„Kopciuszek” – historia spełnionego marzenia

Nietrudno zauważyć, że ostatnimi czasy baśnie wróciły do łask, także w świecie kina. „Czarownica”, „Tajemnice lasu”, serial „Once Upon a Time” to tylko kilka przykładów tytułów opierających się na motywach i postaciach z pełnych magii opowieści pamiętanych z dzieciństwa, które wciąż zachwycają, bawią i uczą. Podejmujący się przełożenia ich na język kina stają przed wyborem czy podjąć próbę ukazania tak dobrze znanej historii z innej strony, nieoczywistej i dotąd niedostrzeganej – jak zrobił to Robert Stromberg w „Czarownicy” – czy też opowiedzieć ją w sposób tradycyjny, wierny literackiemu pierwowzorowi. Kenneth Branagh zdecydował się na opcję drugą i był to wybór ze wszech miar słuszny. Jego „Kopciuszek” jest jak zachwycająca suknia, w której bohaterka idzie na bal – piękny i dopracowany pod każdym względem.

Wszyscy znamy tę historię, ale nie mogę odmówić sobie przyjemności opowiedzenia jej jeszcze raz: dawano, dawno temu żyła sobie Ella (Lily James), śliczna dziewczynka, która miała kochających rodziców i najwspanialsze dzieciństwo pod słońcem. Szczęśliwym dniom położyła kres śmierć matki, po której nic nie było już takie, jak wcześniej. Wkrótce ojciec dziewczynki poślubia drugą żonę (Cate Blanchett) – wraz z nią do spokojnego dotąd domu sprowadzają się jej dwie nieznośne córki i gwar niekończących się bankietów. Niedługo później mężczyzna wybiera się w podróż, z której już nie wraca, a Ella i jej nowa rodzina zostają bez środków do życia. Wszystkie obowiązki spadają na ramiona dobrej i posłusznej dziewczyny, którą bez skrupułów wykorzystują macocha i jej córki. Ella stara się nie tracić pogody ducha, ale pewnego dnia nie wytrzymuje okrutnych docinków i ucieka do lasu, aby tam choć na chwilę zapomnieć o doznanych krzywdach. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w leśnej głuszy spotyka czarującego księcia (Richard Madden), który zakochuje się w niej od pierwszego spojrzenia i – co ważne! – rozmowy. Aby odnaleźć tę, która skradła jego serce, następca tronu wydaje bal, na który zaproszone są panny z całego królestwa. Choć nie od razu i nie bez trudności, dzięki pomocy dobrej wróżki (Helena Bonham Carter) i niewielkich przyjaciół Kopciuszka wszystko kończy się dobrze, a nasi zakochani żyją razem długo i szczęśliwie, co jest nagrodą za ich dobro i odwagę.

„Kopciuszka” ogląda się wspaniale, a to z kilku względów. Opowiadana przez Kennetha Branagha historia jest spójna i logiczna, dzięki czemu nie sposób nie uwierzyć w to, co oglądamy – za sprawą dopracowanego scenariusza pełna magii i czarów historia Elli nabiera prawdopodobieństwa, a my możemy zatracić się w opowieści. Przepiękne zdjęcia i harmonijne kompozycje Patricka Doyle'a współtworzą ten prawdziwie baśniowy świat, któremu jednak znana jest niesprawiedliwość i okrucieństwo. Branagh nie zdecydował się jednak na wprowadzenie epizodów z obcinaniem palców czy pięty, które tak dobrze pamiętamy z „Kopciuszka” braci Grimm, szczęśliwie przeczuwając, że nie pasowałyby do przyjętej przez niego disnejowskiej konwencji. Choć śmierć w tej baśni zbiera wcale bogate żniwo, w wersji Branagha czyni to niejako na zapleczu, nie epatując okrutnymi obrazami, a jedynie smutkiem. Z drugiej strony, to, że w filmie nie zobaczymy nawet kropelki krwi nie znaczy, że nie ma w nim scen przykrych czy bolesnych, bo do takich bez wątpienia należą te, w których macocha i jej córki szydzą z biednego Kopciuszka i uprzykrzają mu życie na wszystkie możliwe sposoby. Bohaterce naprawdę nie sposób nie współczuć i nie życzyć jej powodzenia. Tu słowa uznania dla odtwórczyni tytułowej roli – Lily James doskonale sprawdza się w roli zwyczajnej, prostej dziewczyny, a dzięki temu, że jest mało znana szerszej publiczności, Kopciuszek w jej wykonaniu staje się bohaterką uniwersalną, w której każda (i każdy :)) z oglądających film, może zobaczyć siebie. Wszystko to skutkuje silnym zaangażowaniem emocjonalnym widza, który wczuwa się w sytuację ślicznej Elli, razem z nią ciesząc się i smucąc. Podobne sztuczki w podobnych zamiarach stosowane są w kinie nie od dziś, krzywdzące byłoby jednak zarzucenie Branaghowi, że z premedytacją gra na emocjach widzów. Jego wyczucie i talent aktorów skutecznie stoją temu na przeszkodzie.

Ogromną zaletą „Kopciuszka” jest niuansowanie świata i bohaterów. Nic nie jest tu oczywiste i czarno-białe. Macocha Kopciuszka jest kobietą okrutną, ale i ona przeżyła przecież tragedię, której zwykło się nie dostrzegać. Przyrodnie siostry są nie tyle złe, co raczej niemądre i łatwo ulegające szkodliwemu wpływowi matki. Nawet Arcyksiążę (Stellan Skarsgard), któremu przypadła w udziale rola drugiego czarnego charakteru ma swoje racje, którym trudno odmówić słuszności. Jak widać, reżyser i scenarzysta uczynili wszystko, co w ich mocy, aby nadać bohaterom znamion prawdopodobieństwa, stworzyć z nich postaci z krwi i kości, co moim skromnym zdaniem jak najbardziej się udało.

Kenneth Branagh zachował to, co w baśni najlepsze (na czele z pięknym i mądrym przesłaniem, które jednak pozbawione jest moralizatorskiego tonu i natarczywości), hojnie, lecz bez przesady, okraszając to wszystkim tym, co ma do zaoferowania współczesna technika. Postawił na wierność literackiemu oryginałowi i sprawdzone rozwiązania, co nie oznacza jednak, że nie zdecydował się na żadne odstępstwa od przyzwyczajeń widzów. Reżyser bawi się schematami i przełamuje je, co najsilniej uwidoczniło się w doborze obsady: na przekór swojemu empoi złą macochę gra przecież piękna Cate Blanchett, w roli nieco roztargnionej Wróżki Chrzestnej zobaczymy zaś – absolutnie uroczą – Helenę Bonham Carter kojarzoną do tej pory raczej z kreacjami czarownic i dręczycielek.

Jeśli mowa o wróżce, nie można nie wspomnieć o jej czarach, zwłaszcza kiedy są tak imponujące jak te, które możemy podziwiać w „Kopciuszku”. Patrząc na magiczną przemianę zwyczajnej dyni w złotą karocę, myszy w konie, no i oczywiście na metamorfozę samego Kopciuszka w królową balu, trudno nie poczuć dziecięcego zachwytu. To zresztą także największy atut filmu Branagha – dzięki niemu znów wszyscy możemy poczuć się dziećmi. Prawdziwa magia kina.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDAŃSK.


Autor: Karolina Osowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz