„Krampus. Duch świąt” - cicha noc, śmierci noc

Tradycja horrorów, których akcja rozgrywa się w czasie Bożego Narodzenia jest całkiem długa i nadspodziewanie bogata. Wielbiciele świątecznych filmów grozy mieli okazję oglądać już demonicznego biskupa owładniętego żądzą mordu („Święty”, reż. Dick Maas), polowanie na studentki spędzające Gwiazdkę w żeńskim akademiku („Krawawe święta”, reż. Glen Morgan) czy makabryczne przygody świątecznego bałwanka („Jack Frost”, reż. Michael Cooney). Goszczący od niedawna na ekranach kin „Krampus” Michaela Dougherty'ego z jednej strony wydaje się świetnie wpisywać w tradycję świątecznych horrorów, z drugiej jednak jest filmem intrygującym, wymykającym się schematom i całkiem... mądrym (czego w żadnej mierze nie sugeruje zwiastun całkowicie wypaczający wyobrażenie o tej produkcji). Trzeba też przyznać, że czuć w tym filmie ducha Świąt. Ale po kolei.

 

Film Dougherty'ego otwiera sekwencja w slow motion przedstawiająca szturm na supermarket: owładnięci przedświąteczną gorączką ludzie tratują się w biegu po towary objęte promocjami (patrząc na tę scenę trudno nie pomyśleć o poszkodowanych w wyniku tegorocznego szału zakupów podczas amerykańskiego Black Friday, kiedy to siedem osób straciło życie, a blisko 100 zostało rannych). Przez czas trwania rzewnej bożonarodzeniowej piosenki obserwujemy zapłakane dzieci zapomniane przez rodziców zajętych zakupami, bijatyki i przepychanki, wykrzywione furią twarze i filmowanie tego wszystkiego komórkami w celu wrzucenia na You Tube'a – prawdziwa magia Świąt, czyż nie?

 

Z całego tego zamieszania wyłaniają się nasi bohaterowie - typowa amerykańska rodzina, na którą składa się zapracowany tata (Adam Scott), mama – perfekcyjna pani domu (Toni Collette), zbuntowana nastolatka (Stefania LaVie Owen) i wrażliwa najmłodsza latorośl – Max (Emjay Anthony), który ciągle wierzy w Świętego Mikołaja. W wyniku odwiedzin nielubianych krewnych i mało świątecznej atmosfery pełnej wzajemnych pretensji, wiara Maxa zostaje jednak wystawiona na ciężką próbę, której chłopcu nie udaje się pomyślnie przejść. Drąc na kawałki list do Świętego Mikołaja (w jakim wcale nie pojawiła się prośba o najnowszego xBoxa), Max uruchamia mroczne siły, które niebawem zniszczą cały znany mu świat. Niewdzięczne dzieci odwiedza bowiem Krampus, „cień Świętego Mikołaja”, wymierzający karę niegrzecznym i odbierający im to, czego nie potrafili docenić. Co ciekawe, Krampus nie został wymyślony przez Dougherty'ego na potrzeby filmu: to bohater starych niemieckich podań, w którego wiara wciąż jest silna nie tylko w Niemczech, ale też w Chorwacji, Słowenii, Austrii czy północnych Włoszech. Ładnym nawiązaniem do pochodzenia legendy jest postać babci Niemki (Krista Stadler), która w czasach trudnego powojennego dzieciństwa sama utraciła wiarę w ducha Świąt, o czym opowiada się nam za pośrednictwem niezwykle sugestywnej w swej poetyce animacji.

 

Zwaśniona do niedawna rodzina łączy więc siły w walce ze złym duchem Świąt, odnajdując po drodze wszystko to, o czym zapomnieli w codziennym pędzie do nikąd. Jak to wszystko się skończy? Tego Wam oczywiście nie zdradzę; powiem tylko, że dla samego zakończenia, które można interpretować na całe mnóstwo sposobów, warto „Krampusa” zobaczyć. Ale przecież nie tylko dla tego.

 

Jak łatwo wywnioskować z tego, co napisałam wyżej, film Dougherty'ego to dość nietypowa gwiazdkowa produkcja ukazująca nas i nasze zachowania w krzywym zwierciadle, silnie potępiająca m.in. konsumpcjonizm, który od pewnego czasu dla wielu wydaje się być istotą świąt. „Krampus” w przekonujący sposób pokazuje jak nieważne są te wszystkie rzeczy stanowiące przedmiot niekończących się - nawet w czasie Bożego Narodzenia – kłótni, i jak bardzo nie doceniamy tego, co mamy, dopóki ktoś lub coś nie zechce nam tego odebrać. Trzeba przyznać, że w celu zobrazowania tych prawd reżyser sięga po dość drastyczne środki, wydaje się jednak, że w dzisiejszym zobojętniałym świecie żadne subtelniejsze rozwiązania nie przyniosłyby pożądanych efektów. A tego, co zobaczycie w „Krampusie” raczej długo nie zapomnicie: najnowsza produkcja od Michaela Dougherty'ego to w końcu horror komediowy, a ten przedziwny misz-masz gatunkowy rządzi się swoimi prawami. Mamy tu przede wszystkim nieustanne mieszanie porządków: chwile prawdziwej grozy ustępują wybuchom śmiechu, kiedy widzimy, że tym, czego się tak obawialiśmy są urocze piernikowe ludki, które zaraz jednak udowadniają, że potrafią być jednak przerażająco okrutne, zwłaszcza jak na ciastka. Obok powagi pojawia się więc groteska i przerysowanie, dramat ustępuje pola sielance, by po chwili powrócić mógł przejmujący niepokój. Wbrew jednak temu, co tak bardzo rzuca się w oczy w zwiastunie, w filmie przejścia między gatunkami/nastrojami są płynne, a napięcie bardzo umiejętnie budowane. Widać, że Dougherty to filmowiec dobrze znający tajniki swego rzemiosła, który nie zapomina, że nawet najbardziej nieprawdopodobną historię można uczynić przekonującą, o ile podstawą dla niej jest dobry scenariusz. „Krampus” taki scenariusz ma. Ma też świetne efekty specjalne i niesłychanie dopracowaną warstwę wizualną, co najlepiej widać na przykładzie mrocznego zastępu złego Mikołaja. Siłą filmu jest jednak przede wszystkim mistrzowskie kreowanie klimatu, dzięki czemu bez trudu można wczuć się najpierw w atmosferę świąt, a potem w ustępującą jej aurę grozy. Nie można też zapomnieć o aktorstwie, które w „Krampusie” stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie. Obok Adama Scotta czy Toni Collette na ekranie zobaczymy również Conchatę Ferrell w brawurowej roli ciotki-mizantropki, gburowatego Davida Koechnera i krewką Allison Tolman znaną ze świetnego serialu „Fargo”. Jak sami widzicie, bezkrwistych bohaterów filmowi Dougherty'ego nie można zarzucić.

 

Reżyser gra z przyzwyczajeniami widzów i tradycyjnymi rozwiązaniami fabularnymi – w jego filmie ani najszczersze „przepraszam” ani akty najwyższego poświęcenia czy odwagi nie są w stanie poruszyć wcielonego zła, z którym przyszło walczyć naszym bohaterom. Także happy end zostaje postawiony pod poważnym znakiem zapytania – bo może faktycznie jest tak, że grzech niewdzięczności jest niewybaczalny? Idźcie na „Krampusa” i starajcie się już nigdy nie zasłużyć na rózgę – cienia Świętego Mikołaja, który ją przynosi, naprawdę wolelibyście nigdy nie spotkać.

 

Autor: Karolina Osowska

Ocena autora (1-5): 4.0

_____________________________________________________________________________________

 

KRAMPUS. DUCH ŚWIĄT

KRAMPUS

 

CZAS TRWANIA: 98 min.

GATUNEK: horror/komedia

PRODUKCJA: USA 2015

POLSKA PREMIERA: 4.12.2015

 

REŻYSERIA: Michael Dougherty („Upiorna noc Halloween”)

OBSADA: Adam Scott („Złe kobiety”),

Toni Collette („Mała Miss”)

 

ZWIASTUN:

 

_____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiał dystrybutora United International Pictures Sp z o.o.