„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” – ani prequel, ani sequel

„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” – ani prequel, ani sequel

Trudno nie być stronniczym, kiedy jest się ogromnym fanem twórczości J. K. Rowling. Po kilku latach od zakończenia historii Harry’ego Pottera (zarówno tej książkowej, jak i filmowej) Rowling nieprzerwanie tkwi w swoim magicznym świecie: od Pottermore, aż do „Fantastycznych zwierząt...”. Produkcja ta, to gratka dla fanów pisarki. Ponownie odwiedzamy magiczny świat, choć temu dalece jest do murów Hogwartu, co sprawia, że film nie do końca jest kinem familijnym. 

 

Cała historia rozpoczyna się od wglądu w magiczny świat z początków lat dwudziestych ubiegłego wieku oraz jego kondycji, w jakiej się ówcześnie znajdował. Na wiele lat przed Voldemortem, żył inny, bardziej wyrachowany i bezwzględny, mag. Był nim nikt inny, jak Gellert Grindelwald – przyjaciel z młodzieńczych lat Albusa Dumbledore’a. Zanim jednak na stałe rozpoczął siać terror na świecie, jego drogi skrzyżowały się z młodym magizoologiem, Newtem Scamanderem. 

 

Ten czarodziej, który został wyrzucony z Hogwartu za spowodowanie nieszczęśliwego wypadku (historia lubi się powtarzać, powiedziałby Hagrid) odwiedza Nowy Jork w celu ochrony jednego z rzadkich gatunków magicznych stworzeń. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy przypadkiem zamienia się walizkami z Jacobem Kowalskim, zwyczajnym niemagiem. Rzadkie i chronione gatunki uciekają z bagażu, a Magiczny Kongres Amerykański Stanów Zjednoczonych musi uporać się nie tylko z nowym przybyszem, ale i z dawnymi problemami związanymi z Kościołem Drugich Salemian oraz zgrają rozhisteryzowanych chronionych czarodziejskich gatunków. 

 

„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” nie są w żadnym stopniu prequelem, czy też sequelem filmów o młodym czarodzieju. To piękne i fantastyczne rozszerzenie świata stworzonego przez J. K. Rowling. Wraz z tą produkcją poznajemy inne aspekty czarodziejskiej społeczności (w tym przypadku amerykańskiej), która bardzo różni się od tej znanej z filmów o Potterze (a wszystko to w sposób ciekawy i znany fanom Pottera przedstawił reżyser David Yates). Pisarka, będąca autorką scenariusza, doskonale wiedziała jak budować napięcie w filmie. Scenariusz nie odstaje w żaden sposób od opowieści przedstawionych w książkach. W tym przypadku jednak jest mroczniej, odważniej, a tym samym ciekawiej. Wcześniej wiedzieliśmy tylko z książek lub małych nawiązań w filmach, że świat dorosłych czarodziejów jest potężny. Teraz poznaliśmy niejako prawa nim rządzące. Po raz pierwszy przyszło zobaczyć nam co może spotkać czarodzieja za nieprzestrzeganie prawa, z czym to jest związane i że można stracić nawet życie, mimo iż „to nic nie boli”.

 

„Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” nie są w żadnym stopniu prequelem, czy też sequelem filmów o młodym czarodzieju. To piękne i fantastyczne rozszerzenie świata stworzonego przez J. K. Rowling.

 

Magiczne USA zaprezentowały się jako świat zabobonny i skryty. Z pewnością związane jest to z mrocznym zagrożeniem ze strony niemagów zrzeszonych wokół Kościoła Drugich Salemian, organizacji uświadamiającej ludzi, że czarownice żyją wśród amerykańskiej społeczności. Na przekór wszystkiemu zakaz hodowli fantastycznych stworzeń w Ameryce nie okazał się jego największą zgubą. Zagrożeniem okazała się przedziwna, wcześniej nigdy nie spotykana w potterowym uniwersum, anomalia lub też choroba, która dopadała niektórych magów. Wtedy też określało się ich obscrusami.

 

Właśnie z tymi ostatnimi związane są liczne efekty specjalne. Bez nich ten film byłby po prostu nijaki. Magia CGI jest czymś co sprawia, że czary J. K. Rowling nabierają kształtów na ekranie. Fantastyczne gatunki zwierząt, choć bardziej ziemskie, można śmiało porównywać do istot występujących w filmie „Avatar”. Legendarne grzmotoptaki (występujące w kulturze Indian), łase na złoto niuchacze, obrażalskie nieśmiałki, przecudowne lunaballe lub zupełnie obrzydliwe garborogi to tylko niektóre spośród licznych bestii pojawiających się na ekranie.

 

Aktorów wcielających się w głównych bohaterów ogląda się dobrze. Nie można jednak zgodzić się z opinią krytyków, że to Eddie Redmayne pokazał klasę, a reszta mu nie dorównywała. Czuje się, że Newt dopiero się rozkręca i bliżej mu do ślamazarnego Rona niż myślącego sercem Harry’ego. Klasę za to pokazała Alison Sudol w roli Queenie Goldstein – urocza, pełna życia i tajemniczych zdolności z pewnością skradła serca wielu fanów. Zarówno Katherine Waterston, jak i Dan Fogler muszą dostać więcej czasu by rozwinąć postacie, które grają, lecz nie wygląda to źle. Colinowi Farrellowi przypadła rola złoczyńcy, a on sam dobrze wpisuję się w fabułę swoją rolą. Nie można zapomnieć o najmłodszych aktorach nowego pokolenia. Ezra Miller pokazał, że jest wartościowym aktorem i z pewnością warto oglądać produkcje z jego udziałem. Krótkie cameo Johnny’ego Deppa to zaledwie przedsmak tego, co zobaczymy już za dwa lata. 

 

Smaczkami w samej produkcji były delikatne ciekawostki ze świata magii. Przepiękna jazzowa ballada w wykonaniu australijskiej piosenkarki Emmi czy rymowanka o losie, jaki spotkał czarownice z Salem wykonywana przez 8-latkę może wystraszyć nie tylko dziecko. 

 

Jedynym mankamentem całej produkcji był brak Ilvermorny, Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Ameryce. J. K. Rowling mogła opisać dokładniej historię szkoły na portalu Pottermore, ale zdecydowanie trafiłaby bardziej ze swoim przekazem, gdyby wpisała akademię magii do swojego scenariusza, a nie jedynie ją wspominając w dialogach. „Fantastyczne zwierzęte i jak je znaleźć” nie uniosły (jeszcze) na swych barkach spuścizny po Harrym Potterze. Widać jednak, że franczyza ta ma potencjał; że historia tworzona przez J. K. Rowling jest głębsza, co mogliśmy zobaczyć już w scenach, które wyjawiły czym lub kim okazało się prawdziwe zagrożenie dla amerykańskiego magicznego pół-świadka. Zapowiadane odstawienie magicznych stworzeń na dalszy plan i skupienie się na Grindelwaldzie z pewnością naprawi nieliczne błędy pierwszej części i sprawi, że produkcje spod szyldu „Fantastycznych zwierząt...” staną się kinem dla fanów Pottera, którzy tak jak on sam, dorośli.

_______________________________________________________________________________________________________________________________________________________