„Mój biegun”, czyli ciekawy przypadek Jasia Meli

Większość z nas kojarzy postać Jasia Meli z nieprzeciętną odwagą, hartem ducha, przełamywaniem ludzkich barier oraz spełnieniem najbardziej abstrakcyjnych marzeń. Chłopiec jest najmłodszym w historii zdobywcą obu biegunów  w ciągu jednego roku,  jednocześnie będąc pierwszym niepełnosprawnym, który dokonał takiego wyczynu. Dzięki temu stał się ostoją i nadzieją nie tylko osób niepełnosprawnych, ale i ludzi zdrowych nie potrafiących uwierzyć we własne siły. Jego historia stanowi świetny materiał do nakręcenia filmu. Niestety Marcin Głowacki z premedytacją postanowił odrzucić podane mu jak na tacy intrygujące fakty z życia Jasia-polarnika, przełamującego własne słabości. Skupił się natomiast na piętnowaniu dramatu chłopca i jego rodziny. Podczas seansu rodzi się zatem pytanie: dlaczego zamiast podkreślać niezwykły wyczyn, reżyser z uporem maniaka płacze nad rozlanym mlekiem?

 

Akcja filmu rozpoczyna się na plaży gdzie w sielankowej atmosferze wypoczywa rodzina Melów. Wszystko zmienia się diametralnie kiedy młodszy brat Jasia o imieniu Piotrek, niepostrzeżenie znika z oczu rodziców. Okazuje się, że dziecko jest pod wodą. Mimo szybkiego odnalezienia chłopca i natychmiastowej akcji resuscytacyjnej, kończy się to zgonem. Tragedia wywołuje lawinę wzajemnego obwiniania i nieporozumień, a stosunki rodzinne relacje stają się bardzo napięte. Dalsza część filmu zdominowana została przez ukazanie relacji między surowym ojcem (Bartłomiej Topa) i zbuntowanym synem (Maciej Musiał). Nawet wypadek rażonego prądem Jasia i jego kalectwo nie są w stanie przekonać  mężczyzny, że czas najwyższy schować do kieszeni żelazną dyscyplinę i sztywne zasady przekazywane z pokolenia na pokolenie. Rodzi to kolejne konflikty i doprowadza do rozłamu rodziny.

      

Poza mdłym scenariuszem, elementem filmu, który niewątpliwie razi jest aktorstwo Macieja Musiała. Od razu rzuca się w oczy brak profesjonalizmu i scenicznego ogrania początkującego artysty. Całą produkcję nieco ratuje niezawodny Mateusz Pospieszalski, który dzięki adekwatnej do sytuacji, przyjemnej dla ucha i ciekawej ścieżce dźwiękowej wypełnia filmowe braki. Interesującym zabiegiem okazało się również wplecenie w aktorskie grono rzeczywistej postaci Jasia Meli, który w jednej ze scen rehabilituje się razem z Maćkiem Musiałem.

 

Film niewątpliwie rozczarowuje zarówno formą jak i treścią. Osoby, które od dawna czekały na premierę mogą się srogo rozczarować. Reżyser postawił na ukazanie ogromnego nieszczęścia i licznych dramatów, trapiących rodzinę Melów. Jednocześnie świadomie pomija niesamowite osiągnięcia Jasia oraz jego triumf nad żywiołem natury i własnymi słabościami. Produkcja jest świetnym przykładem jak można koncertowo zmarnować ciekawą historię napisaną przez życie.

 

Autor: Karol Bartelik

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz