„Drugi Hotel Marigold”. Costa Brava ze słoniami.

Drugi Hotel Marigold to kontynuacja historii o grupie seniorów, którzy decydują się wziąć los w swoje ręce i spędzić jesień życia w malowniczym Jaipurze w Indiach. Wspaniałej grupie seniorów, bo obsada filmu jest śmietanką brytyjskich aktorów. Warto wymienić osiemdziesięciojednoletnie Judi Dench i Maggie Smith, Billa Nighy (od którego wciąż nie potrafię odczepić łatki starego rockmana z Love Actually recenzja>>) czy znanego z głównej roli w Oscarowym Slumdogu Dava Patela. Brzmi intrygująco? Faktycznie, oglądając pierwszą część opowieści można było poczuć powiew dobrej, brytyjskiej komedii doprawionej szczyptą orientalnych przypraw. Niestety, nie można powiedzieć tego o kontynuacji kinowej produkcji sprzed czterech lat.


Historia z pierwszej części płynnie toczy się dalej. Wśród rezydentów hotelu bez trudu zauważymy zgryźliwą i narzekającą na stan zdrowia Muriel; spokojną i marzącą w obłokach Evelin, w pobliżu której niezdranie będzie kręcił się pełnego uroku osobistego Douglas; zmagającą się z miłosnymi rozterkami Madge. Czy o kimś zapomniałam? Jeżeli tak, przypomni mi o tym odrobinę irytujący bazarową manierą Sonny, właściciel hotelu, który każdego ranka sprawdza listę obecności - na wypadek, gdyby ktoś się po prostu nie obudził.

A ponieważ właściciel hotelu i jego narzeczona szykują się do ślubu, przygotowania wybijają rytm przygodom angielskich seniorów. Dzięki namowom gości, a w zasadzie: hotelowej rodziny, przyszły pan młody postanawia także zawalczyć o otwarcie kolejnej egzotycznej placówki. Kilka dni po oficjalnej rozmowie z inwestorami, do Jaipuru przyjeżdza inspektor, który ukrywa swoją tożsamość aby zweryfikować warunki hotelowe.


Oczywiście Sonny myli prawdziwego inspektora ze zwykłym gościem hotelowym. Fabuła tego filmu jest na tyle przewidywalna, że każdy widz wie o pomyłce od momentu, gdy "inspektor" przekracza próg Marigold. Momentami czułam się także odrobinę zaskoczona ilością nieśmiesznych żartów - a muszę zaznaczyć, że uwielbiam brytyjski humor. Z kolei na bollywoodzkich scenach tańca państwa młodych zachodziłam w głowę, czy naprawdę muszą trwać aż tak długo. Zrozumieliśmy. Bierzecie ślub i będziecie tańczyć. Ale nie przyszliśmy do kina na hinduski "Step up". Przyjemnie byłoby pozbyć się również wrażenia, że druga część hotelu Marigold przypomina nagrodzoną szeregiem złotych malin kontynuację pełnomatrażowej produkcji "Seksu w Wielkim Mieście".


Pomimo tego, warto było pójść do kina. Historia opowiedziana przez pryzmat pogodnych i optymistyczne nastawionych do zmierzchu życia staruszków zasługuje na uznanie. Pokazanie, że emeryci również mają marzenia, nie boją się ich realizować i chcą walczyć o swoje szczęście to wspaniały pomysł, i za to serdecznie gratuluję reżyserowi Johnowi Maddenowi. Ale zdecydowanie najlepszym przeżyciem związanym z produkcją było obserwowanie kinowej widowni, która składała sie z samych osób starszych. Im podobała się opowiedziana historia i poczucie humoru, zaś po seansie usłyszałam entuzjastyczne opinie na temat klimatu opowieści i wspaniałych zdjęć. I niech to ich opinia, a nie moja, będzie właściwym podsumowaniem "Drugiego Hotelu Marigold".

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDAŃSK.


Autor: Justyna Jaranowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz