„Exodus: Bogowie i Królowie” – przydługa lekcja religii

Obserwujemy ostatnio w kinie boom na „kino miecza i sandałów”– można wręcz mówić o renesansie tego gatunku, zważywszy na liczbę tytułów w kinie.  Równocześnie mamy do czynienia z wysypem filmów biblijnych. Całkiem niedawno oglądaliśmy na ekranach wizjonerską interpretację Starego Testamentu według Aronofsky’ego, pojawiły się też takie produkcje jak „Syn Boży”  czy „Mary’s Land. Ziemia Maryi”. Ta moda przeniosła się również na małyekran w postaci seriali („Spartakus: piach i krew”).

 

Pojawia się tu jednak pytanie czy ilość filmów przekłada się na nową jakość - odpowiedź na to pytanie jest niestety negatywna. Nieudane produkcje biblijne szturmują kina nieustępliwie i wytrwale niczym (właśnie) plagi egipskie, a nam pozostaje ucieczka z kina. Czy tak jest w przypadku nowego filmu Ridleya Scotta? Tak i nie.

 

„Exodus: Bogowie i Królowie” opowiada życiorys Mojżesza, który według źródeł biblijnych wywiódł Izraelitów spod niewoli egipskiej i przyprowadził ich do ziemi obiecanej – Kanaan. Nie trzeba się w tym miejscu zbytnio rozwijać – wystarczy zajrzeć do Starego Testamentu.

 

Trzeba przyznać, że egzamin ze znajomości Pisma Świętego zdał reżyser celująco. Film jest niezwykle poprawny, jeśli chodzi o zgodność z materiałem źródłowym. Twórca „Thelmy i Louise” udowadnia, że jest bardzo zdolnym rzemieślnikiem, ale w żadnym wypadku wizjonerem. Pod względem wizualnym jest to bowiem dzieło dopieszczone w każdym szczególe, przypominające takie produkcje jak „Spartakus”, „Kleopatra”, czy „Ben- Hur”. Uświadczymy więc widowiskowych scen pościgu armii faraona za Izraelitami, czy dziesięciu plag egipskich, które oglądane w technice 3D robią piorunujące wrażenie.

 

Zastosowanie 3D nie zmienia jednak faktu, że najnowszy film Ridleya Scotta jest płaski jak powierzchnia pustyni, po której Mojżesz ciągnie swoich Izraelitów. „Exodus: Bogowie i Królowie” powtarzają bowiem błędy innych wielkich produkcji, jak „Kleopatry” Mankiewicza, gdzie treść została przytłoczona przez formę. Trochę to dziwi, bo w innym obrazie reżysera – „Gladiatorze” te elementy doskonale współgrały, dając niezwykle emocjonalne widowisko, które zapisało się już na trwale w historii kina. 

 

Najnowsze dzieło przypomina zaś przydługą lekcję religii – jest pozbawione ikry, a momentami nawet nudne. „Exodus...” przekazuje więc prawdę czasu i miejsca, ale nie przenosi jej na wyższy, uniwersalny poziom, by poruszyć problem władzy i niewolnictwa, co udało się Kawalerowiczowi w „Faraonie” czy Mankiewiczowi w „Juliuszu Cezarze”.

 

Wydaje się, że jeśli kino sandałowe ma współcześnie rację bytu, to tkwi ono właśnie w reinterpretacji historii i poruszaniu uniwersalnych problemów.

 

Film Scotta z jednej strony zawiera spore dłużyzny, a z drugiej wiele w nim skrótów i niedopowiedzeń. Widz ma problem, żeby nadążyć za kolejnymi wydarzeniami i zapoznać się z bohaterami. Niejasne są również ich motywacje – najbardziej problematyczna jest oczywiście postać głównego bohatera. Mojżesz jest tu postacią – enigmą, z niejasnym życiorysem, a przy tym pozbawioną motywacji i motoru działania. Bohaterów filmów Scotta zazwyczaj cechowała determinacja i wytrwałość w dążeniu do celu. Były to postacie wielowymiarowe i wewnętrznie skonfliktowane, napędzane przez żądzę zemsty, jak Maximus z  „Gladiatora”, czy Balian z  „Królestwa niebieskiego”.

 

Zazwyczaj doskonała, a jednocześnie powściągliwa gra Christiana Bale’a nie zdaje egzaminu w „Exodusie”. Aktor zdaje się tu odgrywać kolejne wcielenie Batmana, nie mając w sobie nic z charyzmatycznego przywódcy. Trudno uwierzyć, że poprowadziłby za sobą stado owiec, a co dopiero cały naród. O wiele lepiej wypada przy nim pełnokrwista postać Noego z filmu Aronofsky’ego.

 

Mimo tych wszystkich wad, film zdecydowanie wart jest zobaczenia na dużym ekranie. Jest to kino imponujące swoim rozmachem i przypominające najlepsze czasy Hollywood, a przy tym dobra odskocznia od serwowanej nam fantastyki - współczesne kino bowiem równie mocno potrzebuje wizjonerów, co zdolnych rzemieślników.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Alicja Hermanowicz

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz