„Sicario” – zabójcza bestia

Pierwsze pięć minut filmu postawiło mnie na nogi tak szybko i mocno, że później nie musiałem już nawet siadać z powrotem w kinowym fotelu, bo wiedziałem, że za chwilę znowu wstanę. Sicario jest niesamowitym medium napięcia i adrenaliny, które trzeba obejrzeć, by poczuć. Dzieje się tak głównie za sprawą wykwintnej reżyserii Denisa Villeneuve i obrazom, które nam serwuje wraz z operatorem kamery Rogerem Deakinsem.

 

W Meksyku sicario" oznacza zabójcę" – taką informację zobaczymy na samym początku filmu i lepiej ją zapamiętajmy, bo nie zobaczymy jej już nigdy, ani nie będzie ona wspominana. Tak jak zaznaczyłem we wstępie, film rozpoczyna się wielkim łomotem w postaci najazdu na domniemaną placówkę kartelu narkotykowego. Akcja oddziału SWAT oraz FBI przeprowadzona jest iście koncertowo, a mieszkańcy nie mają nawet sekundy, by pomyśleć co się dzieje – podobnie dzieje się z widzem, który razem z policją, krąży labiryntem korytarzy w kierunku nowych pokoi. Lecz tak naprawdę śledzimy agentkę Kate Macer (Emily Blunt), która dowodzi oddziałem uderzeniowym i zwykłym przypadkiem odkrywa, że w cały dom zamurowane zostało około 30 ciał, a licznik wciąż wzrasta. Ciała zostały pokaleczone, kończyny porąbane, a na poplamione od krwi głowy zostały nałożone siatki, zapobiegające oddychaniu. Widok, którego nie da się zapomnieć i przetrawić – wszyscy agenci wychodzą zwymiotować. Sama agentka rozpoznaje, że to czego byli świadkami, nie jest zwykłą oznaką barbarzyństwa i stoi za tym coś większego – kartel Sonora. Po zakończonej akcji zostaje wezwana przez tajemniczego i charyzmatycznego agenta Matta Gravera (Josh Brolin), który w zamian za współpracę obiecuje jej dorwanie ludzi odpowiedzialnych za wcześniejsze ludobójstwo.

 

Tym samym Macer pakuje się w wydarzenia, o których nie ma zielonego pojęcia. Jako początkujący w oddziale specjalnym jest trzymana w ciemności, a każda próba zapytania o motyw kończy się odpowiedzią: "patrz i chłoń co się dzieje". Nawet w momencie odprawy przed misją Macer nie otrzymuje zbyt wielu informacji, po prostu ma zabrać kamizelkę, broń i wsiąść do samochodu z innym agentem, którego twarz jest zimna i bezwzględna, a jego spojrzenie jest na tyle świdrujące, że potrafi zmusić człowieka do posłuszeństwa. Alejandro (Benicio Del Toro) – bo tak ma na imię – jest kolejną tajemnicą, na którą Kate nie zna odpowiedzi. Meksykanin z pochodzenia zaczyna przedstawiać jej miejsce, w którym się znaleźli, to nie jest El Paso, do którego mieli rzekomo jechać, a Juárez – wielkie meksykańskie miasto przepełnione okrucieństwem, w którym jedyną władzą jest kartel. To on ma wszelkie miejskie organizacje w garści, policja będąca jedną z wielu.

 

Najlepszym punktem filmu, będącym ucieleśnieniem owego napięcia, gęstej atmosfery i reżyserskiego kunsztu jest przejazd konwojem przez Juárez w celu odebrania z punktu jedną z głównych postaci narkotykowego półświatka. Pomimo jazdy sześcioma wielkimi SUV-ami pełnymi agentów oraz pomocy ze strony opancerzonych i uzbrojonych wozów policyjnych, ani na chwilę nie czujemy się bezpieczni. To jak przejażdżka karuzelą, pomimo zabezpieczenia i tak boimy się o swoje życie, wyobrażając sobie moment, w którym wypadniemy. Tak samo jest w "Sicario", kiedy oczekujemy, w którym momencie zacznie się akcja, bo może w każdym i wciąż czujemy, że nie jesteśmy na to przygotowani.

 

 

Karuzela z muzyką. I to nie krzykami, a potężnym, pulsującym rytmem zagrożenia. Taką właśnie postać przyjmują twory Jóhanna Jóhannssona, kompozytora ścieżki dźwiękowej. Pojawia się ona w idealnych momentach. Ilekroć jesteśmy niepewni rezultatu powodzenia misji, owe dudnienie, niczym orkowe bębny z Morii, zwiastują czyhające monstra, które mogą się wyłonić z otchłań ulic Juárez lada moment.

 

Ale co z tym całym zabójcą? Co z „sicario”? Tego nie mogę powiedzieć. By zrozumieć znaczenie tytułu oraz co on znaczy na tle całej fabuły, trzeba obejrzeć film do samego końca, ale mogę powiedzieć tyle, że bycie zwykłym zabójcą, nie jest tak „szlachetne” (z braku lepszego słowa w mojej głowie), jak bycie sicario.

 

Wolałbym jednak odejść z dala od meritum fabuły i przybliżyć jakość samego filmu, która jest oszałamiająca. Villeneuve już pokazał w „Labiryncie” na co go stać – na złożoną i skomplikowaną fabułę, przecudowne kreacje aktorskie oraz wspaniałe zdjęcia, czego dowodem jest nominacja do Oscara dla Rogera Deakinsa. Podobnie rzecz ma się w „Sicario”, ale wyprowadzone jest to na zupełnie inny poziom. Nie powiem, że lepszy jakościowo, ale z pewnością inny. Przykładowo, Deakins w obu produkcjach wykonał znakomitą robotę – użycie w „Labiryncie” zimnych, granatowo-szarych barw stworzyło niesamowity klimat. W „SicarioDeakins również przeprowadza taki zabieg, ale z użyciem barw ciepłych, żółto-brązowych, powodując u nas uczucie ciepła meksykańskiego słońca, zmęczenia ciągłym zwodzeniem przełożonych i nieprzerwanego napięcia, spowodowanego ciągłą obserwacją.

 

Obserwacja jest skutkiem dwóch czynników, naszą pomyłką, jaką było samo przystąpienie do akcji oraz wszędobylskim kartelem, który cały czas trzyma w szachu większość rządowych organizacji. Wypowiedzenie im wojny wydaje się więc wydaniem wyroku śmierci na samego siebie, z czego świetnie zdają sobie sprawę bohaterowie filmu. Jednakże Villeneuve nie portretuje całego problemu narkotykowego w sposób dosadni. Wiele nie jest pokazane, za co jestem mu wdzięczny, albowiem nie obejrzałem hollywoodzkiego filmu propagującego walkę z narkotykami. Stany Zjednoczone nie użyją „Sicario” jako materiału reklamowego do zwiększenia szeregów w policji, ani zmniejszenia dilerów na ulicy. Villeneuve oraz scenarzysta Taylor Sheridan prezentują wystarczająco dużo pomyłek i brudów działań Amerykanów, by wyczuć pewien balans między stronami. To jak wybranie mniejszego zła, po jednej stronie mamy ludobójczy kartel, a po drugiej walczący nieczysto rząd USA. To od nas zależy, którą stronę wybierzemy. Oczywiście nikt nie wybierze kartelu, ale bierność w wyborze, to też wybranie strony.

 

FILM OBEJRZANY DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

_______________________________________________________________________________________________________________________

 

___________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiały prasowe dystrybutora Monolith Films