„Osobliwy dom Pani Peregrine” – dom cudów

„Osobliwy dom Pani Peregrine” – dom cudów

Kto zna kino Tima Burtona, wie czego może się spodziewać. Niekonwencjonalne podejście do historii, ciekawe ukazanie znanych motywów, powszechnie panujący mrok z wielką dozą humoru. Tak można scharakteryzować wszystkie filmy tego wybitnego twórcy. Tym razem jednak nie do końca udało się to osiągnąć. Choć dystrybutor zapewnia, że jest to kino familijne, bliżej mu jednak do horroru, choć też nie do końca. Produkcja jest po prostu przeciętna.

 

Po śmierci dziadka Jake (Asa Butterfield) staje się zupełnie innym dzieckiem. Ma problemy z rodzicami, którzy mimo prób nie potrafią rozwiązać jego problemów. Wszystko zmienia się w chwili, gdy chłopak przyjeżdża do miejsca, gdzie niegdyś mieszkał jego dziadek. Tam  poznaje niesamowitych przyjaciół obdarzonych fantastycznymi mocami. Pieczę nad wszystkimi mieszkańcami magicznego domu sprawuje Pani Peregrine, osoba równie tajemnicza co jej podopieczni.

 

Choć w produkcji nie pojawia się ani jedna kropla krwi, może ona przerazić niejednego młodego widza. Trudno wymagać grzeczności od Tima Burtona: jego styl sam w sobie jest – delikatnie mówiąc – makabryczny i często opiera się na grotesce. Nie powinno zatem dziwić, że niektóre sceny i bohaterowie z najnowszego filmu mogą wywołać strach i w konsekwencji: nieprzespane noce. Nie da się jednak ukryć, że ułagodzenie całej historii poprzez wspaniałe charaktery głównych bohaterów wpływa na lepszy odbiór produkcji.

 

Historię oparto na przeżyciach nierozumianego przez otaczający go świat chłopaka. To jego oczami poznajemy wszystkich fascynujących mieszkańców domu Pani Perigrine. Wydaje się, że dzięki zaakceptowaniu przez niego bohaterów, którzy sami zostali odrzuceni za sprawą strasznego wyglądu, łatwiej jest nam ich polubić. Maski, ostre zęby, nienaturalny wygląd są niczym wobec czystych i dobrych serc dzieci.

 

Nie można powiedzieć, że film jest opowieścią spójną. Przez sporą cześć ekranowego czasu historia jest przedstawiana w taki sposób, byśmy mogli poznać jej bohaterów. A jest to istna galeria niesamowitości: tajemniczy, zamaskowani mali bliźniacy, dziewczynka z dodatkowymi ustami pełnymi ostrych zębów czy bohaterka, która jest lżejsza od powietrza. Wszyscy młodzi aktorzy wcielający się w te postacie wykazali się nie lada talentem,  ponieważ gra w tak młodym wieku w filmie, z jakiego wręcz wylewają się efekty specjalne, z pewnością nie jest łatwa. Szczególnie dobrą postać wykreowała Ella Purnell, którą widzowie mogą kojarzyć z roli nastoletniej Diaboliny z hitu „Czarownica”.

 

Miło że jest to film o młodych i nn ych dzieciakach to niezaprzeczalnie całe widowisko skradła niesamowita Eva Green. Jej charyzmatyczny głos, uroda i kunszt aktorski sprawiły, że nawet w roli niani prezentuje się znakomicie. Wiadome jest, że aktorka ta lubi tego typu produkcje i nie jest to jej pierwsza współpraca z Timem Burtonem. Tym razem tak przekonująco wcieliła się w kobietę o magicznych zdolnościach skrywającą  w  dodatku pewną tajemnicę, że postać ta wydaje się prawdziwa i że chce się ją oglądać. Towarzyszą jej również gwiazdy światowego formatu: Judi Dench czy Samuel L. Jackson, ale w porównaniu z opiekunką osobliwego domu są oni jedynie uzupełnieniem historii. W tym gronie gwiazd niknie zupełnie główny bohater Jake, bo choć jego oczami poznajemy magiczny świat, to trzeba przyznać, że jest on znacznie ciekawszy niż młody chłopak, który nas po nim oprowadza.

 

Trudno stwierdzić z jakich doświadczeń i inspiracji czerpał autor powieści, na podstawie której powstał film, kiedy kreował swoich bohaterów, Tim Burton jednak z pewnością sugerował się produkcjami, które obecnie święcą tryumfy w kinach, przy czym mam tu na myśli przede wszystkim filmy o superbohaterach (np. serię „X-Men”), oraz miejskimi legendami. Na ten przykład, jeden z bohaterów „Osobliwego domu...” ma wyraźnie wiele wspólnego z tajemniczą postacią nawiedzającą mgliste lasy: mowa oczywiście o Slendermanie (z miejskiej legendy mówiącej o mężczyźnie bez twarzy pojawiającym się na fotografiach lub straszącym małe dzieci).

 

Efekty specjalnie w tym filmie mówią jedno o współczesnym kinie. Nie istnieją już rzeczy niemożliwe, bo nawet najbardziej zwariowane pomysły, które rodzą się w głowach autorów scenariuszy mogą doczekać się dziś realizacji. Tak też jest właśnie z „Osobliwym domem  Pani Peregrine” – rzeczywistość miesza się tu z fantastyką w takim stopniu, że nie sposób wyznaczyć granic tej drugiej.

 

„Osobliwy dom Pani Peregrine” to z jednej strony dobry film, z drugiej jednak po seansie można poczuć niesmak, a to dlatego, że materiał nie został do końca wykorzystany. Trudno stwierdzić czym to było spowodowane, ale ma się wrażenie, że Tim Burton nie mógł do końca zdecydować się na to jaki chce stworzyć film. Bo ani to kino familijne, ani historia przeznaczona wyłącznie dla młodych widzów. Gdyby inteligentny humor pojawiał się tu częściej, film z pewnością mógłby walczyć o tytuł jednej z najlepszych produkcji tego roku.

_________________________________________________________________________________________________________________