„Sekrety morza” - całe morze uczuć.

Szczęśliwa rodzina oczekująca narodzin dziecka. Roześmiana matka, spokojny ojciec, radosny synek - tak właśnie powinna wyglądać miłość i harmonia. Szczęście jednak szybko opuszcza naszych bohaterów a w jego miejsce zjawia się smutek, który odejść wcale nie zamierza. Na dobre zadamawia się w sercach członków rodziny okaleczonej przez wielką tragedię. W chwili, gdy rozpoczyna się nasza opowieść, smutek króluje w domku latarnika już sześć lat, a więc całe życie Sirszy, będącej spiritus movens „Sekretów morza”.

 

„Jak ktoś, kto jest jest taki mały i nie mówi, może robić tyle hałasu!” - kiedy rozzłoszczony koniecznością sprawowania opieki nad młodszą siostrą Ben mówić będzie te słowa, nie może wiedzieć jak prorocze się niebawem okażą. Wkrótce po ich wypowiedzeniu mała jubilatka odkryje, że ze zmarłą mamą łączy ją wielki sekret, co z kolei stanie się przyczyną uprowadzenia jej przez kogoś, kto nie chce by odkrycie tej tajemnicy zmieniło status quo smutnego świata, w którym żyją bohaterowie. Poruszony bardziej niż by się tego spodziewał, Ben rusza na ratunek siostrzyczce. W trakcie swojej wędrówki spotka wiele fascynujących postaci i pokona całe mnóstwo przeszkód, utrudniających mu w dotarcie do celu, przede wszystkim jednak dojrzeje. U kresu drogi stanie ktoś zupełnie inny niż obrażony na cały świat nastolatek, z jakim mieliśmy do czynienia na początku filmu. Ben nie jest jednak jedyną postacią, która przejdzie przemianę: w swojej najnowszej produkcji Tomm Moore prezentuje wizję świata, w którym wszystko się ze sobą łączy i jest od siebie zależne. Jedna zmiana nieuchronnie pociąga za sobą kolejne, co w rezultacie sprawia, że za sprawą jednego małego wydarzenia zmienić się może wszystko.

 

Historia, jakich wiele, powiecie. Moore skutecznie broni się jednak przed popadnięciem w banał. Jego najnowszy film osadzony jest w świecie irlandzkiego folkloru i celtyckiej mitologii, wciąż mało znanych, egzotycznych, dzięki czemu opowiadana historia jest nie tylko niezwykle ciekawa, ale i niebywale świeża. Z tego też powodu przedstawiony wyżej zarys akcji nakreślony jest tak pobieżnie, ponieważ nie chcę odbierać Wam przyjemności samodzielnego odkrywania niuansów opowieści. Misternie spleciona fabuła i wspaniała animacja sprawią, że nawet nie zorientujecie się kiedy zatracicie się w tym pięknym, choć pogrążonym w smutku świecie zamieszkałym przez magiczne istoty. Mogłoby się wydawać, że krasnoludki, wiedźmy, olbrzymy i selkie (pół-kobiety, pół-foki), wiodą żywot wolny od trosk i zmartwień - nic bardziej mylnego!

 

„Sekrety morza” są wielką opowieścią o oczyszczającym, choć ogromnie trudnym procesie wychodzenia z żałoby, która ogarnęła dosłownie cały świat. Moore prezentuje całe spectrum konsekwencji płynących z takiego stanu rzeczy: mamy więc milczącego, zamkniętego w sobie ojca, jego matkę, która uważa, że najlepszym sposobem na ukojenie rozpaczy jest jej stłumienie, i zagubione w tym wszystkim dzieci. Ale mamy też niezaprzeczalny urok smutku i nostalgii. Podziwiając animację, aż chciałoby się wykrzyknąć „Jaka piękna jest ta żałoba!”; w miarę rozwoju akcji na szczęście okazuje się, że rysownicy nie odebrali pozytywnym uczuciom ich fotogeniczności, piękno towarzyszy nam więc przez cały seans, aż do napisów końcowych. W tym też aspekcie tkwi największa siła filmu Moore'a: „Sekrety morza” to wizualny majstersztyk, seria obrazów tak zachwycających, że nie chce się przestać na nie patrzeć. Zaszczytne miano „najpiękniejszego filmu roku” jest jak najbardziej zasłużone. Wspaniała warstwa wizualna, jaką możemy podziwiać w filmie twórcy „Sekretu księgi z Kells” wystarczyłaby, aby uznać tę propozycję za wartą obejrzenia, takie podsumowanie byłoby jednak bardzo krzywdzące dla animacji, która jest nie tylko piękna, ale też bardzo mądra. W subtelny, choć niezwykle poruszający sposób (w czym dużą rolę odgrywa muzyka  skomponowana przez Bruna Coulaisa) „Song of the sea” pokazuje złożoność ludzkich emocji i zachowań innych, tak często dla nas niezrozumiałych i niejasnych. W filmie Moore'a wszystko jest silnie zniuansowane: nie ma tu nikogo, kto byłby jednoznacznie dobry albo zły. W miejsce tak oczywistych rozwiązań dostajemy za to bohaterów z krwi i kości. Patrząc na cierpienie animowanych postaci, ani przez chwilę nie wątpi się w jego szczerość i prawdziwość, o czym najlepiej zaświadczą łzy, które w trakcie seansu nieoczekiwanie mogą zacząć spływać Wam po policzkach.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDAŃSK.

 

Autor: Karolina Osowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz