Pasztunki głosu nie mają? „Rock The Kasbah”

Od razu widać, że „Rock The Kasbah” to dzieło doświadczonego już reżysera. Płynność fabularną i sprawność warsztatową się po prostu czuje. Przy chybotliwym scenariuszu i niekonsekwentnym nastroju projekcji na niewiele się to jednak zdaje. Szukałem czegoś zachwycającego, jak „Forrest Gump”, do którego reżyser pił w wykorzystanych tu fotomontażach. Czegoś, co mogłoby przypominać poziom „Uśpionych”, „Rain Mana” albo chociaż całkiem przyzwoitego „Upokorzenia”. Nie znalazłem.

 

Po niedawnym filmie telewizyjnym „Jack jakiego nie znacie” Barry Levinson teoretycznie znów wziął na warsztat drażliwy temat, lecz tym razem kompletnie nie wykorzystał jego potencjału. W dobie ciągłego strachu przed islamizacją Europy, reżyser mógł ciekawie zestawić ze sobą różne kultury, pokazując pozytywy i negatywy obu mentalności. Jednak Richie Lanz, podstarzały manager-fantasta (jak zwykle niezwykle autentyczny Bill Murray), błąka się po obcym sobie kraju zupełnie po omacku i z typowym dla Amerykanów bezrefleksyjnym podejściem do tematu usiłuje narzucić własne racje w do szpiku kości „dzikim” Afganistanie. Do tego państwa najpierw zaciąga gwiazdeczkę Ronnie (Zooey Deschanel) z własnej stajni, a gdy ta prędko zwiewa z jego pieniędzmi i dokumentami, na środku pustyni cudownie natrafia na Salimę (Leem Lubany) – pasztunkę o pięknym głosie. I bocznymi drzwiami wypycha ją do talent show – ku oburzeniu nie tylko najbliższego otoczenia kobiety, gdyż dotychczas udział w tego typu programach był zarezerwowany wyłącznie dla mężczyzn.

 

Użycie tutaj kilku piosenek Cata Stevensa („Pop Star”, „Trouble”, „Peace Train”, nieśmiertelne „Wild World” oraz jego wersja standardu „Please Don’t Let Me Be Misunderstood”) jest symboliczne: ten niegdyś chrześcijański brytyjski artysta przeszedł na islam, wycofał się z przemysłu rozrywkowego na wiele lat, ale wrócił i od równo 20 lat nagrywa z powrotem, ale już jako Yusuf Islam. Nie uświadczymy za to przeboju The Clash, z którego zaczerpnięto tytuł filmu, ani żadnej ich piosenki. Szkoda, że w tym gronie zabrakło także The Afghan Whigs, który szczególnie w bardziej „wystrzałowych” momentach świetnie by się sprawdził. Tym niemniej wykorzystane utwory (obok Stevensa usłyszeliśmy także Boba Dylana, Erica Claptona i Shakirę) tworzą bodaj najciekawszą płaszczyznę w najnowszym produkcie Levinsona. Jednak do tego celu wystarczy sięgnąć po soundtrack. Z samej projekcji wart jakiejkolwiek uwagi jest wyłącznie brawurowe wykonanie „Smoke On The Water” w interpretacji Murraya. Choć nie widać szczególnego zaangażowania ze strony głównych aktorów, plamy nie dali także Kate Hudson (jako luksusowa prostytutka) czy dosyć rzadko ostatnimi czasy widywany na ekranach kin Bruce Willis (tutaj w mniejszej roli wojskowego). Lecz wielbicieli ich talentów prędzej niż do Levinsona należałoby odesłać do konkurencji – nawet jeśli „Rock The Kasbah” zręcznie udaje przyjemne kino.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA CINEMA CITY KREWETKA. ZOBACZ REPERTUAR >>

 

 

Autor: Filip Cwojdziński

Ocena autora (1-5): 2.0

_____________________________________________________________________________________

 

ROCK THE KASBAH

ROCK THE KASBAH

 

CZAS TRWANIA: 106 min.

GATUNEK: komedia

PRODUKCJA: USA 2015

POLSKA PREMIERA: 11.12.2015

 

REŻYSERIA: Barry Levinson („Rain Man”)

OBSADA: Bill Murray („Między słowami”),

Bruce Willis („Pulp Fiction”)

 

ZWIASTUN:

 

_____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiał dystrybutora United International Pictures Sp z o.o.