Kocie powiedz mi, jak mam żyć – recenzja filmu „Żyć nie umierać”

Motyw nagłej choroby i naprawiania swoich dotychczasowych błędów życiowych jest w kinie tak oklepany, że nic już nie może zaskoczyć widza. W przypadku filmu debiutującego na wielkim ekranie reżysera Macieja Migasa nie występują żadne odstępstwa od tej reguły. Zatem czy warto wybrać się do kin na „Żyć nie umierać”?

 

Co ciekawe pomysł na realizację  tego filmowego pomysłu przyniosło samo życie. Scenarzysta Cezary Harasimowicz w znacznym stopniu zainspirował się historią swojego kolegi, aktora Tadeusza Szymkowa, znanego z ról w m.in. „Psach”, „Krollu” i „Ekstradycji”. Aktor zmagał się z chorobą alkoholową, która swego czasu utrudniała mu rozwój kariery. Po podjęciu decyzji o zerwaniu z nałogiem wciąż musiał walczyć o odzyskanie zaufania zarówno wśród współpracowników jak i swoich bliskich. W wersji filmowej historia ta została znacznie ubarwiona, ponieważ główny bohater zostaje opuszczony przez żonę i córkę, które od lat nie utrzymują z nim kontaktu, nawet w obliczu informacji o raku. Bartek Kolano, grany przez Tomasza Kota, jest przeciętnym aktorem zarabiającym na życie jako showman zabawiający publiczność podczas nagrań telewizyjnych. Wiedzie szarą, samotną egzystencję byłego alkoholika. Wiadomość o chorobie nowotworowej przekornie zmienia jego życie na lepsze, bo daje szansę na podjęcie odważnych kroków. Bohater stara się pogodzić z osobami, które zawiódł, wybaczyć tym, którzy już odeszli, ale też i dojść do porozumienia z samym sobą. Prawda, że ten zarys fabuły wydaje się być dobrze znany?

 

Jeżeli chodzi o formę przedstawienia scenariusza, przywodzi on na myśl TVN-owską produkcję. Nic w tym dziwnego, ponieważ Maciej Migas dotychczas zajmował się reżyserią serialu „Prawo Agaty”. Brak doświadczenia z projektem fabularnym znacznie odbija się na jakości filmu. Tym co może najlepiej wynagrodzić wiele słabych elementów, niezaprzeczalnie jest rola Tomasza Kota. Śmiało można powiedzieć, że jest to od kilku lat aktor niezwodny, niezależnie od filmu w jakim gra, swoją kreacją nie rozczarowuje widowni. Lekkość jaką aktor nadał swojemu bohaterowi obarczonemu tragicznymi wydarzeniami broni cały film. Choć część widzów może nie podzielać mojego zdania i odbierać postać Bartosza Kolano jako odrealnioną, a wręcz karykaturalną. Przeplatanie dramatu choroby z nagłym ozdrowieniem burzy fabularną spójność. Dlatego oczywiście przyznaję, że nie jest to film rewelacyjny, ale uważam, że spełnił swoje zadanie. Mnie wzruszył, bawił i pouczył jak żyć. Myślę, że takie właśnie oczekiwania powinien mieć potencjalny widz po zapoznaniu się ze zwiastunem. Zatem czy warto obejrzeć „Żyć nie umierać”? Można, ale niekoniecznie. Dla fanów Tomasza Kota i tak będzie to pozycja obowiązkowa.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Marta Ossowska