„Ostatnia rodzina” – portret Beksińskich ze skrawków codzienności

„Ostatnia rodzina” – portret Beksińskich ze skrawków codzienności

Kiedy Zdzisław Beksiński suszy suszarką obraz, Zosia Beksińska studzi wiatraczkiem ziemniaki, by szybciej wystygły dla ukochanego, jedynego syneczka Tomka. W filmie Jan P. Matuszewski pt. „Ostatnia rodzina” tworzy intymny portret rodziny Beksińskich, rodziny, o której się mówi, że ciąży nad nią fatum i skupia się na relacjach pomiędzy domownikami, sztuka zostaje zepchnięta na drugi plan.

Film zaczyna się i kończy monologiem malarza Zdzisława Beksińskiego. Na początku filmu artysta dzieli się z nami makabryczną fantazją: „Jutro zatem zawita w me progi podrasowana programowo Britney Spears i po dwugodzinnych torturach, przywiązawszy mi głowę do zlewu, poderżnie mi gardło rzeźnickim nożem i w agonii będę obserwować jak krew cieknie do zlewu. Już z góry się cieszę. Jest na co oczekiwać. Życie stało się piękne!”. To parafraza jego listu do marszanda Piotra Dmochowskiego. Do spełnienia tej fantazji doszło, tylko że śmierć nadeszła nie z ręki seksownej kobiety a syna zaufanego człowieka, który pomagał mu w codziennych pracach. Scenarzysta Robert Bolesto mówił na łamach „Newsweeka”, że właśnie te tragiczne wydarzenia z lutego 2005 roku „zadziałały metafizycznie” i utalentowany autor m.in. scenariusza do filmu „Córki Dancingu” powrócił do pomysłu napisania opowieści o rodzinie malarza.

Z „Ostatniej rodziny” wyłania się obraz dwóch silnych osobowości ojca i syna, pomiędzy nimi obsługująca ich, łagodząca pomiędzy nimi spory Zosia, oddana matka i żona, troszcząca się o dwóch dorosłych mężczyzn, a także pielęgnująca dwie schorowane staruszki, własną matkę i teściową. To ona była trzonem i spoiwem tej rodziny, choć nie miała nawet swojego kąta. Salon został zamieniony na pracownię Zdzisława, jej przestrzenią była kuchnia a jedyną chwilą wytchnienia papieros zapalony na małym stołeczku.  

Matuszewski z dokumentalną wręcz precyzją odtwarza codzienność Beksińskich, jesteśmy choćby świadkami aktu destrukcji w wykonaniu Tomasza, gdy ten demoluje kuchnię w mieszkaniu rodziców, po czym Zdzisław wyciąga kamerę i zaczyna to rejestrować, a Zosia cierpliwie bez emocji – prosi go, by wyłączył kamerę. Bo właśnie stąd filmowcy czerpali wiedzę o Beksińskich. Malarz bowiem  był fanatykiem archiwizacji i nowych technologii i pozostawił po sobie ogrom materiałów. Najpierw życie rodziny utrwalał na taśmach magnetofonowych, a potem nagrywał na kamerę wideo.

 

Matuszewski z dokumentalną wręcz precyzją odtwarza codzienność Beksińskich [...]

 

To zapewne na nich wzorował się Dawid Ogrodnik, wcielając się w postać Tomasza i ukazując jego rozedrganie, niepokój, nadwrażliwość. Kreacja ta nie spodobała się autorowi biografii kolegi po fachu Wojciechowi Weissowi, który zarzucał aktorowi, że ten zmałpował Tomka, zatrzymując się jedynie na powierzchowności, krytykując autorów filmu, że wypaczyli postać popularyzatora filmów o przygodach Bonda. Naczelny pisma „Tylko rock”, do którego Beksiński pisał felietony, znał go prywatnie, stąd też niezgoda na jego portret w filmie. Trzeba jednak pamiętać, że obraz Matuszewskiego nie jest dokumentem, a jedynie kreacją autorską.

W obrazie Matuszewskiego przypatrujemy się różnym zachowaniom Beksińskich, widzimy jak inaczej trudne emocje przeżywają ojciec i syn. Ten pierwszy ukrywa się za okiem kamery, rejestrując każdy, nawet najdrobniejszy element codzienności. Wydaje się, jakby był odcięty od swoich emocji i przeżyć, dając im upust w swojej mrocznej twórczości. Unika bliskości cielesnej, ponoć nigdy nie przytulił swojego syna, z żoną śpią w oddzielnych łóżkach. Na przeciwnym biegunie jest Tomek, eksplodujący emocjami. Gdy ojciec po śmierci Zosi zastyga w cierpieniu – syn przeraźliwie płacze. A jednak coś ich łączy. Wydaje się, że tylko Zdzisław rozumie pragnienie śmierci Tomka. Po kolejnej próbie samobójczej syna, Zdzisław mówi lekarzowi „Może by tak go nie ratować. Samobójstwo to wyraz męstwa. On nie chce żyć.” A potem, gdy znajduje go martwego – stwierdza: „Gratulacje”.

„Ostatnia rodzina” to film o śmierci. Jest ona stałym motywem twórczości Beksińskiego, ale i… stałym leitmotivem tej rodziny. Gdy umiera matka Beksińskiego – ten ze spokojem informuje żonę: „Zosiu, Beksińska umarła”, gdy dowiadują się, że w Zosi głowie jest tętniak, który w każdej chwili może pęknąć, ta oswaja go z życiem, gdy jej zabraknie. Uczy męża obsługiwać pralkę, zastanawiają się, gdzie spocznie Zosia po śmierci, planując ten moment jak wyjście na spacer czy wyjazd na wycieczkę, beznamiętnie, bez emocji.

 

Doświadczenie Matuszewskiego w kręceniu filmów dokumentalnych przydały filmowi autentycznego rysu, Robert Bolesto stworzył świetny scenariusz, w którym nie ma fałszywego tonu i wreszcie gra aktorska, nad którą koniecznie trzeba się pochylić.

 

Mimo wszystko malarz bał się śmierci, a może raczej bał się samotności. Na kilka miesięcy przed śmiercią żony i rok przed samobójstwem syna w 1998 roku pisał: „Lęk egzystencjalny na dzień dzisiejszy: jestem na oko rzecz biorąc najzdrowszy ze wszystkich krewnych i przyjaciół. Mam szansę przeżyć nie tylko Zosię, ale i wszystkich i dogorywać w kompletnej izolacji”.

Ale tuż po śmierci samobójczej syna pisał: „Gdybym odszedł pierwszy, a teraz umarł Tomek, to dla Zosi byłoby to nieporównywalnie cięższe przeżycie niż dla mnie. Nie można sobie nawet wyobrazić jej cierpienia i zagubienia. Gdybyśmy umarli oboje w dowolnej kolejności, to Tomek sam chyba nie dałby sobie rady ze swym życiem i światem realnym. Tak, jak się stało, stało się najsprawiedliwiej i nie można uważać, że Bóg się na nas uwziął. Ja mam najgrubszą skórę i ja zostałem na deser. Boję się cholernie przyszłości, ale wiem, że ją udźwignę. Oczywiście mogliśmy wszyscy żyć, jak szczęśliwa rodzina z filmu, a Tomek mógł nie mieć problemów, ale czy nasze problemy, mimo ich ciężaru, były aż tak nie do zniesienia w porównaniu z problemami innych ludzi, o których się czyta?”

Każdy element w tym filmie ma swoją wagę, każdy gest coś oznacza. Przy powstawaniu tego filmu spotkały się wyjątkowe jednostki, które sprawiły, że oto oglądamy majstersztyk obrazu filmowego. Doświadczenie Matuszewskiego w kręceniu filmów dokumentalnych przydały filmowi autentycznego rysu, Robert Bolesto stworzył świetny scenariusz, w którym nie ma fałszywego tonu i wreszcie gra aktorska, nad którą koniecznie trzeba się pochylić. Aleksandra Konieczna wcielając się w rolę Zosi zbudowała tę rolę  na delikatnych tonach, pokazując postać wyciszoną, stonowaną, ciepłą i opiekuńczą. Dawid Ogrodnik po raz kolejny stapia się z postacią, pokazując jego nadwrażliwość, rozedrganie, nieporadność w relacjach damsko-męskich i wreszcie Andrzej Seweryn, który po mistrzowsku wcielił się, a może raczej stał się Beksińskim, pokazując jego osobowość, ale też „unieruchomienie” emocjonalne w sytuacjach, gdy tzw. „normalni” ludzie ulegają im, ten pozostawał niewzruszony.

W „Ostatniej rodzinie” zaproszeni zostajemy do wnętrza domu Beksińskich i zostajemy wciągnięci w ich życie. Przypatrujemy się radościom, smutkom, obsesjom, pracy, ale też ogromnej miłości.

 

Film obejrzany dzięki uprzejmości kina Cinema City Krewetka

__________________________________________________________________________________________________________________