„Gość”, który nie da o sobie zapomnieć

Czuję się zobowiązana uprzedzić, że „Gość” to film dziwny i skierowany raczej dla tych, którzy dziwne filmy lubią. Jeżeli przepadasz za kinem Quentina Tarantino czy Martina McDonagha, a słowo postmodernizm nie jest Ci obce, gwarantuję, że „Gość” zapewni Ci wspaniałą rozrywkę i mnóstwo frajdy. W przypadku wszystkich pozostałych może być różnie, ale kto wie? Najnowszy film Adama Wingarda zaskakuje na tak wielu poziomach, że zdobycie uznania ze strony miłośników tradycyjnego kina może być po prostu kolejną miłą niespodzianką.

 

Zaczyna się niewinnie. Oto do rodzinnego domu poległego w Afganistanie żołnierza przybywa gość: młody chłopak, który w dzień ukończenia służby wojskowej postanowił spełnić przyrzeczenie dane przyjacielowi i przekazać członkom jego rodziny jak bardzo zmarły ich kochał. Teoretycznie, po odbyciu rozmowy z domownikami, okraszonej oczywiście odpowiednią ilością łez wzruszenia, film na tym mógłby się zakończyć. Mógłby, gdyby tajemniczy nieznajomy nie był tak ujmująco uprzejmy, spokojny i pomocny, i nie był w wieku poległego syna, którego pokój i miejsce za stołem niebawem zresztą zajmie. David staje się przyjacielem rodziny, na którego każdy jej członek może polegać. Rozwiesi pranie i pokroi warzywa na zupę, odwiezie córkę z imprezy do domu, upora się z wyrostkami dokuczającymi najmłodszej latorośli, nie odmówi drinka, którego do tej pory piło się samotnie... Z dnia na dzień życie naszej sympatycznej rodzinki zaczyna zmieniać się na lepsze, a dręczące ich dotąd problemy pryskają jeden po drugim, niczym bańki mydlane. W tym samym czasie w okolicy ginie jednak kilka osób, a morderca pozostaje nieuchwytny...

 

Trudno się dziwić, że nasza rodzina z domu na pustkowiu nie mogła oprzeć się urokowi Davida, bo wcielający się w niego Dan Stevens jest w filmie wręcz hipnotyzujący. Nie chodzi nawet o to, że jest przystojny i dobrze zbudowany (choć jest), ale o pewien magnetyzm zawarty w jego ruchach i spojrzeniu. W scenach, w których się pojawia, Stevens kradnie film, z czego doskonale zdawał sobie sprawę reżyser, który, rzecz jasna przy pomocy odpowiednich, tak dobrze nam znanych przecież sztuczek i zabiegów, wzmocnił to wrażenie do tego stopnia, że oderwanie wzroku od Davida jest niemalże niemożliwe, jak np. wtedy gdy wyłania się on z kłębów pary lub papierosowego dymu. Te (niewątpliwie przyjemne :)) obrazy z pewnością pozostaną z Wami na długo po seansie, podobnie zresztą jak rewelacyjna ścieżka dźwiękowa, równie niepokojąca i hipnotyzująca jak tytułowy gość.

 

Wingard stworzył swój film z klisz i schematów, co dotyczy tak miejsc, jak i postaci czy rozwiązań fabularnych. Wiele różnych, często pozornie nieprzystających do siebie elementów, złożyło się na całość świeżą i intrygującą, która trzyma w napięciu od samego początku aż po napisy końcowe. Jasne, fabuła jest przerysowana i nieprawdopodobna, podobnie zresztą jak bohaterowie, prawdy psychologicznej (czy jakiejkolwiek innej) nie ma tu za grosz, ale nie o prawdę tu chodzi, a o zabawę. Jeżeli lubicie gry z konwencją, z pewnością będziecie się wspaniale bawić, wyłapując kolejne schematy i nawiązania, od których w obrazie aż się roi. Widząc dom na odludziu, szkolne korytarze ozdobione halloweenowymi dekoracjami czy kelnerkę w żółto-niebieskim fartuszku, nie sposób nie skojarzyć ich z dziesiątkami filmów, w których widzieliśmy je już tak wiele razy. Do tych znajomych i rozpoznawalnych elementów dopisujemy kolejne skojarzenia: z zachowaniem postaci, rolą miejsca, dalszego losu bohaterów itp., co reżyser bezlitośnie wykorzystuje. Wingard z premedytacją podsuwa nam pod nos schematy, po czym łamie je w najmniej spodziewanym momencie. W tym umiejętnym łączeniu klisz przy jednoczesnym myleniu tropów tkwi właśnie siła „Gościa”. Nic nie jest bowiem tu tym, czym się wydaje na pierwszy rzut oka i nic nie kończy się tak, jak zakładaliście na początku, dzięki czemu film nie nuży nawet przez moment. Przeciwnie, im dłużej się ogląda, tym robi się ciekawiej, a najlepsze reżyser zostawił na sam koniec. Dajcie się mu zaskoczyć, naprawdę warto!

 

Autor: Karolina Osowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz