„W objęciach węża” – jądro ciemności

Naturalnym wydaje mi się nawiązanie do dzieła Josepha Conrada Jądro ciemności, w której to bohater Charles Marlow wyrusza wgłąb kongijskiej dżungli, by znaleźć pułkownika Kurtza. Jego podróż opisana jest w sposób dobitny, wręcz namacalnie „brudny”. Ciężkie powietrze, wysokie temperatury i uciążliwa fauna dokuczają pracownikom barki, na której bohater przepływa w górę rzeki Kongo, on sam zaś powoli odczuwa nie tylko zmęczenie fizyczne, ale i psychiczne. Im dalej płynie Marlow, tym częściej widzi opętanie, szaleństwo i dno ludzkiego ducha. Powieść została doskonale przeniesiona na realia wojny w Wietnamie przez Francisa Forda Coppolę w „Czasie Apokalipsy”. Siedem lat wcześniej przez rzeki peruwiańskiej dżungli przepływali również Werner Herzog i Klaus Kinski w „Aguirre, gniew boży”. Ciro Guerra to kolumbijski reżyser, który wykorzystał swoje rodzinne rejony, by sfotografować i wyreżyserować film, który jest nie tylko wspaniałym filmem samym w sobie, ale też kontynuacją ciężkiej drogi wgłąb szaleństwa.

 

Nakręcone w czerni i bieli „W objęciach węża” jest kolejnym filmem, który ukazuje dżunglę z punktu widzenia podróżnika i odkrywcy. I po raz kolejny nie tylko bohaterowie są tymi podróżnikami, ale również i widz. Dzieje się tak, ponieważ rejony, w których roi się od lasów równikowych są niezbadanym terenem od lat. Podobnie jak przestrzeń oceanów i pustyń, lasy kryją w sobie nie tylko wiele drzew, ale też tajemnic, które powinny zostać ukryte. Przemierzając w głąb Kolumbię, jesteśmy niejako podróżnikiem. Jakoś nie wyobrażam sobie momentu, w którym ktoś, chodząc sobie uliczkami Paryża, czuje się bardziej podróżnikiem, aniżeli turystą. Podróżując, odkrywasz, „turystując” – tylko oglądasz. Takie właśnie możliwości stawia przed nami „W objęciach węża”, podobnie jak „Czas Apokalipsy” oraz „Aguirre, gniew boży”. Scenariusz do fimu został napisany w oparciu o dziennik podróżniczy Niemca Theodora Koch-Grunberga z początku XIX wieku. Zagłębiając się w kolumbijską puszczę stajemy się wspólnikami dwóch białych europejskich podróżników: wcześniej wspomnianego Theodora oraz amerykańskiego biologa Richarda Evana Schultesa. Obydwaj wyruszają śladem tajemniczej legendy o Yakrunie – roślinie mającej uzdrawiające właściwości. Theodor przybija do brzegów wraz ze swoim pomocnikiem, gdzie prosi o pomoc w odnalezieniu rośliny Karamakate, strażnika tych rejonów. Niemiec jest bardzo chory, żadne lokalne sposoby nie pomogły i całą swoją nadzieję pokłada w Yakrunie. Historie Koch-Grunberga oraz Richarda Evana Schultesa dzielą cztery dekady. Ten drugi również przybija do brzegów, prosząc jednego z Amazonów o pomoc w znalezieniu informacji na temat swojego poprzednika.

 

Obydwóch łączy parę kwestii. Jedną z nich jest osoba Karamakatego – odludka, który żyjąc w zgodzie z naturą, istnieje jako strażnik tajemnic Yakruny. Pierwszemu podróżnikowi pomaga wyzdrowieć, drugiemu pomaga znaleźć odpowiedzi na pytania. Drugą jest wędrówka, którą obaj przebywają, by dostać to, czego pragną.

 

Karamakate to z pewnością najbardziej barwna osoba w tym czarno-białym widowisku. Jest żywy, pogodny, ale przede wszystkim stanowczy, jeśli chodzi o jego poglądy dotyczące wierzeń i toku myślenia. Pomimo relacji i wpływu dwóch Europejczyków, Karamakate udaje się zachować ducha i wiarę nie tylko w dobro swoje, ale i też ogółu. Jest przewodnikiem Theodora i Richarda – kieruje ich w stronę pragnień, w głąb dżungli, ale samemu nie ma w tym interesu. Do czasu, oczywiście. Mógłby odmówić, ale być może obawia się konsekwencji, jakie by go spotkały. Coś na typ myślenia: „przyjdą biali ze strzelającymi patykami i spalą mój dom”. Nie chcę tu w żaden sposób zabrzmieć, jak europejski radykał z XVII wieku, bo jeśli miałbym wskazać najmądrzejszą osobę z całej czwórki, to byłby nim właśnie on.

 

Theodor Koch-Grunberg, choć jest uczonym, zbytnio kieruje się własnym pożądaniem – typowym dla europejskich konkwistadorów. Jego emocje i zobowiązania wobec własnych rodaków przysłaniają mu logiczne myślenie, co powoduje spięcia między nim a Karamakate. Richard, z drugiej strony, na pierwszy rzut oka wydaje się być „tym rozsądniejszym” z dwojga podróżników. Jego celem nie jest Yakruna, lecz po prostu informacje dotyczące Theodora i tego, co znalazł. Jednakże nie na darmo wspomniałem o tym, że Karamakate jest najmądrzejsza osobą z tego towarzystwa i w porę przeczuwa, że Richard nie jest tym, za kogo się podaje.

 

„W objęciach węża” może brzmieć jak manifestacja rdzennych Amerykanów na europejskie zapędy i chciwość. Nie twierdzę nawet, że nie jest. Być może w filmie pojawiają się symbole, które świadczą o mentalnym dualizmie między priorytetami ludzi cywilizowanych, a urodzonych w zgodzie z naturą na amerykańskiej ziemi. Jednakże głównym motywem tej podróży jest szaleństwo i opętanie legendą. Koch-Grunberg oraz Schultes dają się złapać w objęcia węża, którym jest Przyroda, w takim stanie, jakim być powinna: nieokiełznana, czysta i tajemnicza. Zaś oni, jak na typowych Europejczyków i obywateli Stanów Zjednoczonych przystało, próbują zrozumieć, doświadczyć i zabrać ze sobą coś, co nie powinno dostać się w niepowołane ręce. Próba zgłębienia jej tajników może mieć przykre konsekwencje, ale jeśli będą mieli do niej łagodne i sprawiedliwe podejście to, być może, da im w zamian coś, o czym nie śnił nawet najmędrszy z uczonych.

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz