Księga Dżungli – „Grizzly Man“

Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, na jaką trafisz – lubiła mówić mama Foresta Gumpa. Mi kilka dni temu trafił się film Grizzly Man w reżyserii Wernera Herzoga . Dobry dokument. Świetna historia. Pyszna czekoladka.

 

Grizzly Man to opowieść o Timothym Treadwellu – człowieku, który poświęcił swoje życie niedźwiedziom. Historia pokazuje, jak każdego lata mężczyzna pakuje kamerę, aparat fotograficzny, mały namiot, kilka ubrań i leci na Alaskę. Spędza tam kilka miesięcy w towarzystwie drapieżnych Grizzly, poznając ich zwyczaje i naturę.

 

Timothy stara się nie przeszkadzać zwierzakom, choć nie obserwuje ich życia z dystansu. Próbuje być częścią tej surowej przyrody, kolejnym zwierzem w stadzie, niedźwiedzim Mowglim. Dlatego chroni Grizzly przed kłusownikami, przed zagrożeniami środowiska naturalnego i uświadamia, jak ważne jest otaczanie opieką niedźwiedzi. Brzmi niesamowicie pozytywnie, tym bardziej że Grizzly Man jest wyluzowany, uśmiechnięty i szczęśliwy.

 

Oczywiście od początku widz wietrzy w tym jakiś haczyk. Faktycznie, około trzydziestej minuty dokumentu przekonujemy się, że spełniło się największe marzenie Grizzly Mana – i w tym miejscu odradzam czytanie opisów tego dokumentu i innych recenzji, które w większości bez ostrzeżenia zdradzają historię Timothego. Zaczynamy zadawać sobie pytanie: czy ten niebieskooki roześmiany blondyn to rzeczywiście idealista pragnący zmieniać świat, czy człowiek pełen problemów i rozchwiań? A może to duże dziecko, które po prostu zabłądziło w świecie groźnej przyrody? Dziecko, które potrzebuje miłości i samemu tą miłość daje tym, którym najbardziej ufa.

 

Film składa się z materiałów archiwalnych Treadwella i nagrań Herzoga. Oba źródła płynnie się przeplatają przy akompaniamencie niesamowitej muzyki i zdjęć. Reżyser nie ocenia. Nie wybiela ani nie heroizuje Treadwella. Herzog ma w sobie coś z archiwisty: skrupulatnie przedstawia fakty. Ma w sobie też coś z dobrego dziennikarza, bo nie zmusza rozmówców do zwierzeń ani uzewnętrznień, nie goni za sensacją. Każdemu daje tyle czasu, ile ten potrzebuje. I wreszcie ma w sobie coś cwanego filmowca, który wie kiedy przerwać materiał i wie, jak nadać milczeniu nutkę tajemniczości.

 

Jednak to, co najwyraźniej wyróżnia Herzoga spośród innych twórców, to umiejętne otarcie się o obsesję swojego bohatera, poczucie jej prawie na własnej skórze. Herzog wychowywał się przez 11 lat wśród dzikiej przyrody, a krytycy wprost nazywają go romantycznym wizjonerem. Może dlatego tak dobrze udało mu się zrozumieć Grizzly Mana.

 

Mówi się, że każdy szanujący się kinoman widział przynajmniej jeden film Wernera Herzoga. Grizzly Man był moim pierwszym filmem tego twórcy. Pierwszym i na pewno nie ostatnim, bo zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

 

Autor: Justyna Jaranowska
Ocena autora (1-5): 4.5

_____________________________________________________________________________________

 

GRIZZLY MAN

GRIZZLY MAN

 

CZAS TRWANIA: 103 min.

GATUNEK: biograficzny, dokumentalny

PRODUKCJA: USA 2005

PREMIERA: 24.01.2005

REŻYSERIA: Werner Herzog („Zły porucznik”)

OBSADA: Franc G. Fallico (debiut),

Warren Queeney (debiut)

 

ZWIASTUN:

 

_____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiał dystrybutora Solopan