„Seks, miłość i terapia” – czyli jak podsumować film w trzech słowach

Oglądanie filmów wymaga od nas liczenia się z tym, że nie wszystkie da się ocenić jedną miarą. Ciężko ocenić  horror używając kryteriów, według których normalnie ocenilibyśmy komedię i odwrotnie. Filmu science–fiction w żaden sposób nie przyrównamy do dramatu. W jednym przypadku trzeba spojrzeć na film z przymrużeniem oka, w drugim już raczej okiem krytycznym.

 

Idąc na „Seks, miłość i terapię” nie spodziewałam się bynajmniej klimatu rodem z „Wielkiego piękna”, nie oczekiwałam morału ani płynącej z filmu filozoficznej myśli. Poszłam, bo ciekawie jest zaobserwować, jaką postać przybiera komedia zależnie od kultury, w jakiej żyją jej twórcy. Inaczej więc spojrzą na nią Amerykanie, inaczej Polacy, jeszcze inaczej zaś Francuzi. Chciałam obejrzeć coś lekkiego, pośmiać się i wyjść z kina przyjemnie pocieszona bez poczucia zażenowania.  Bez zażenowania na szczęście się było, choć wskaźnik zagrożenia był dość wysoki z uwagi na specyficzną tematykę. Warto podkreślić, że nie trzeba się nad nią długo zastanawiać. Wyjątkowo nie chodzi tu o pieniądze. A jeśli nie chodzi o pieniądze, to pewnie o seks.

 

Oryginalny tytuł „Tu veux ou tu veux pas” (czyli w wolnym tłumaczeniu  „Chcesz czy nie chcesz?”) co prawda nie odkrywa jeszcze wszystkich kart, ale polski dystrybutor robi to już za nas bez zbędnych ceregieli.  Wygląda to tak, jakby wrzucił do wora pierwsze skojarzenia związane z flimem, wymieszał i wygrzebał tytuł. No i mamy „Seks, miłość i terapię”, czyli dość skondensowany opis tego, co na nas czeka. Na upartego można nawet nie oglądać. Ale mimo wszystko warto. Po prostu dla przyjemności.

 

Niepokorna uwodzicielka Judith Chabrier (w tej roli przeurocza Sophie Marceau) traci pracę. Powodem zwolnienia okazują się jej liczne kontakty seksualne z partnerami biznesowymi, od których Judith wprost nie umie się powstrzymać. Szuka więc nowego zajęcia - w ten sposób trafia na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko asystentki terapeuty, która ma towarzyszyć mu podczas terapii dla par. Potencjalnym pracodawcą okazuje się skrywający mroczny sekret Lambert Levallois (Patrick Bruel), dla którego atrakcyjna Judith staje się trudną do zwyciężenia pokusą.

 

Niewątpliwą zaletą filmu jest rola duetu pierwszoplanowego, w którym Sophie Marceau  zostawia w tyle nieco bezbarwnego Patricka Bruela. Reżyser stworzył ciekawą postać bezpośredniej, wyzwolonej kobiety, która nie boi się otwarcie uwodzić mężczyzn i pokazywać im, czego od nich oczekuje. Judith jako kobieta nie tabuizuje seksu, wychodząc na przeciw stereotypom kreowanym przez komedie romantyczne, w których bohaterka jest jedynie sukcesywnie zdobywana przez mężczyznę. W filmie Tonie Marshall to kobieta jest postacią dominującą, która pokazuje, że może czerpać z seksu taką samą przyjemność, jak mężczyzna.

 

Sophie Marceau jest w tej roli niezwykle świeża. Jej upór, naiwność i spontaniczność współgrają z komiczną bezradnością Lamberta. Nieświadoma faktu, że jest on leczącym się seksoholikiem, uparcie brnie w mało subtelny flirt. Terapeuta, rozpaczliwie między młotem a kowadłem, usilnie próbuje ograniczyć ich relację do kontaktu czysto zawodowego, co stawia widza w poczuciu zabawnego paradoksu. Jego desperacja momentami osiąga godne politowania apogeum. Sam jest jednak sobie winien – z niejasnych przyczyn zatrudnia Judith bez zweryfikowania jej kompetencji ani nawet CV. Pozostaje tłumaczyć to tym, że popęd seksualny najwyraźniej wziął górę nad zdrowym rozsądkiem.

 

Film pozostawia wiele do życzenia pod kątem realizowanego scenariusza. Główni bohaterowie próbują nadrobić jego braki jak mogą, odgrywając sceny wplątujące ich w komediowe sytuacje. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że ,,Seks, miłość i terapia’’ jest lekko niedopracowany. Sama historia sprawia wrażenie potraktowanej nieco powierzchownie (mimo prób wprowadzenia do filmu nieco poważniejszego wątku, takiego jak dzieciństwo Judith), miejscami także mało wiarygodna. Widz ma wrażenie, że wszystko dzieje się zbyt szybko, jakby po łebkach, co wyraźnie zaburza poczucie realizmu całej historii. Ale czy realizmu powinniśmy tutaj wymagać? W momencie, kiedy mamy do czynienia z ciągiem wyraźnie kuriozalnych skeczów w wykonaniu całej obsady, możemy chyba przymknąć na to oko.

 

Jest to raczej film, który właśnie z przymrużeniem oka oglądać należy, ale zamykać oczu z zażenowaniem na szczęście nie musimy. Nie przykrywa falą seksistowskich, obleśnych dialogów, nie stworzył z historii jedynie materiału do wyładowania seksualnego popędu. Temat bez wątpienia był grząski – potraktowano go jednak z dobrym smakiem a towarzyszące mu zabarwienie erotyczne było raczej urocze, aniżeli gorszące. Fanom kina francuskiego spodoba się na pewno.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Agnieszka Czupryniak

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz