„Ekscentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” – swing, jazz, teatrzyk. Trochę uśmiechu, trochę kiczu.

Reżyser (Janusz Majewski) chciał nas przenieść w niemal mityczne dla kolejnych pokoleń czasy PRL-u. Robią to stroje i stylizacja językowa. Autor nie zaserwował nam jednak sałatki absurdów czy steków humoru, o który nie trudno przecież przy tak wdzięcznym tle historyczno-politycznym.  

 

Majewski opowiada historię, a my możemy poświęcić mu 1,5 godziny życia. Czy warto? Film zbiera naprawdę pozytywne komentarze. Od recenzji filmoznawców przez komentarze w szanowanych źródłach jak radiowa Trójka czy TVP Kultura. A ja ciągle nie wiem o co tym wszystkim komentatorom chodzi? I dlaczego ja nie czuję się urzeczona? Tym bardziej, że stylowo poprowadzone powroty do przeszłości, szczypta tej rzewnej nostalgii, że oto w tych innych, takich jakichś „ciekawszych” czasach żyć mi nie przyszło (jak w „O północy w Paryżu”) to klisze, które trafiają w mój vintage smaczek.

 

Fabułka. Sam pomysł fabularny nie jest być może zaskakujący, nie ociera się o geniusz, ale nie jest też najgorszy. Dość jeszcze chyba młody mężczyzna Fabian (Maciej Stuhr) przyjeżdża z Londynu. W szarej, zapyziałej rzeczywistości Ciechocinka chce grać jazz. Zbiera ekipę, daje koncerty, a muzyka staje się sztuką o niemal magicznej mocy odmieniającej rzeczywistość, a może raczej przykrywającej ją ładnym opakowaniem, zapomnieniem. Jest zakochanie, jest muzyka, jest humor. Na co tu narzekać? Szczególnie, że postacie drugoplanowe są zabawnie wymyślone i urozmaicają akcję (to chyba tytułowi ekscentrycy). Anna Dymna (Bayerowa) w roli zniesmaczonej życiem baby, toczącej swój los w brudnej pościeli i Wojciech Pszoniak (Felicjan Zuppe), grający tropiącego homoseksualistów mola książkowego.

 

Główny bohater – Fabian zainspirowany bujającym dźwiękiem nowojorskich podziemi chce tworzyć muzykę, Modesta (Natalia Rybicka) – szykowna nauczycielka języka angielskiego chce mieć partnera do rozmowy po angielsku. Szczypta zauroczeń i wszystko w porządku, wszystko się zgadza. Tylko po co w tym filmie tyle niczemu nie służącej pretensjonalności? Teatralność może być tu zaletą, ale te przejaskrawione sztuczności?

 

Musicalowych elementów filmu po prostu nie da się oglądać (a jest ich niemało). Ostentacyjnie podrasowana muzyka oddala film od jakichkolwiek prób zbudowania czegoś na pozór autentycznego. Ta przesada nie jest niestety kicz-rzeczywistością PRL-u, jest po prostu miernie zrobiona. Film jest bardzo teatralny w całości, co mogłoby być jego zaletą, gdyby nie muzyczne przeciąganie struny, które jest po prostu brzydkie i stanowi tandetny rys tego filmu.

 

Ale dobra, dobra! Nie będę wylewać tyle żółci i przesadzać z jadem. Przecież na ,,Ekscentryków…”  można sobie pójść. Na przykład w momencie, gdy wybieramy się na randkę z jakimś młodzieńcem albo młodszą koleżanką. Film jest przecież nieszkodliwy, wręcz może być całkiem przyjemny. Publiczność w sali kinowej była podczas seansu uradowana, a wszyscy opuszczali kino z uśmiechem i bez łez w oczach. Chusteczki spokojnie spoczywały w kieszeniach.

 

Lekki filmik. Być może da się przy nim pozbyć nieco stresu. Tylko pamiętajcie, by zamknąć oczy (albo uszy) na musicalowych scenach i zapomnieć o całej sprawie.  Relaks, zwolnienie biegu, redukcja stresu? Idzcie! Jeśli oczywiście nie macie aktualnie nic lepszego do obejrzenia i dostatecznie mocno Wam się nudzi. Może nawet będzie uroczo?

 

Poznacie turpistyczny gabinet stomatologiczny i rozszyfrujecie szpiegowski przekaz: „W niedalekiej wiosce spłonęła dzwonnica. Dymu nie widać!”.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA - repertuar >>

 

Autor: Paulina Urbańczyk

Forum:

Data: 2016-01-28

Dodał: Zadowolny z siebie

Temat: Idzim

Idę z młodszą koleżanką :D :D :D

Data: 2016-01-26

Dodał: Karo

Temat: Jop

Naprawdę dobrze mi się czytało tę recenzję!!

Wstaw nowy komentarz