„Piętro wyżej”: Pączek i Pączek w jednym stali domu

Poezja, absurdalny humor i dystans do konwencji, a przede wszystkim Eugeniusz Bodo u szczytu formy. To wszystko można znaleźć w fenomenalnej komedii „Piętro wyżej”, z której wywodzą się niezapomniane szlagiery, takie jak „Sex appeal” i „Umówiłem się z nią na dziewiątą”.

 

Gdy w latach dwudziestych w światowym kinie królowała burleska, wydawało się, że w polskiej kinematografii nie ma warunków do robienia filmów komediowych. Diametralna zmiana sytuacji dokonała się wraz z przełomem dźwiękowym. Dla slapstickowych komedii, opartych na licznych gagach, dźwięk nie był potrzebny, a w wielu przypadkach okazał się nawet przeszkodą. Wystarczy spojrzeć choćby na karierę Charliego Chaplina czy Bustera Keatona. Dla polskiej komedii wprowadzenie dźwięku okazało się zbawienne. Wreszcie można było wykorzystać potencjał komediowy, który tkwił w słowie – w postaciach i motywach kabaretu literackiego i teatrzyku rewiowego. Jedną z najwartościowszych komedii okresu międzywojennego jest „Piętro wyżej” Leona Trystana.

 

Historia jak z fredrowskiej bajki o Pawle i Gawle. W pewnej kamienicy mieszka jej gospodarz – Hipolit Pączek (Józef Orwid), pasjonat muzyki poważnej, którego największą zmorą jest lokator o tym samym nazwisku – mieszkający piętro wyżej - młody spiker radiowy i wielbiciel jazzu, Henryk Pączek (Eugeniusz Bodo). Stara się on za wszelką cenę uprzykrzyć życie gospodarza, który nie znajdując pretekstu do pozbycia się niechcianego lokatora, odpłaca mu tym samym. Kłócą się, wzajemnie zagłuszają, nasyłają na siebie policję, podają do sądu. Pewnego wieczoru, Henryk zastaje w swoim mieszkaniu bratanicę Hipolita, Lodzię (Helena Grossówna). Nie mając bladego pojęcia o pochodzeniu dziewczyny, zakochuje się w niej.

 

Zbieżność nazwisk stanowi oczywistą przyczynę wszelkich filmowych perypetii. Konflikt personalny między Hipolitem i Hieronimem jest jednocześnie konfliktem muzycznym. Umuzykalnione scenariuszowe trio Schlechter-Starski-Bodo, dobrze wiedziało jaką rolę nadać muzyce Henryka Warsa. Zanim usłyszymy na zakończenie połączoną, harmonijną wersję „Humoreski” i „Sex appealu”, wieszczącą zgodę, obaj Pączkowie zagrają swoje: Hipolit z klasycznym odeonem, Henryk z kwintetem jazzowym. W ciągu 84 minut filmu wybrzmiewa kilkanaście motywów, przypisanych różnym postaciom, łączniki, przeróbki instrumentalne głównych tematów, ilustracje scen bezdialogowych, cytaty z Edvarda Greiga i Antonina Dvoraka oraz akompaniament scen miłosnych, hulaszczych i frywolnych. A przede wszystkim utwory w których Bodo pokazuje różne oblicza: zakochanego spikera („Umówiłem się z nią na dziewiątą”), bawidamka („Dzisiaj ta i jutro ta”) i w kobiecym przebraniu („Sex appeal”). Piosenki te, w krótkim czasie od premiery, śpiewała cała ulica. W ten sposób przetrwały już dziesięciolecia. „Sex appeal” pozostał w pamięci kinomanów, jako jeden z pierwszych, ciekawie zrealizowanych teledysków, a utwór „Umówiłem się z nią na dziewiątą” został upamiętniony przez Romana Polańskiego, który zacytował jego fragment w filmie „Pianista”.

 

Leon Trystan stworzył wartościowy obraz także z  perspektywy poznawczej. Sportretował w nim klimatyczną, przedwojenną Warszawę, w której żyje się na całego: baluje, flirtuje i kocha. Nostalgię wzbudzają, ukazane w dalszym planie, początki Polskiego Radia. Choć zręczny scenariusz filmu powiela schemat komedii pomyłek, znanych jeszcze z francuskich fars bulwarowych, to czyni to subtelnie i z wielką troską o umiejętne wykorzystanie dawnych chwytów. Banalną i dość przewidywalną fabułę przyćmiewa dystans do konwencji i absurdalny humor, zarówno słowny, jak i sytuacyjny. W historię udało się nawet zgrabnie wpleść męski wdzięk Eugeniusza Bodo w kobiecym wydaniu. Scena, w której wykonuje utwór zarówno jako amant, jak i uwodzicielska diwa, potwierdza jego fenomen. „Piętro wyżej” to do dziś diamencik wśród komedii, który udowadnia, że humor i muzyka starzeją się najwolniej.

 

Autor: Magda Mielke

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz