„Disco Polo” - to jesteśmy my i to jest nasza muzyka!(?)

Takiego konglomeratu kiczu i tandety dawno nie było w polskim kinie. Ale ten rodzaj kiczu nie oburza nawet wytrawnego oglądacza, ponieważ wie on, że jakiś rodzaj stylistycznego bohomazu musiał posłużyć jako kod do opowiedzenia o największej muzycznej religii w Polsce. Nikt chyba nie liczy na powagę przesłania w komediowym filmie o takim temacie.

 

Choć wzniosła muzyka też się tu pojawia, to tylko jako karykatura, podkreślająca nieprzystawalność świata wyobrażeń do rzeczywistości. Filmowa zabawa gatunkami nie jest może na poziomie Tarantino, ale  można dopuścić się takiego skojarzenia. Maciej Bochniak łączy stylistykę westernową z baśniową i wszystko to oblewa (o dziwo) nie przyprawiającym o mdłości lukrem przerysowania.

 

Twoje disco polo na pewno będzie hitem, kiedy Danielowi Polakowi (Tomasz Kot) stanie…włos na ręce. Kariera discopolowego duetu „Laser” (Dawid Ogrodnik i Piotr Głowacki) jest westernowsko-wiejską parafrazą amerykańskiej drogi „od pucybuta do milionera”.  Jednak niestety obraz nie odpowiada na trapiące nas pytanie: dlaczego to akurat disco polo porywa w naszym kraju tłumy i jest nawet w stanie wkraść się do umysłu najbardziej obruszonego tym banałem odbiorcy?

 

Nie trzeba być słuchaczem disco polo, by znać większość utworów z ścieżki dźwiękowej. Nie trzeba być także jej fanem, by zechcieć poruszać z ironią stopą. Wiemy dobrze, że to tandeta i inteligentowi disco polo nie przystoi. Zgorszony inteligent chce czy nie, oburza się na „kulturę niższą”, czy też potrafi bawić się zacnie przy każdym rytmie  – tak czy owak – zna tę muzykę. I co gorsza, inteligent ów uświadomi sobie, że nawet mimo jego największych oporów zna także teksty. „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina!”. Szkoda, że film nie pyta: dlaczego tak jest, że nie rozważa tego tematu, a tylko o nim wspomina: bo przecież dzięki tej muzyce „każdy może zapomnieć kim tak naprawdę jest”. Szkoda, ale być może rozwinięcie tego wątku to pomysł na osobną produkcję z innym reżyserem.

 

Tutaj ma być śmiesznie i przesadnie. Można cofnąć czas? A jakże! Polak nie potrafi?! Polak ma moc! Na drodze przecinającej pustkowia trzeba się zatrzymać, by przez przejście dla pieszych przemknął karzeł ze świnią na smyczy, bulwarowe wesołe miasteczko jest jak ze snów, wytwórnia muzyczna to miejsce jak z „Fabryki Czekolady”, muzyka z Disney’a, pięciogwiazdkowy jacht pływa po jakimś bajorze, ale potrafi także sunąć  po pustyni – i to w stylu wprost z „Titanica”. Szczególnie ostatnia ze wspomnianych scen przypomina smak muzycznych zabaw w teledyskach  Doroty Masłowskiej

 

„Disco Polo” to film, który można zobaczyć. Dość dobra gra aktorska (a Joanna Kulig znowu śpiewa), kilka dobrze dobranych postaci – szczególnie psychopaci o anielskich buźkach. Obraz niewymagający inteligencji, z miejscami dla śmiechu. Choć mogę wyobrazić sobie komedię o disco polo, na której można by ze śmiechu płakać.

 

Odpowiedzi dotyczących sensu istnienia w tym filmie nie znajdziemy, bo i szukać tu ich z założenia nie powinniśmy. Nie od razu też trzeba zaakceptować filmową tezę, że ,,Disco polo to jesteśmy my i to jest nasza muzyka”. Muzyka festynów i remiz pozostaje chłamem.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS TCZEW.

 

Autor: Paulina Urbańczyk

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz