„Ostatnia rodzina” – razem, a jednak osobno

„Ostatnia rodzina” – razem, a jednak osobno

Życie artysty nie zawsze jest usłane różami. Zwłaszcza, gdy jego twórcza wrażliwość bywa nierozumiana, a codzienna, szara rzeczywistość ciąży jak kula u nogi. Na naszym rodzimym podwórku od lat wielkie zainteresowanie wzbudza artystyczna rodzina Beksińskich. Ojciec Zbigniew był uznanym malarzem awangardowym, zaś syn Tomasz radiowcem z potężną wiedzą muzyczną. Obaj cechowali się kontrowersyjnym wizerunkiem, znacznie odstającym od tak zwanej „normalności”. Nic więc dziwnego, że odcisnęli swoje piętno na kilku pokoleniach, a młodzi twórcy, zarówno w literaturze, jak i filmie starają się zgłębić ich losy i filozofię życia.

Debiutujący na wielkim ekranie Jan P. Matuszyński (dotąd znany jako świetny dokumentalista, o czym najlepiej świadczy porywający „Deep Love”) wraz z wyróżniającym się młodym scenarzystą Robertem Bolestą („Hardkor Disko”, „Córki dancingu”) postanowili przyjrzeć się Beksińskim od 1977 roku, którzy po przeprowadzce z rodzinnego Sanoka do blokowiska na warszawskim Służewcu rozpoczęli nowy etap życia. Ukazanie ojca, matki, syna i dwóch babć zamkniętych w czterech betonowych ścianach obnaża bohaterów i zderza ich rzeczywistość z powszechnym wyobrażeniem na temat życia artystycznej rodziny. Oglądając film Matuszyńskiego, widzimy bowiem, że zarówno autor niepokojących obrazów, jak i mroczny młodzieniec w pelerynie wampira zaglądali czasem do kuchni, gdzie Zofia Beksińska częstuje ich nutą rodzinnego spokoju Proza życia w czystej postaci.

Twórcy postawili przed sobą duże wyzwanie: postanowili bowiem stworzyć intrygującą historię, skupiając się wyłącznie na relacjach rodzinnych. Udało się ten efekt osiągnąć głównie dzięki scenariuszowi pełnemu małych smaczków i świetnych dialogów oraz wyśmienitym kreacjom aktorskim. Andrzej Seweryn i Aleksandra Konieczna jako małżeństwo Beksińskich to duet doskonały, doceniony nagrodami na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni. Seweryn ucharakteryzowany łudząco podobnie do Zdzisława przybiera jego postawę i mimikę, a także bezbłędnie odtwarza słynne powiedzonka. Z tej aktorskiej kreacji wyłania się niezmiennie spokojny i zadowolony Beksiński, który podczas dramatycznych sytuacji zachowuje się cokolwiek inaczej niż nakazywałyby zwykłe ludzkie odruchy. Na ten przykład można wskazać scenę podstawienia przez niego lusterka pod usta konającej babci zwieńczoną niedelikatną uwagą: „Zosiu, Beksińska umarła!”. W trakcie pracy nad filmem, twórcy korzystali z archiwalnych nagrań, jakie pozostawili po sobie Beksińscy, próbując wyłuskać z nich istotę relacji łączącej członków tej niezwykłej rodziny. Zadanie niełatwe, które jednak moim zdaniem zadanie to odrobili na ocenę celującą.

 

Obraz życia Beksińskich to również podróż przez minioną epokę, wyraźnie zarysowaną szarość PRL-u i obiecujący czas lat 90-tych, choć wydarzenia z tego okresu nie wysuwają się na pierwszy plan.

 

W ujęciu Matuszyńskiego również stojąca zawsze w cieniu Zofia Beksińska nabiera wyraźnych kształtów. Bowiem rola żony i matki to jej świadomy wybór swojej życiowej roli,  oddając się jej bez reszty. To ona swoim spokojem spajała Zdzisława i Tomasza, którzy bez Zofii stają się zupełnie samotnymi jednostkami. Po śmierci Beksińskiej dochodzi do rozpadu ostatniej rodziny. Ojciec i syn nie potrafią stworzyć prawdziwej relacji, w której obaj zaznaliby wsparcia najbliższej osoby. Każdy z nich pogrąża się w swoim świecie. Tomasz zaczynał coraz bardziej opowiadać się po mrocznej stronie, dążąc do kolejnej próby samobójczej. Malarz zaś skupił się na swojej twórczości, odkrywając nowe formy wyrazu m. in. grafikę komputerową.

Największe kontrowersje wzbudza rola Dawida Ogrodnika, który wcielając się w najmłodszego członka rodziny Beksińskich porusza się po cienkiej granicy dobrego smaku. Sposób w jaki przerysowuje swoją postać za pomocą ekspresyjnej mowy ciała oraz mocnego akcentowania specyficznej wymowy Tomka dla części widzów z pewnością może okazać się rażący. Niemniej uważam, że zamysł Ogrodnika podkreśla wyjątkową osobowość ekscentrycznego dziennikarza, który oczekiwał akceptacji swojej depresyjnej natury.

„Ostatnia rodzina” to kameralny dramat pełen humoru i komizmu, jak i smutku oraz samotności. Film mówiący o nieuchronnym losie, który spotka każdego z nas – spotkaniu z przemijaniem i śmiercią. Obraz życia Beksińskich to również podróż przez minioną epokę, wyraźnie zarysowaną szarość PRL-u i obiecujący czas lat 90-tych, choć wydarzenia z tego okresu nie wysuwają się na pierwszy plan. Zapewne sposób życia rodziny Beksińskich niektórych widzów może oburzyć bądź zniesmaczyć, lecz nie powinni oni zapominać o tym, że wybitne jednostki zawsze prowadzą podwójne życia – doczesne i wieczne poprzez ich twórczość. Dzieło niespełna 32-letniego Jana P. Matuszyńskiego to idealna konstrukcja, w której zarówno scenariusz, scenografia, muzyka jak i aktorstwo komponują się w wielowymiarową opowieść o rodzinie niezwykłej, choć po obejrzeniu tego filmu bliskiej w swoich bolączkach każdemu z nas.

Tych, którzy chcieliby pogłębić swoją wiedzę o życiu i twórczości obu panów odsyłam do rewelacyjnej biografii „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej.

__________________________________________________________________________________________________________________