Oscar PL: ,,Katyń”. Patos i Tanatos

Ponad ćwierć wieku polska kinematografia czekała na oscarową nominację w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, co zaskakuje tym bardziej, że w międzyczasie polski komitet zgłosił aż trzy dzieła Krzysztofa Kieślowskiego – „Krótki film o miłości", „Podwójne życie Weroniki" i „Trzy kolory. Biały" – i żadne z nich nie zostało nominowane. Dziwne i przykre. Długą przerwę zakończył dopiero „Katyń" Andrzeja Wajdy, laureata Oscara za całokształt twórczości z 2000 roku. Film był jednym z najbardziej dyskutowanych wydarzeń kulturalnych 2007 roku, doczekując się bardziej niż którykolwiek poprzedni polski „oscarowiec” wyjątkowo skrajnych opinii ze strony widzów.

           

Wybuch II wojny światowej nie zwiastuje niczego dobrego dla Polaków, którzy znajdują się pomiędzy dwoma opresyjnymi narodami. Mężczyźni czują się w obowiązku dalej służyć ojczyźnie i stają się ofiarami jednej z najokrutniejszych wojennych zbrodni. Ich matki, żony i córki muszą od tej pory znaleźć drogę, jak przeżyć i nie narazić się władzy, a jednocześnie zachować pamięć o poległych…

 

Reżyser próbował ukazać jak najwięcej wątków, by oddać ducha narodowego cierpienia, ale historia zdecydowanie zyskałaby na dopracowaniu kilku z nich. Kiedy zaczynamy inwestować swoje zainteresowanie w którąś z postaci (np. Anny Radwan), ta znika i najczęściej już się nie pojawia, a zamiast tego otrzymujemy kolejnych bohaterów, jak choćby dosłownie wyłaniający się z lasu Antoni Pawlicki. Austriaccy „Fałszerze", którzy wygrali wtedy Oscara, zdecydowanie zyskali na ukazaniu okrucieństwa II wojny światowej z perspektywy jednostki. Zdaję też sobie sprawy z czci, jaką reżyser obdarzał uczesników tamtych wydarzeń, ale scenariusz oferuje w większości papierowe postawy, które są wyłącznie dobre lub złe. Wszyscy Polacy są wspaniali, a Niemcy i Rosjanie (z wyjątkiem jednego) bezduszni. Tylko niewielka część znanej z seriali telewizyjnych obsady potrafi się temu przeciwstawić i stworzyć bardziej złożone kreacje. Udaje się to np. Danucie Stence, która jako generałowa zaciekawia ogromem cierpienia widocznym na kruszącej się masce autorytetu. Szczęśliwie wzniosłe przemowy zostają zrównoważone kilkoma bardzo udanymi scenami, jak choćby np. dokumentalnym zapisem zbrodni, który musi obejrzeć Róża, lub w przypadku najlepszego aktorskiego momentu filmu należącego do Mai Komorowskiej w chwili uzyskania informacji o losach męża.

           

Znane nazwiska aktorów pomagają jednak w wybrzmieniu ostatniej sceny ukazującej zbrodnię z bliska, jako że żołnierze i ich rodziny przestają być anonimowi. Cała wcześniejsza fabuła okazuje się być podporządkowana zakończeniu i jeśli istnieje produkcja zyskująca dzięki bezpardonowemu finałowi, to jest to ten przypadek (no i „Szósty zmysł”). Potknięcia scenariusza równoważy znakomita realizacja, zwłaszcza kostiumy i muzyka. W gruncie rzeczy jestem zadowolony, że taki film powstał. Reżyser podporządkował wszystko próbie upamiętnienia historii ofiar katyńskich i przypomnienia/przedstawienia jej całemu światu, do czego z pewnością przyczyniło się wyróżnienie z USA. O ile jednak wciąż będę kręcił nosem na niektóre aspekty scenariusza, cieszę się, że film wyeksponował pespektywę kobiet, które były w tym filmie o wiele ciekawsze niż mężczyźni, oraz że końcówka odebrała mi mowę. Nie najlepszy film Wajdy, ale na pewno jego najbardziej udana produkcja od czasu zakończenia komunizmu.

 

Autor: Jakub Neumann

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz