„Piksele” – game over

Najnowsze dzieło Chrisa Columbusa, reżysera takich hitów jak: „Kevin sam w domu”, „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, „Pani Doubtfire”, bierze na warsztat iście dziecięcy pomysł: co by było gdyby Ziemię zaatakowali przybysze z kosmosu pod postacią ulubionych bohaterów i znienawidzonych wrogów, znanych nam z ekranów konsol i automatów do gier? By zrealizować taki pomysł Chris Columbus musiał stać się dzieckiem, Adam Sandler ponownie („Duże dzieci”). Film „Piksele” jest konfrontacją obu panów w piaskownicy, gdzie rzucają swoimi pomysłami, kłócą się kogo jest lepszy, w afekcie niszczą zamki z piasku drugiego i wracają do swojego domu, gdzie zamykają się w pokoju na parę godzin.

 

Mało kto nie podejdzie do tego filmu z dystansem. Obawiamy się, która zębatka w tej machinie, zwanej filmem, pójdzie źle: scenariusz, reżyseria, co nie tak zrobi Adam Sandler, skoro wszystkie jego ostatnie filmy to same wpadki („Rodzinne rewolucje”, „Jeszcze większe dzieci”, „Jack i Jill”), no i, w końcu, czy film będzie w ogóle śmieszny? Nie musimy długo czekać na odpowiedź, ponieważ twórcy zadbali o równy poziom widowiska i żartów od samego początku.

 

Historia rozpoczyna się już w 1982 roku, kiedy to młody wówczas Sam Brenner wraz ze swoim przyjacielem, Cooperem, wyruszają do nowo otwartego salonu gier. Jak się okazuje, Brenner przejawia tam niezwykły talent i już wkrótce bierze udział w Mistrzostwach Światach w gry wideo, które są współfinansowane i nagrywane na film przez NASA, z myślą wysłania materiału wraz z najnowszą sondą kosmiczną w celu nawiązania kontaktu z obcą cywilizacją. Wiele lat później, dorosły już Sam Brenner, musi stanąć na wysokości zadania, kiedy to Ziemia jest atakowana przez obcych, którzy powyższy film wzięli za wypowiedzenie wojny.

 

Piksele” zaczynają z neutralnego obszaru przeszłości i nie można się temu dziwić, skoro to czas rozkwitu gier wideo, nie mniej jednak, zaraz jak jesteśmy wrzuceni w wir wydarzeń najazdu kosmitów, czar pryska równie szybko jak się pojawił. Columbus wraz z Sandlerem operują dwoma różnymi językami, pierwszy chce wydobyć z filmu jego bajkowość i lekkość, natomiast drugi bombarduje swoimi pomysłami i żartami rodem z lokalnego pubu. I niestety Sandler walkę wygrywa, w efekcie czego w „Pikselach” więcej jest żartów o seksie i siusiakach, niż właściwych momentów komediowych. Postaci grane przez komediową śmietankę Sandler, Gad i James to nic innego jak zwykłe figury, które podczas filmu nie mają nic do zaprezentowania i powiedzenia, a jakiekolwiek żarty w ich wykonaniu brzmią na wymuszone, nieprawdziwe i wielce niestosowne. Nie pomagają im nawet gwiazdy Hollywood, takie jak Michelle Monaghan w roli pani pułkownik, czy inne postacie grane przez Petera Dinklage'a, Briana Coxa czy Seana Beana.

 

Właśnie ta niestosowność jest tutaj elementem poniżającym. Film o grach wideo powinien być zabawny dla widowni w każdym wieku i uczyć ponadczasowych wartości, tak jak „Ralph Demolka”. W końcu to filmy o grach, na które współczesne dzieci przeznaczają dużo czasu. Tutaj, natomiast, więcej czasu poświęcono wyjaśnieniu definicji przekleństw, niż na sytuacje dramatyczne, bądź komediowe. Umiejscowienie w scenariuszu ogromnej ilości obscenicznych żartów prowadzi jedynie do umniejszenia zabawy do tej na poziomie wyżej wspomnianej wpadki jaką są „Duże dzieci”.

 

Filmowi z pewnością nie pomaga jego tematyka. Co na pozór zapowiadało się na niezłą rozrywkę (motyw inwazji kosmitów pod postacią znanych nam figur z gier wideo), zostało potraktowane z góry, przez osoby dorosłe, które nie mają pojęcia o grach wideo. Zamiast tego otrzymujemy sto minut oklepanych motywów i chwytów reżyserskich, które w niczym nie zaskakują. Cały pomysł inwazji w rundach wydaje się być śmieszny, ale kiedy widzimy na ekranie co zostało zmontowane przez wytwórnię Sony, to można zacząć się śmiać z zażenowania i w głowie czuć nic tylko politowanie.

 

Zatem jedyna nadzieja została w sferze audio-wizualnej i, całe szczęście, ona nie zawodzi. Oczywiście, „Piksele” nie prezentują żadnych efektów specjalnych godnych uznania za przełomowe, ale to właśnie one wychodzą z całego filmu obronną ręką. Inwazja kosmitów wychodzi na tle filmu nadzwyczajnie dobrze i efektownie. Dobrym pomysłem było również użycie znanych, klasycznych utworów lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, w tym „We Will Rock You” grupy Queen, ale prócz tego słychać wielką ciszę, przerywaną żartami o spędzeniu czasu „sam-na-sam” Eddiego Planta (Dinklage) i Sereny Williams w sypialni Lincolna, co nie świadczy dobrze o pracy kompozytora, Henry'ego Jackmana.

 

Otrzymujemy jeden, wielki misz-masz, który niekoniecznie jest pastiszem lat 80. Walka stylizacji Columbusa, z dziecinnym wariactwem Sandlera jedynie pogarsza sprawę, przez co scenariusz wydaje się być nie tyle niedopracowany, co napisany przez niekompetentnego dziewięciolatka, dla którego jedyną rozrywką jest gra w Call of Duty i rozważania nad urodą Katy Perry i Kim Kardashian. „Piksele” zostaną zapamiętane jako film, który krzywdzi wizerunek Chrisa Columbusa, i jako kolejną wpadkę Sandlera. W dwóch słowach – game over.

 

OBEJRZANE DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Maciej Cichosz