„Doonby. Każdy jest kimś”. Widz pragnie więcej.

Problemem filmów z tzw. przesłaniem jest to, że często treść przesłania formę. I tak też się stało w przypadku obrazu Doonby. Każdy jest kimś nakręconego przez Petera Mackenziego, specjalizującego się w filmowaniu reklam, który w ten sposób pokazał, że obraz filmowy to coś więcej niż reklama proszku do prania, a elementy dydaktyczne należy dozować, bo w nadmiarze mogą stać się niestrawne.

 

Gdy Ida Pawła Palikowskiego otrzymała Oscara przez polskie media przetoczyła się fala dyskusji, dlaczego akurat ten minimalistyczny, prosty, czarno-biały film został doceniony przez Akademię Filmową... Prawicowi publicyści krytykowali to dzieło za pojawiające się wątki żydowskie, wskazywali na stereotypowy wizerunek Polaków bogacących się kosztem Żydów. Czy jednak na pewno Pawlikowskiemu zależało na odgrzebywaniu tej części historii naszego narodu? Siłą jego obrazu był uniwersalny wątek młodej kobiety, która musiała zmierzyć się z własną historią i dokonać wyboru, jak dalej potoczy się jej życie. Ten brak publicystyki, brak narzuconego przesłania sprawił, że produkcja ta odniosła sukces w wielu krajach.

 

To co było siłą polskiego filmu, jest słabością amerykańskiego. Oto Peter Mackenzie akcję filmu umiejscawia w małej mieścinie w Teksasie, a głównym bohaterem czyni 50-letniego włóczęgę, Sama Doonbego, z którego twarzy nie znika uśmiech, bez trudu rozkochuje w sobie kobiety, okazuje się wirtuozem gitary i już niebawem zagra koncert przed znanym bluesmenem, ale przede wszystkim niczym superbohater ratuje z opresji mieszkańców miasteczka. Postać grana przez Johna Schneidera jest płaska, jednowymiarowa, nierzeczywista, zbudowana z samych pozytywnych tonów, gdy tymczasem jego przeciwieństwem jest jego dziewczyna Laura Reaper (Jenn Gotzon), córka ginekologa, która jest antywzorcem właściwego zachowania. Laura więc nadużywa alkoholu, imprezuje do rana i śpi do południa. I to ona też odkrywa zagadkę, kim jest Sam i dlaczego nagle znika...

 

To, co jednak irytuje w obrazie Mackenziego to przerysowana i sztuczna atmosfera, którą tworzy w filmie. I o ile, można zgodzić się, że każdy człowiek jest kimś i każdy z nas tworzy własną rzeczywistość i nawet zapomniane miejsce na końcu świata można przemienić w baśń, tylko wystarczy chcieć... to wobec głównego przesłania filmu trudno pozostać obojętnym... Co by było, gdyby nie było tak pozytywnego człowieka jak Sam w naszym życiu? Zadaje w domyśle pytanie Mackenzie? Skoro film utrzymany jest w tonie pro-life, nic dziwnego, że krytyce poddany został ginekolog, ojciec Laury oraz młoda kobieta, matka Sama, która chcąc odpowiadać za swoje życie, udaje się do niego, by rozwiązać swój problem i rozwiązać ciążę. W filmie od tej decyzji próbuje odwieść bohaterkę sąsiadka (w tej roli wystąpiła Norma McCorvey, która na początku lat 70. XX wieku przyczyniła się do legalizacji w Stanach Zjednoczonych aborcji na życzenie, a obecnie jest działaczką ruchów pro-life), odwołując się do obowiązku i miłości macierzyńskiej młodej kobiety. Gdy tymczasem w ekranizacji nie porusza się innych aspektów związanych z sytuacją matek samotnie wychowujących dzieci w II połowie XX wieku, nie wspomina się o biedzie, wykluczeniu społecznym kobiet, ale i dzieciach wytykanych palcami przez rówieśników, że nie mają ojców. Problem wydaje się więc być bardziej złożony.

 

Doonby. Każdy jest kimś reklamowany jest jako film psychologiczny i thriller, trudno jednak doszukiwać się tutaj cech gatunkowych wspomnianych gatunków filmowych, pojawia się wprawdzie stalker, ale oczywiście zostaje wyeliminowany przez Sama, więc elementy dreszczowca i grozy szybko znikają. Trudno również uznać ten film za psychologiczny, gdyż tylko prześlizguje się po powierzchni problemów. Na pewno zaś korzysta z westernu, wprowadzając na tzw. Dziki Zachód pozytywnego bohatera, ujarzmiającego zło i przywracającego dobro w mieście.

 

Szkoda jednak, że reżyser realizując ten film, nie skorzystał z doświadczeń realizmu magicznego. Filmy utrzymane w tej konwencji często niosą pozytywne przesłanie, przynoszą otuchę i często pozwalają wierzyć, że anioły są wśród nas. No tak, ale reżyser miał inne zadanie, chciał nam opowiedzieć historię o człowieku, który nie istnieje... Jednak sposób, jaki wybrał, jest zmarnowanym pomysłem...

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDAŃSK.

 

Autor: Urszula Abucewicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz