„Summer Camp” – nie tylko piątek trzynastego

„Summer Camp” – nie tylko piątek trzynastego

Jest taka scena w filmie „Memento”, w której główny bohater podczas biegu zaczyna zastanawiać się dlaczego biegnie. Czy jest on tropiącym czy też ściganym? Co gdyby tę sytuację przenieść do filmu grozy pod pretekstem stworzenia kolejnego slashera z obozem językowym dla dzieci w tle?

Na początku filmu „Summer Camp” w reżyserii Alberto Mariniego z relacji telewizyjnej dowiadujemy się o poszukiwaniach grupki zaginionych Amerykanów, którzy przybyli do Hiszpanii, by na obozie El Buho uczyć dzieci języka angielskiego. Poznajemy czwórkę głównych bohaterów: Christy (Jocelin Donahue), Michelle (Maiara Walsh), Willa (Diego Boneta) i Antonio (Andres Valencoso), którzy mają być nauczycielami i jednocześnie opiekunami hiszpańskich dzieci. By się do tego przygotować sami bawią się w szkołę przetrwania, nie spodziewając się, że to czego się nauczą wkrótce bardzo się im przyda i  może zaważyć na tym, czy uda im się przeżyć.

Film od samego początku podejmuje grę z widzem i jego oczekiwaniami. Tytuł sugeruje, że mamy do czynienia z kolejnym slasherem. Po kilku początkowych minutach projekcji spodziewałem się hybrydy pierwszej i szóstej części „Piątku 13”. Mamy więc obóz, do którego ma wkrótce przybyć mnóstwo dzieci. Mamy dziwaków w tle, których zadaniem jest ostrzec głównych bohaterów przed obozowaniem w wyznaczonym miejscu. A przede wszystkim mamy opiekunów, którzy nie ukrywają, że dobra zabawa i romanse są dla nich nie mniej ważne niż pilnowanie dzieci.

 

„Summer Camp” udowadnia, że nawet przy wykorzystaniu tak wytartego schematu można wciąż zrobić udane dzieło skierowane do widza, który przez 90 minut chciałby się po prostu dobrze bawić.

 

Zaprezentowany schemat rozpada się wraz ze śmiercią jednej z kluczowych postaci, co następuje już w dwudziestej minucie filmu. Zaraz potem otrzymujemy szereg innych nawiązań – od zombie movie (wliczając także te z XXI w.) począwszy, kończąc nawet na „Śmiertelnej gorączce”, od której „Summer Camp” jest filmem dużo lepszym. Reżyser co chwilę podsuwa nam nowe tropy, pozwala nam wierzyć, że wszystko potoczy się według jakiegoś schematu, by za moment zaprezentować nam zupełnie inny pomysł. I tak co chwilę gra nam na nosie. Zmusza też postacie do ciągłego kłamania, tak aby… budować ich wzajemne zaufanie. Ale co w sytuacji, gdy nie możesz zaufać sobie i w końcu nie wiesz czy jesteś tym dobrym czy tym złym?

Film na pewno zapewnia dobrą rozrywkę. Świetnym pomysłem było postawienie na szybkie tempo opowieści, dzięki czemu nawet gorzej wykonane elementy nie rażą widza.

„Summer Camp” udowadnia, że nawet przy wykorzystaniu tak wytartego schematu można wciąż zrobić udane dzieło skierowane do widza, który przez 90 minut chciałby się po prostu dobrze bawić. I chociaż nie jest to film, który będzie się wspominać przez lata, to nie mogę powiedzieć, że żałuję czasu jaki spędziłem z czwórką bohaterów ulokowanych gdzieś w północnej Hiszpanii.

 

Film obejrzany dzięki uprzejmości kina Multikino Gdańsk

__________________________________________________________________________________________________________________