„Ja, Daniel Blake” – w walce o ludzką godność

„Ja, Daniel Blake” – w walce o ludzką godność

Czy we współczesnym świecie jest miejsce na bezinteresowną życzliwość? Czy tak zwani prości, uczciwi ludzie to gatunek na wymarciu? Te pytania od lat zadaje sobie brytyjski reżyser Ken Loach, który całą swoją twórczość poświęcił tematyce bliskiej rzeczywistym problemom zwykłych ludzi. Jego najnowszy, zapowiadany również jako ostatni, film „Ja, Daniel Blake” przyniósł mu uznanie jury festiwalu w Cannes i – po raz drugi w karierze reżysera – Złotą Palmę. Zaś kilka dni po polskiej premierze film Loacha zdobył Nagrodę Publiczności podczas gdańskiego festiwalu All About Freedom.

Kino społeczne to ciężki kawałek chleba. Filmy te z góry uznawane za produkcje ambitne, zazwyczaj przyciągają przed ekrany małą widownię. Bo przecież wolimy pójść do kina na film, który na kilkadziesiąt minut oderwie nas od szarej rzeczywistości niż dobije swoim realizmem. Jednak filmy tworzone przez Kena Loacha dość szybko zdobyły sobie uznanie na całym świecie, a dziś osiemdziesięcioletni reżyser pozostaje najżarliwszym buntownikiem przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Wielu z jego fanów, jak i krytyków ocenia pracę Brytyjczyka jako misję. I choć rok temu Loach zapowiedział odejście na emeryturę, to nie wytrzymał na niej nawet roku, atakując publiczność po raz kolejny poruszającym filmem „Ja, Daniel Blake”.

 

Bo nie każdy film musi posiadać nieskazitelny scenariusz, muzykę i obsadę aktorską, aby być wartościowym i nieść w sobie idee, o których nigdy nie powinniśmy zapominać.

 

Tytułowy Daniel to blisko sześćdziesięcioletni mężczyzna, wdowiec, który po ciężkim zawale nie jest w stanie powrócić do pracy w zawodzie stolarza. Pozostając bez środków do życia kieruje się do urzędu w sprawie zasiłku dla bezrobotnych. Okazuje się, że opinia jego lekarza jest niewystarczająca i po raz drugi musi przejść procedurę ustalenia czy naprawdę nie jest zdolny do pracy. Wynik ekspertów jest zgoła odmienny od wcześniejszych diagnoz i Blake zamiast otrzymać pomoc od państwa zostaje skierowany do poszukiwania nowej pracy. Tak jak i w naszej, polskiej rzeczywistości główny bohater zderza się z nieczułą ścianą biurokracji i krzywdzącym traktowaniem go jako oszusta i nieroba, który chce wyłudzić zasiłek dla bezrobotnych. W podobnych okolicznościach Daniel spotyka Katie, samotną matkę, która pierwszego dnia po przeprowadzce z Londynu do Newcastle spóźnia się na spotkanie z urzędniczką i zostaje przez to ukarana pozbawieniem tygodniowej wypłaty zasiłku. Mężczyzna nie potrafi patrzeć na taką bezduszność i postanawia sam wspomóc nową przyjaciółkę.

Choć cały scenariusz nieco trąci banałem jednoznacznie gloryfikując biednych i bezsilnych wobec władzy bohaterów, to jednak w czasie seansu całym sercem jesteśmy po ich stronie i kibicujemy im w walce z nieludzkim systemem urzędniczym. „Ja, Daniel Blake” pochyla się nad źródłem problemów Daniela i Katie, pokazując do jakich patologii mogą doprowadzić kumulujące się sytuacje bez wyjścia. Dlatego pomimo że znamy mechanizm działania urzędów i wielokrotnie czytaliśmy i słyszeliśmy historie ludzi niesłusznie potraktowanych przez system, to patrząc na film Loacha chcemy tak jak i on buntować się przeciwko tej niesprawiedliwości. I to pozostaje wciąż najwyższą wartością kina społecznego. Bo nie każdy film musi posiadać nieskazitelny scenariusz, muzykę i obsadę aktorską, aby być wartościowym i nieść w sobie idee, o których nigdy nie powinniśmy zapominać.

Dlatego też nie mogę odmówić sobie przytoczenia ostatnich słów głównego bohatera, które wybrzmiewają na długo po seansie filmu: „Nie jestem klientem, petentem ani usługobiorcą. Nie jestem wałkoniem, darmozjadem, żebrakiem ani złodziejem. Nie jestem numerem pesel ani pozycją z bazie danych. Płaciłem za wszystko co do grosza i jestem z tego dumny. Nie przyjmuję i nie oczekuję jałmużny. Nazywam się Daniel Blake. Jestem człowiekiem, nie psem. Jako człowiek domagam się swoich praw. Żądam, żebyście traktowali mnie z szacunkiem. Ja, Daniel Blake, jestem obywatelem, niczym więcej, niczym mniej.”

 

Film obejrzany podczas 10. All About Freedom Festival w Gdańsku

______________________________________________________________________________________________________________________________