„Planeta singli” – przyjemny smak banału

Raczej nie lubię kinowych hitów z półki ,,komedie romantyczne”.  Amerykańskie czy inne superprodukcje są najczęściej po prostu mało śmieszne, a za to głupie i do tego przerysowane i skrajnie przewidywalne.  Tym razem jednak jest po prostu okej!

 

Humor  ,,Planety Singli”  jest taki jakiś nasz, trafia do całej sali kinowej i trzęsie nią po prostu pozytywnie. W filmie zostały zachowane odpowiednie proporcje: jest trochę śmiechu, trochę intrygi, trochę akcji i trochę wzruszeń. Wszystko razem po prostu działa. Po seansie ludzie odwzajemniają moje uśmiechy, co nie jest zbyt częste na polskich ulicach.

 

Bo przecież czasem nie zaszkodzi sobie przypomnieć, że ,,ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”, że dobrze obdarzać innych  wewnętrznym ciepłem, przyjaźnić się i kochać, że praca i kariera nie zastąpi mocnej, ludzkiej potrzeby kochania. Nie trzeba od razu „rzygać tęczą”, ale małe przypomnienie o miłosnym zabarwieniu jest po prostu uzdrawiające, kiedy położy się je na zmarzniętej od zimy duszyczce (najlepiej singla!).

 

Aktorsko film również wypada dobrze. I choć główny wątek rozegrany pomiędzy upartą marzycielką Anią (Agnieszka Więdłocha) a aroganckim karierowiczem Tomkiem (Maciej Stuhr ) jest jak zawsze w tego typu filmach skazany na przewidywalność, to scenki, perypetie postaci drugoplanowych i bohaterowie epizodyczni również wnoszą swoją ważną cząstkę, która składa się na świetny efekt końcowy.

 

Krótko mówiąc: nie należy zawsze bać się banału, bo czasem może on zaskoczyć pozytywnie. Bez artystycznych chwytów, fenomenalnych pomysłów i odkrywczych zabiegów filmowych. Po prostu działa – bo bawi i wywołuje ciepło w sercu. Ludzie się śmieją, ludzie się uśmiechają. Jest dobrze.

 

Ale co tam robi Michał Chaciński? Tego nie wiem.

 

Autor: Paulina Urbańczyk

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz