„Listy do M. 2”: Świąteczny słodzik

Nikogo nie dziwią pojawiające się już przed Świętem Zmarłych ozdoby choinkowe czy czekoladowe Mikołaje. Podążając za tym trendem, także twórcy „Listów do M. 2” już w listopadzie wprowadzają nas w atmosferę najpiękniejszych grudniowych dni.

 

Minęły cztery lata, przed bohaterami „Listów” kolejna Wigilia i kolejne problemy. W związek prezentera radiowego Mikołaja (Maciej Stuhr) i Doris (Roma Gąsiorowska) zdążyła wkraść się rutyna. Wcale nie taki święty Mikołaj - Mel (Tomasz Karolak) nie zmienił się ani trochę, wciąż spada na niewłaściwe balkony. W Wigilię przypomina sobie o swoim 4-letnim synku Kaziku, którego Betty (Katarzyna Zielińska) wychowuje wraz z nowym partnerem (Marcin Perchuć). Karina (Agnieszka Dygant) rozpoczęła nowe życie, wydając powieść, wciąż jednak drze koty z byłym mężem (Piotr Adamczyk). Dla nieuleczalnie chorej Małgorzaty (Agnieszka Wagner) mogą to być ostatnie święta z najbliższymi– mężem (Wojciech Malajkat) i adoptowaną córką Tosią (Julia Wróblewska).

 

Czy jest ktoś, kto nie widział „Listów do M.” albo przynajmniej o nich nie słyszał? Pierwsza część polskiej idylli o Bożym Narodzeniu była komentowana jako kopia kultowego już „To właśnie miłość”. Premiera sequela to zawsze czas wielkiej próby dla produktu, który z jednej strony może łatwo płynąć na fali popularności pierwszej części, ale z drugiej strony – są wobec niego formułowane większe oczekiwania. Brytyjsko-amerykański obraz Richarda Curtisa nie doczekał się kontynuacji. Na czym więc teraz oparli się polscy twórcy?

 

Przede wszystkim na znanych i lubianych, czyli poupychali w obsadzie jeszcze więcej polskich gwiazd i gwiazdeczek, przez co pojawienie się na ekranie ich bohaterów ma mocno teledyskową formułę. Straciły na tym stare wątki z pierwszej części. W dodatku chciałoby się powiedzieć to, co powtarzamy sobie także przy świątecznym stole, mianowicie: co za dużo, to niezdrowo. Trzeba było zrobić miejsce dla nowych bohaterów m.in.: rodziny Antosia, których życie nosi najwięcej znamion szarości spośród wszystkich przedstawionych. Nową postacią jest także podróżująca z owcą Magda (Magdalena Lamparska), która przypadkiem spotyka wakacyjną miłość – muzyka Redo (Maciej Zakościelny). Ta mnogość wątków i bohaterów sprawia, że niektórzy z nich są zaledwie dodatkiem dla innych, odgrywających fabularnie znacznie ważniejszą rolę, jak np. postać partnerującej Zakościelnemu Marty Żmudy Trzebiatowskiej. Bez większego sensu pozostaje obecność tajemniczego mężczyzny, granego przez Piotra Głowackiego, który (dosłownie) przechodzi przez trzy sceny. Jakiś taki zły na święta i nic nie mówi przez cały film –  miało być śmiesznie czy metafizycznie? Nie wyszło.

 

Nie wyszło także wypośrodkowanie balansu między warstwą melodramatyczną a komediową. Choć w paru momentach można się zaśmiać to w przeważającej większości dominuje banał i tani dramatyzm. Bohaterowie przemieszczają się po przyprószonej śniegiem, przepięknej Warszawie w poszukiwaniu upominków i miłości. W tle przygrywa Sound'n'Grace. Od razu widać, że scenarzyści – Marcin Baczyński i Mariusz Kuczewski – fachu uczyli się pisząc tasiemce. Wiele wątków zostało rozciągniętych do maksimum, np. Karina przez kilka scen pije kawę w znanej kawiarni, a plakaty promujące jej książkę są ukazane tyle razy, że aż drażnią. Momentami film za bardzo sprowadza się do reklamowania popularnych i ekskluzywnych produktów. „Listy” są więc świetną alternatywą także dla tych, którzy chcieliby pozwiedzać galerię handlową, ale spacerować nie lubią.

 

„Listy do M. 2” to przede wszystkim plejada polskiej serialowej „śmietanki”. Tych, którzy przez lata utrzymują się na topie: Karolak, Dygant, Zielińska, Stuhr, Adamczyk, Kożuchowska. I tych, których blask zdążył nieco przygasnąć: Małaszyński, Żmuda Trzebiatowska czy Zakościelny. Takich nazwisk nie trzeba reklamować. Fani polskich seriali otrzymują fantastyczny prezent pod choinkę: kompilację ulubionych bohaterów na dużym ekranie. Moim zdaniem, najlepiej ogląda się jednak najmłodszych aktorów: Mateusz Winek (w roli małego Kazia) i Jan Sączek są przeuroczy.

 

Boże Narodzenie to czas przebaczenia. Siadając do wigilijnego stołu chcemy widzieć wyłącznie zalety naszych bliskich. Tak też jest z „Listami”. Bajkowa atmosfera świąt bijąca z ekranu pozwala przymknąć oko na oklepane wątki i miałkie dialogi. Na pewno nie jest to - jak zapewniają twórcy - „najzabawniejsza komedia ostatnich 25 lat”. Film jest przesłodzony, komercyjnie tandetny i do bólu przewidywalny. Ale takie też są święta, a czy to przeszkadza w uwielbianiu ich? Może to być fajne tło dla rodzinnego, leniwego spędzania czasu na kanapie i świeższa alternatywa dla oklepanych, zagranicznych produkcji.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA – REPERTUAR>>

 

Autor: Magda Mielke

Ocena autora (1-5): 2,5

_____________________________________________________________________________________

 

LISTY DO M. 2
 

CZAS TRWANIA: 103 min.

GATUNEK: komedia romantyczna

PRODUKCJA: Polska 2015

POLSKA PREMIERA: 13.11.2015

 

REŻYSERIA: Maciej Dejczer („300 mil do nieba”)

OBSADA: Agnieszka Dygant („Tylko mnie kochaj”)

Maciej Stuhr („Chłopaki nie płaczą”)

 

ZWIASTUN:

 

____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiały prasowe dystrybutora Kino Świat