Dobry mały człowiek, czyli porozmawiajmy o „Fistaszkach”

Kilkuletni, chorobliwie nieśmiały Charlie Brown ma całkiem „dorosłe” kompleksy jak na takiego szkraba: ma niskie poczucie własnej wartości (albo, jak sam to określa, „ciężki przypadek niedowartościowania”), przejmuje się osądzaniem i tym, że nikt go nie lubi. Ubolewa – święcie w to wierzy – że nikt nie wie o jego istnieniu. Zatem z identyfikacją z smutnym, wiecznie zadręczającym się Charliem Brownem, który obsesyjnie stara się przypodobać otoczeniu, nie powinien mieć problemu żaden nieśmiały chłopak. Dziewczyna zresztą też.

 

„Fistaszki – wersja kinowa” to przede wszystkim studium – oczywiście do pewnego stopnia infantylne – pierwszego zakochania, czy raczej dziewiczego zauroczenia niepoprawnego marzyciela o głupkowatym uśmieszku. Od koleżanki Lucy – która notabene udziela porad psychologicznych w budce, w której w „normalnych” bajkach sprzedawałaby lemoniadę lub pocałunki – dowiaduje się, że aby spodobać się Małej Rudowłosej Dziewczynce powinien stać się typem zdobywcy („nie garb się; pamiętaj o kontakcie wzrokowym…”). Ambitnemu, acz „przegranemu” maluchowi daje to swoistego kopa do popracowania nad sobą. Uroczo jest oglądać zastrachanego, zlęknionego przed widmem odpowiedzialności – ba, własnego cienia! – malca, który obawia się najmniejszego nawet kontaktu z obiektem westchnień w obawie, że źle wypadnie („Nie jestem gotowy na poważny związek. Z czego ją utrzymam? Nie dostanę przecież kredytu!”). By „zmężnieć” usiłuje m.in. nauczyć się puszczanie latawca, co zawsze stanowiło dla niego zmorę.

 

Nieoczekiwanie roznosi się fama, że Charlie Brown jest geniuszem. Dziwnym trafem ten przeciętniak uzyskuje maksymalny wynik na teście szkolnym, dzięki czemu zostaje gwiazdą wśród rówieśników (zatem motyw bliski pewnemu odcinkowi „Laboratorium Dextera”). Z ostatniego pechowca staje się niepostrzeżeniem największym szczęściarzem. Jednak rzekomy farciarz ma silny kręgosłup moralny. „Lubią mnie za to, jaki jestem, czy za jakiego mnie mają?”, zastanawia się. Z ciężkim sercem – gdyż wreszcie został dostrzeżony wśród tłumu – toczony wyrzutami sumienia stwierdza, że nie zamierza przypisywać sobie cudzych zasług i wyjawia tajemnice, gdy okazuje się, że po prostu omyłkowo podpisał nieswoją pracę. Incydent motywuje go jeszcze bardziej do działania: jest gotów do większych poświęceń, by udowodnić swoją wartość, a przy okazji przypodobać się idealizowanej przez siebie wybrance. Nie opuszczają go jednak wątpliwości i melancholia. Nabieranie optymizmu i pewności siebie nie przychodzi łatwo – szczególnie, gdy chce się być uczciwym z samym sobą. I jednocześnie przeczytać oraz streścić Wojnę i pokój Lwa Tołstoja w ciągu jednego weekendu.

 

Co niezwykłe, również psotliwy, zadzierający nosa nieodłączny pies imieniem Snoopy walczy o ukochaną imieniem Fifi, latając na swojej… budzie – ale tylko w marzeniach, a ściślej: w ramach książki, którą pisze. To właśnie w scenach „psich” fantazji – które przeplatają się z głównym wątkiem osadzonym wokół miłosnych rozterek Charliego – znalazło się największe pole do popisu do „akrobacji” dla animatorów, choć nieco sztucznie wydłużają one seans. Ale chyba największą zaletą tej pełnometrażowej animacji jest pewnego rodzaju anachroniczność, gdyż nie jest przeładowana efektami. A dubbing jak zwykle Polakom wychodzi, więc tutaj też nie ma miejsca na przytyk do rodzimej wersji językowej. Mimo wygładzenia, „Fistaszki” okazały się całkiem sensowną przekąską.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA CINEMA CITY KREWETKA - REPERTUAR >>

 

Autor: Filip Cwojdziński

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz