Po seansie: „Małe stłuczki”

Idę na film, bo w moim życiu nic się nie dzieje. Chcę oglądać ludzi, którym ciągle się coś przydarza czy przeciwnie, kogoś z równie nudnym życiem jak moje?

 

Już po paru minutach z przepięknymi zdjęciami Łodzi i świetnie harmonizującą muzyką Enchanted Hunters, wiedziałam, że w tym filmie nic się nie wydarzy. Nie będzie żadnych dramatycznych zwrotów, uniesień, krzyków czy banalnego happy endu. I było to najlepsze „nic”, które mogło się mi, jako widzowi, przytrafić.

 

Jest w „Małych stłuczkach” coś z „Dziewczyny z szafy” Bodo Koxa, „Marzycieli” Bertolucciego czy „Wyśnionych miłości” Dolana. Tak samo odrealnieni bohaterowie. Smutek w każdym słowie i geście, otoczony surrealistycznym humorem. Coś z baśni na miarę beznadziei rzeczywistości. Dwie przyjaciółki, Kasia i Asia, zarabiają na życie likwidując mieszkania po zmarłych. Przewożą je rozklekotanym autkiem, sprzedają za grosze, a to, co pozostaje składują w swoim mieszkanku. Do dwuosobowej firmy dziewczyn dołącza Piotr, trzydziestoletni pracownik fabryki pudełek, którego niedawno zostawiła żona. Tworzy się coś w rodzaju trójkąta. Banalne? Niekoniecznie.

 

To film o kuleczkach. Jedna wpada na drugą, odbija się, ucieka trochę uszkodzona. Następnym razem leci z mniejszą prędkością, uważając, żeby się całkowicie nie roztrzaskać. Asia, Kasia, Piotr – każdy sobie coś kiedyś postanowił. Wszystko po to, aby zachować granicę między wolnością, niezależnością, a potrzebą bliskości. Tkwią na marginesie uczuć, odklejeni od rzeczywistości, z emocjonalnymi blokadami, które na siebie pozakładali.

 

Nierealne dialogi? A czy mówimy do końca to, co faktycznie chcielibyśmy powiedzieć? Zbyt dużo chcemy od życia, udając, że nie obchodzi nas wcale. Gowin i Grzyb stworzyli film, który może być obrazem nas, młodych ludzi. Pokolenia, które nie wie, co ze sobą zrobić, więc zajmuje się pakowaniem pudełek.

 

Gdzieś pomiędzy spojrzeniem a nie dotykiem, pytaniem a brakiem odpowiedzi, niepostrzeżenie dzieją się rzeczy wielkie, wobec których jesteśmy bezsilni. Bohaterowie wypracowali narzędzia do komunikacji, które chronią przed dosłownością i zobowiązaniami. Nie mówią o tęsknotach, niespełnieniach, pożądaniach. Odwracają zawstydzone głowy, a jednak co chwilę ulegają emocjonalnym mikrokolizjom.

 

Świeży, inteligenty, niewinny. Fantastyczny klimat słodko-gorzkiego smutku, absurdalny humor i sympatia dla „odstających”. Dla mnie „Małe stłuczki” okazały się dużym odkryciem.

 

Autor: Magda Mielke