie. Nie każda wymiana zdań pieściła ucho, ale niektóre dialogi były naprawdę niezłe.

 

Co tytułem ciekawostki? W dorobku Gisèle Casadesus jest aktorstwo w ponad czterdziestu produkacjach i planuje popełnić kolejne role. Ta 101-latka to jedna z najstarszych aktorek na świecie, która jest zaledwie (i aż) o rok starsza od naszej królowej polskich scen teatralnych, Danuty Szaflarskiej. Jeżeli zaś chodzi o odtwórcę głównej roli męskiej: Gérard Depardieu, choć młodszy od filmowej przyjaciółki o 30 lat, zagrał aż cztery razy więcej ról (dokładnie 199, jak uprzejmie donosi filmweb). W 2006 roku opublikowano „kolorowy autoportret awanturnika, który zaprzedał duszę kinu", czyli biografię w formie wywiadu tego jednego z najbardziej popularnych francuskich aktorów pt. Po prostu żyję! Rozmowy z Laurentem Neumannem. Biografię, która wciąż budzi kontrowersje i po którą pewnie nie sięgnąłby filmowy Germain, bo byłaby dla niego zbyt skomplikowana.

 

Gdyby urocza Margaritte zaprosiła mnie na herbatę, chętnie bym do niej wstąpiła. Pod warunkiem, że nie odwiedzałby jej w tym momencie Gérard Depardieu i że zamiast dyskutować o gustach filmowych, jednak zdecydowałybyśmy się na wspólną lekturę. Spokojne czytanie ze zrozumieniem, zakończone dyskusją trwającą do białego rana – czyli tym, czego właśnie brakowało w filmie  „Moje popołudnia z Margueritte".

 

Autor: Justyna Jaranowska
Ocena autora (1-5): 2.0

_____________________________________________________________________________________

 

MOJE POPOŁUDNIA Z MARGUERITTE
LA TETE EN FRICHE

 

CZAS TRWANIA: 88 min.
GATUNEK: komediodramat
PRODUKCJA: Francja 2010
PREMIERA: 09.05.2010

 

REŻYSERIA: Jean Becker („Już mnie nie kochaj”)
OBSADA: Gerard Depardieu („Przyjaciel gangstera”),
Gisele Casadesus („Klucz Sary”)

 

ZWIASTUN:

 

_____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiał dystrybutora