„Mały Książe” – problemem nie jest dorastanie, a zapominanie

Seans, co prawda, był na 18.00, ale publiczność  w znakomitej mierze stanowili dorośli. To animacja dla wszystkich. Zresztą wiemy o tym doskonale, bo wszyscy czytaliśmy niemożliwą chyba do zapomnienia fabułę, którą podarował całemu światu Antoine de Saint Exupery.  Mark Osborne zrezygnował z dosłownej ekranizacji książki, o czym można przeczytać więcej w recenzji Uli Abucewicz tutaj>>.

 

Ja skupię się na tym, dla jakich znaczeń warto spojrzeć na nową wersję ,,Małego Księcia”. I dorzucę jedną krytyczną uwagę na temat wątku, którego w animacji przełknąć nie mogłam.

 

  • To czego ludzie szukają można znaleźć w jednej róży albo w jednym łyku wody.

,,Mały Książę” przypomina o dziwieniu się, o zastanawianiu, które prowadzić może do odnalezienia starej dobrej umiejętności radowania się z drobiazgów, odrzucenia pogoni za utopijnym, wielkim Czymś.

 

  • Nie dorastanie jest problemem, a zapominanie.

Reżyserski pomysł zestawienia współczesnego korpo-świata z nieobecnym światem ,,Małego Księcia” to przestroga – nigdy nie zapomnij o fantazjowaniu, o wyobraźni, o czuciu wszystkiego wokół. Nie zapomnij o tym, co to kreatywność, swobodna gimnastyka mózgu, która w rzeczach pozornie zwykłych, krajobrazach codziennie mijanych, pozwoli widzieć ciągle nowe niesamowitości. Tak chcielibyśmy  nauczyć się pokazywać dzieciom, jak działa świat, jak zachwycić się przelatującym obok motylem, jak zauważać piękno. Bez wewnętrznego dziecka, odarci z beztroskiej odrobinki magii, możemy stać się szarymi, okropnymi, zgarbionymi ludźmi sprzed komputerów – straszy reżyser.

 

  • Nie obrażaj się na świat za to, że jest w nim śmierć

,,Mały Książę” Marka Osborne’a subtelnie, ale jednak dostrzegalnie mocno akcentuje temat śmierci. ,,Mały Książę”  jest też  lekcją utraty. Przekazuje najbardziej proste, ale chyba ważne treści o tym, że to naturalne, że ludzie umierają, odchodzą, znikają. Ważne, co z nich żyje nadal w sercach tych, którzy pozostali. Nie można obrażać się ani za śmierć, ani za to, że bliska osoba wybiera inną drogę.

 

  • Jeśli ktoś pozwoli się oswoić ryzykuje, że skończy z płaczem.

Komentarz zbędny.

 

I na koniec trochę krytyki za pomysł. Nie może być tak landrynkowo! Reżyser przeciwstawił korporacyjny świat światu wyobraźni. I to jest do przyjęcia. Ale pokazał jeszcze jedną opozycję. Złą, suchą, bezwzględną naukę  postawił na przeciwnym biegunie kreatywności, wyobraźni, radości i dziecięcej beztroski wolnej fantazji. Nie! Nie! Nie! Nie! Nauka może odżywiać wyobraźnię.  Oczywiście zgodzimy się, że jeśli zachęcanie dzieci do nauki zaczyna się i kończy na frazach "Musisz", "Marsz do nauki!", "To jest Twoja przyszłość" to są to puste zdania, jakieś takie groźne, a do tego o totalnie abstrakcyjnej jeszcze dorosłości.

 

Jednak tak drastyczne przeciwstawienie nauce fantazji i symboliczne przywiązanie dziecka do biurka, które miało oznaczać szybką dietę na dorastanie - za bardzo mnie boli. Być może reżyser chciał pokazać, że nauka szkolna potrzebuje oswobodzenia przy pomocy fantazji. I tu się musimy zgodzić.

 

Animacja robi wrażenie na małych i dużych. Fajnie, gdy jedni i drudzy mogą potem ze sobą pomówić o tym, jak poczuli widziane przed chwilą sensy. I o tym, co zrobić, żeby nie zapomniał wół jak pełnym fantazji cielęciem był.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Paulina Urbańczyk