Mroczna strona Bieszczad – recenzja filmu „Na granicy”

W polskim kinie wciąż mamy problem z tworzeniem mrocznych gatunków. Spróbujcie przypomnieć sobie z ostatnich dziesięciu czy nawet dwudziestu lat tytuł dobrego thrillera, kryminału czy horroru. Prawda, że ciężko? Powoli staramy się nadrobić braki sięgając po kryminalną literaturę („Ziarno prawdy”) lub opierając się na ukrytej historii naszego narodu („Pokłosie”). Na szczęście debiutanci mają odwagę próbować tworzyć kino na światowym poziomie, często wzorcując się na klasykach, tak jak to zrobił Wojciech Kasperski ze swoim pierwszym, pełnometrażowym filmem fabularnym „Na granicy”.

 

Początek filmu w pewnym stopniu wydaje się podobny do „LśnieniaKubricka, analogicznie mamy do czynienia z tajemniczym, zimowym przybyciem rodziny w odludne miejsce. Ojciec (Andrzej Chyra) wraz z dwójką nastoletnich synów z niewiadomego nam powodu przyjeżdżają w Bieszczady i postanawiają na jakiś czas się tam osiedlić. Czynnikiem zaburzającym tą tajemniczą, choć już lekko napiętą atmosferę jest nagłe pojawienie się nieznajomego. W tej roli występuje Marcin Dorociński, który po raz kolejny zaskakuje swoim aktorskim wcieleniem. Zakrwawiony przybysz okazuje się być byłym strażnikiem przygranicznym podobnie jak ojciec chłopaków. Nie chce jednak przyznać się co mu się przytrafiło, co wzbudza podejrzenie całej reszty. Lojalny Chyra udaje się jego śladami w poszukiwaniu dowodów zbrodni, zostawiając synów z niebezpiecznym mężczyzną. A ci zostają poddani kuszeniu „diabła”.

 

W gruncie rzeczy „Na granicy” nie jest typowym thrillerem, w którym najważniejsze jest budowanie napięcia. W filmie Kasperskiego sporo mówi się o męskich relacjach. Ojciec w dość specyficzny sposób chce nauczyć synów męskości każąc im spożywać alkohol czy ucząc ich obsługi broni. Sprostać oczekiwaniom surowego ojca jest ciężko, zwłaszcza gdy ma się za sobą trudne przeżycia z utratą matki.

 

Co ciekawe aktorsko nie wyróżniają się starzy wyjadacze, a znany już co niektórym z ciekawego epizodu w „Disco polo”, świeżo upieczony absolwent Szkoły Filmowej Bartosz Bielenia. Młodzieniec o androgenicznej urodzie wydaje się idealnym kandydatem do roli Janka, chłopaka stojącego przed problemami wchodzenia w dorosłość. Wzór męskości stawiany mu przez ojca w kontraście do postawy tajemniczego nieznajomego budzi w Janku sprzeczne uczucia. Ostatecznie prezentowany model męskości okazuje się być drogą ku samozagładzie.

 

Film Kasperskiego pod względem technicznym jest całkiem przyzwoity. Zdjęcia Łukasza Żala, operatora oscarowej „Idy”, ukazują Bieszczady jako tajemniczą krainę w poświacie szarości, podobnie jak to bywa w świecie decyzji bohaterów – nic nie jest czarno-białe. Znacznie wyróżnia się dźwięk w filmie w postaci niepokojącej muzyki autorstwa Bartłomieja Gliniaka, jak i oddania głosów natury, głównie śnieżnej zamieci. Podsumowując wszystkie elementy układanki jakim jest końcowy efekt filmu zdają się być na dobrym poziomie, jednak tworząc całość nie powalają na kolana. Mimo to uważam, ze „Na granicy” jest ciekawym obrazem wyróżniającym się spośród najnowszych dzieł polskiej kinematografii. Dla osób ceniących mroczny klimat gór będzie to idealna propozycja.

 

Autor: Marta Ossowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz