„Nienawistna ósemka” – zimowa, acz krwawa opowieść

„8. film Quentina Tarantino” – pod takim szyldem reklamowana jest „Nienawistna ósemka” – powrót reżysera do gatunku, który przyniósł mu Oscara za scenariusz trzy lata temu. Znany ze swojego zamiłowania do przemocy oraz przydługich i ciętych rozmów Tarantino stworzył film, który od tych cech seans aż emanuje, a liczne zwroty akcji jedynie zacieśniają nasz uścisk na poręczy kinowego fotela. Dla fanów – pozycja obowiązkowa. Ja, tym razem, mam wrażenie, że „artysta zbrodni” przedobrzył; w „Nienawistnej ósemce” jest o 3 litry krwi, o 2 rozwalone głowy i 3 obsceniczne sceny za dużo.

 

PROLOG: Szubienica, Wariatka, Major i Szeryf

 

Na ekranie z ciemności wyłania się przepiękny widok górskiego krajobrazu: zaśnieżone skaliste szczyty przecinają płynące niebieskie chmury. W gęstym śniegu w kierunku widza zaczyna się zbliżać powóz, a nasze serca zostają napełnione mocarną muzyką maestro Ennio Morricone. Tak się rozpoczyna filmy!

 

Jako widzowie zostajemy od razu wrzuceni w wir wydarzeń, pędzący powóz zostaje zatrzymany przez siedzącego na trzech trupach czarnoskórego łowcę nagród – majora Marquisa Warrena, byłego kawalerzystę Unii (Północy w wojnie secesyjnej). W jego rolę wciela się nie kto inny, jak zaufany człowiek do zadań specjalnych Quentina Tarantino, czyli Samuel L. Jackson. Pochylony i uniżony łagodnym tonem pyta woźnicę, czy znajdzie się dla niego miejsce, nie wie jednakże, że ktoś zamówił już prywatny kurs w kierunku Red Rock, a jest nim inny łowca nagród: John „Szubienica” Ruth (powracający u reżysera „GrindhouseKurt Russell), wiozący schwytaną Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh), przestępczynię i członkinię gangu, za której głowę wyznaczono $10 000.

 

Po drodze, w śnieżycy, zostają zaczepieni przez kolejnego samotnego wędrowca, który prosi o schronienie wewnątrz powozu – nowy niedługo-zaprzysiężony szeryf miasteczka Red Rock Chris Mannix (Walton Goggins). Razem zmierzają w kierunku Pasmanterii Minnie, która pomoże podróżnym odpocząć i przeczekać szalejącą zamieć. Wewnątrz czeka ich jednakże niemała niespodzianka i to nie jedna.

 

ROZDZIAŁ I: Wiele (na) twarzy Daisy Domergue

 

Film jest naszpikowany różnymi motywami. Tarantino próbuje wszcząć dyskusje w wielu tematach – z jednych wychodzi zwycięsko, z innych o kulach. „Nienawistna ósemka” podzielona jest, podobnie jak „Bękarty wojny”, na rozdziały, powodując u widza złudzenie, że nie ogląda filmu, a czyta obrazkową książkę. Spodobał mi się ten zabieg i swoją recenzję też podzieliłem na rozdziały, każdy rozpisujący się o innym aspekcie filmu.

 

Zacznę od aktorstwa, które w filmach Tarantino rozgrywa bardzo dużą rolę. Pierwszą perełką, która rzuca nam się w oczy nie jest, o dziwo, Samuel L. Jackson, czy Kurt Russell, a kobieta – Jennifer Jason Leigh. Jej przedstawienie zdziczałej, lekko szurniętej przestępczyni miejscami zakrawa o aktorski geniusz, który może być wzorem dla następnych pokoleń aktorów. Pożółkłe zęby, obita twarz przyozdobiona limem na lewym oku, złamany i zakrwawiony nos od uderzenia z łokcia oraz spływająca z prawej skroni strużka krwi od uderzenia kolbą rewolweru. Pierwsze wrażenie, jakie wywiera na nas ta kobieta, powoduje u nas ciarki na plecach i dziecięce zaciekawienie: „kim ona jest?”. Czasami się uśmiechnie, niby powabnie, trochę zawadiacko, a innym razem ma wzrok rasowego seryjnego mordercy, którym de facto jest. To właśnie ten balans na granicy wariactwa i powagi zaskarbił sobie uznanie w oczach krytyków, gdzie zebrała mnogie już nominacje do filmowych nagród.

 

Oczywiście nie tylko ona odgrywa pierwsze skrzypce, Leigh daje również pole do popisu swoim kolegom z filmu. Kurt Russell zaliczył wspaniały aktorski powrót swoją postacią Johna Rutha. Jego wąs, ton głosu i relacje łączące z Daisy są źródłem nie jednego chichotu ze strony widowni, podobnie jak major Warren raczący nas swoimi skromnymi, acz skutecznymi gestami – na przykład walnięcie z pięści w twarz Daisy. Bo jedno trzeba przyznać: Domergue nie będzie miała lekko przez następne trzy godziny. To samo można pomyśleć o reszcie bohaterów.

 

ROZDZIAŁ II: Uroki Pasmanterii Minnie

 

Nasi czterej (z woźnicą pięciu) bohaterowie docierają w końcu do celu, jakim jest Pasmanteria Minnie. Tarantino oraz jego współpracownicy wiedzieli, że skoro film będzie rozgrywał się w ciasnych czterech kątach, to trzeba owe pomieszczenie urządzić w taki sposób, że mucha nie siada. Już po paru chwilach znamy każdy zakamarek, wiemy gdzie stoi jakie krzesło, gdzie usytułowany jest każdy z ośmiu nienawistnych bohaterów...

 

A tak przy okazji, pozostali to: brytyjski kat Oswaldo Mobrey, w którego wciela się, kolejny pojawiający się po latach u Tarantino aktor – Tim Roth; meksykański pomagier właścicieli przybytku o imieniu Bob (Demián Bichir); powracający do matki na święta kowboj Joe Gage (i jeszcze kolejny powrót do TarantinoMichael Madsen) oraz generał byłej armii Konfederacji (Południe) Sandy Smithers (Bruce Dern). Niemalże pewnym jest, że ten ostatni będzie miał do zamienienia niejedno słowo z kawalerzystą z Północy.

 

...Powracając do uroczej Pasmanterii Minnie. Nieoceniona praca scenografów stała się idealnym miejscem do działania dla dwóch znamienitych ludzi – Quentina oraz Roberta Richardsona. Kamera skrzętnie lawiruje z rogu do rogu budynku, by ukazać nam każdy szczegół i detal, który jest ważny dla obecnej sytuacji. Uroku i zarazem złowrogiego czaru pasmanterii dodaje również muzyka nieśmiertelnego kompozytora Ennio Morricone, dla którego kompozycja do „Nienawistnej ósemki” była pierwszym muzycznym westernem od 40 lat! Nie ma co owijać w bawełnę – jest to powrót z klasą, jak przystało na włoskiego maestro. Utwory takie jak L’Ultima Diligenza di Red Rock czy Neve służą nie tylko za medium podniecającego stylu Tarantino, ale są również przesiąknięte czyhającą i ukrytą głęboko w śniegu grozą.

 

Groza, której powolne wołanie słyszymy coraz bardziej. Śnieżyca za oknem, palenisko w środku oraz gotująca się na niej potrawka. Cisza przed burzą to moment, w którym Quentin czuje się jak ryba w wodzie i trzeba przyznać, że w „Nienawistnej ósemce” wyszło to mu najlepiej. Skrzętnie lawiruje pomiędzy postaciami, ich historiami i punktami widzenia, by w końcu zmusić widza do konsternacji na temat tego, kto jest w zmowie z kim i kto kogo okłamuje, a wynik spotkania w Pasmanterii Minnie jest nie do przewidzenia.

 

ROZDZIAŁ III: Sadysta

 

Niestety, nie wszystko okazało się być – mówiąc przenośnie – tak kolorowe, jakbym sobie tego życzył, choć dosłownie jest (m.in.: kontrast między zimnymi kolorami użytymi podczas podróży oraz ciepłymi barwami wewnątrz pasmanterii). To, co dla jednych okazało się dowodem siły i niezawodności Tarantino, dla mnie było przejawem nakarmienia swojego ego oraz wewnętrznego głodu krwi. Mowa tu przede wszystkim o wypoetyzowanej przemocy, z której autor czerpie nieposkromioną przyjemność. Nie chcę tutaj powiedzieć, że przeszkadza mi ta poetyzacja używana przez reżysera, wręcz przeciwnie, chciałbym powiedzieć, że takiej świeżości i dystansu w dzisiejszym kinie brak, jednakże, „Nienawistna ósemka” jest jej typowym przeładowaniem.

 

Umyślnie nazywam Quentina Tarantino sadystą, nie jest to w żadnym przypadku przytyk, lecz luźna obserwacja po seansie, który zostawił mnie troszkę zniesmaczonym. To, co widzieliśmy w „Django” oraz „Bękartach wojny”, nie wspominając już o „Wściekłych psach” i „Kill Billu”, jest jedynie namiastką przemocy wyłaniającą się zza progu Pasmanterii Minnie. Widok eksplodujących głów, sikającej krwi z ran postrzałowych, a nawet wymiotowanie krwią – to komponenty rzeczywistości, z jakiej stworzony został film. Owa brutalność pojawia się dopiero w drugiej połowie filmu, ale natychmiastowy przeskok z ciętej gadki do rozłupywania sobie kończyn, niemniej ekscytujący, zupełnie zbija z tropu.

 

Nie można zapomnieć również o rzeczach nieskupiających się na strzelaniu ze spluw. Pojawiają się w filmie sceny tak obsceniczne, naładowane diaboliczną energią, że przypomniałem sobie obrazoburcze sceny z trzeciego sezonu „House of Cards” (oddawanie moczu na grób ojca, opluwanie krzyża w kościele). W pewnym momencie wewnętrznie krzyknąłem: „Quentin przestań i skup się na filmie”, ale przecież usłyszeć mnie nie mógł, więc kontynuował, dokręcając śrubę – mowa tu o niechlubnej scenie przymusowego seksu oralnego. Po co ona w ogóle się tu znajduje?

 

ROZDZIAŁ IV: Western na kółkach

 

Jednym z aspektów, który cieszy, jest zabawa konwencją westernu, a w innych słowach: wręcz wyniesienie go na inny poziom. Westerny Tarantino mają zupełnie inny charakter, niż wszystkie jakie do tej pory mogliśmy zobaczyć. Brutalność jest tu wyrazem nie tylko stylu reżysera, ale również odzwierciedleniem – niestety – realiów, choć może trochę podkolorowanych.

 

Co do aspektów politycznych, gdyż takie oczywiście są (np.: posiadanie broni, komentarze na temat Unii i Konfederacji), to wolałbym się wstrzymać z opinią – są one niejako wciśnięte w scenariusz, ale całe szczęście nie na siłę i nie przeszkadzają one w odpowiednim odbiorze filmu.

 

EPILOG: List

 

Nienawistna ósemka” jest filmem obowiązkowym i odpowiednim dla fanów Tarantino (tych powyżej 18 roku życia). Przemoc, brutalność i dużo krwi w finałowej... półtorej godzinie (?) nagradza czekanie niejednego widza. Muszę przyznać, że większą przyjemność czerpałem z pierwszej połowy filmu, gdzie zamiast wystrzałów z rewolwera słyszałem jedynie cudownie poprowadzone dialogi i kłótnie, a rzucane mięso (dosłownie i w przenośni) jedynie podsycało mój apetyt. Ten jednakże zgasł, gdy w moim kierunku rzygano krwią, eksplodowały głowy oraz robiono sobie żarty sceną seksu oralnego dwóch postaci, na dodatek przymusową. Być może Tarantino powinien trochę zwolnić w swoim dziewiątym filmie, a powstanie coś równie świeżego, jak niedawny „Django” – teraz jest czas na western i bardzo dobrze, że ten film powstał. Z pewnością zapisze się w kanonie gatunku. Szkoda tylko, że ekscytację po doświadczeniu świetnej fabuły zastąpiono ekstazą przemocy.

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz