„Nieracjonalny mężczyzna”. Wszyscy kochamy się w idei

Oglądając najnowszy film jednego z najbardziej znanych Nowojorczyków nie sposób nie zauważyć pewnego zwrotu w jego twórczości. Allen powraca w nim na „stare śmieci” i nie chodzi tu bynajmniej tylko o porzucenie idyllicznych zakątków Europy i umiejscowienie akcji w Ameryce, ale również o renesans jego ulubionych motywów i wątków filozoficznych. Tym razem więcej w nim jednak dystansu i humoru, bo trudno potraktować ten film na serio, pomimo nagromadzenia w nim wielu dramatycznych sytuacji i thrillerowato–kryminalnej konwencji w stylu braci Coen.

 

Bohaterowie filmów Allena to zazwyczaj alter ego reżysera i w „Nieracjonalnym mężczyźnie” jest nie inaczej. Znany profesor filozofii, a zarazem niestroniący od alkoholu kobieciarz, Abe Lucas, zaczyna wykładać na prowincjonalnym uniwersytecie w Braylin, czym wzbudza niemałą sensację w konserwatywnym środowisku naukowców. Od razu wzbudza zainteresowanie koleżanki po fachu oraz ślicznej i błyskotliwej studentki – Jill, z którą nawiązuje romans.

 

Woody’emu od razu zarzucono, że kopiuje samego siebie – i rzeczywiście – reżyser powraca do rozważań podjętych już w poprzednich filmach, w tym m.in. w „Zbrodni i wykroczeniach”, „Wszystko gra” czy „Śnie Kasandry”. Znowu pojawia się zatem motyw zbrodni i kary, zaczerpnięty z powieści Dostojewskiego i wyczuwa się echa myśli Nietzschego, Heideggera i Kierkegaarda – ulubionych filozofów reżysera. Nie sposób jednak mieć mu to za złe. Po pierwsze, w przypadku Allena odnoszenie się do własnych dzieł to żaden grzech, biorąc pod uwagę jego autorski styl i ogromny dorobek. Po drugie, reżyser robi to tylko po to, żeby… wyśmiać samego siebie z dawnych lat i polemizować z postawionymi niegdyś tezami. Nowojorczyka zawsze cechował dystans do samego siebie i własnych obrazów, jednak tutaj wynika to również z jego wieku, a co za tym idzie – redefinicji własnych poglądów.

 

W „Nieracjonalnym mężczyźnie” po raz kolejny porusza temat zbrodni doskonałej.  Widać tu wyraźnie inspirację Nietzschem i jego przemyśleniami jakoby samobójstwo i morderstwo stanowiły najwyższą formę ludzkiej egzystencji. O ile we „Wszystko gra” reżyser podniósł tezę, że jest ona możliwa, i że za złe uczynki nie zawsze zostajemy ukarani, tak tutaj bohater musi ponieść konsekwencję swoich czynów i z niezdarnością godną Charliego Chaplina wpada w zastawioną przez samego siebie pułapkę. Więcej jednak w tym obrazie humoru, a nawet czystej zgrywy niż charakterystycznego dla poprzedniego dzieła zimnego cynizmu. Podobnie też jak we „Wszystko gra”, Allen zwraca uwagę na rolę przypadku w życiu człowieka – tym razem jednak piłka znajduje się po drugiej stronie boiska i los nie sprzyja głównemu bohaterowi („fortuna kołem się toczy” – zdaje się mówić Allen).

 

Reżyser bezwstydnie zgrywa się ze wszystkich „młodych Werterów” tego świata, ujawniając, że pod otoczką głębokiego uduchowienia i mądrości kryje się często ogromna pustka i nijakość, a depresja bywa tylko pretekstem, aby zwabić do łóżka kolejne „pocieszycielki” i sięgnąć bezkarnie po następny kieliszek whisky. Główny bohater jest wprawdzie już mocno wiekowy, jednak czyni to jego postać jeszcze bardziej groteskową i ironiczną. Znakomity jest w tej roli Joaquin Phoenix, który gra  właściwie samą twarzą – jego szorstka fizjonomia czyni go wręcz idealnym kandydatem do tej roli.

           

Twórca „Manhattanu” pokazuje tu ponadto, że wszyscy jak żyjemy kochamy się w ideach i to one utrzymują nas przy zdrowych zmysłach. Nie chodzi tu tylko o wizję morderstwa doskonałego, ale również o bardziej przyziemne sprawy, jak marzenia o ucieczce od rutyny dnia codziennego i podróżowaniu po świecie czy fantazjowanie o romansie ze starszym profesorem. Allen ukazuje rzeczywistość – w przenośni i dosłownie – w krzywym zwierciadle naszych wyobrażeń. Zarówno zbrodnia, jak i romans wydają się intrygujące z definicji, ale czar mija przy zderzeniu z rzeczywistością. Uwielbiany profesor może okazać się zatem brzuchatym pijakiem i impotentem, na wymarzonych wakacjach all inclusive może bez przerwy padać deszcz, a przy zbrodni (nawet tej idealnie zaplanowanej) nie sposób nie ubrudzić sobie rąk.

 

Wydaje się jednak, że do tego wszystkiego samemu trzeba dojrzeć, popełniając po drodze wiele błędów – można też obejrzeć najnowszy film Allena, dobiegającego do 80-tki, któremu doświadczenia życiowego z pewnością nie brakuje.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Alicja Hermanowicz