Wyrżnąć w pień. „Zabić bobra”

Oczyma wyobraźni łatwo mi sobie dopowiedzieć irytację Jana Jakuba Kolskiego, który – realizując najnowsze dzieło – miał niewątpliwie ambicje, aczkolwiek ostatecznie „wyszło jak wyszło”, toteż nie mógł się już wycofać: pokazał więc obraz szerokiej (relatywnie) publiczności dla przyzwoitości i z szacunku do współpracowników… Abstrahując od tego, czy przytoczona wizja jest słuszna czy nie, „Zabić bobra” zwyczajnie reżyserowi nie wyszedł.

 

Eryk Lubos (z emploi stworzonym dla antypatycznych, groźnych typków) praktycznie powtórzył rolę z fabularnie podobnej (pod względem patologicznej relacji pary bohaterów) i równie nieudanej „Mojej krwi” Marcina Wrony. Głównemu bohaterowi (również Erykowi) „odwala” w modelowy sposób, zupełnie jak z podręcznika „Jak stworzyć tragiczną postać”, która musi być przepisowo „szurnięta”: nie może się pozbierać po traumie, ma liczne obsesje, seks uprawia oczywiście brutalnie, a nadmiar złego życie komplikują mu… bobry (wtf?). Do tego torturuje absurdalnie zakochaną w nim licealną „gówniarę” (seans ratuje tylko Agnieszka Pawełkiewicz – odtwórczyni przedrzeźniającej Bezimiennej), każąc jej mechanicznie wyznawać miłość. Rzecz jasna nie jest ona jego prawdziwą miłością, lecz tylko obiektem seksualnego zaspokojenia. Wszak „stara miłość nie rdzewieje”… lecz umrzeć może, dlaczego nie?

 

Sama historia pozbawiona jest najmniejszego polotu. Wypatroszone z jakiegokolwiek przesłania dzieło cechuje swoista perfidia, polegająca na tym, że… udaje lepszy i mądrzejszy film niż w rzeczywistości jest. Jednak po zachęcającym początku, z czasem robi się coraz gorzej. Fabuła, tak jak główna para bohaterów, jest skonstruowana z boleśnie przewidywalnych klisz, toteż ciężko traktować ją poważnie. Mamy tu prawie wszystko: niezręczne relacje, typowy sadyzm, sporo tajemnic, wiele niedopowiedzeń, „brudne zlecenia”, urojenia, traumatyczne wspomnienia… Próba samobójcza ukazana jest beznamiętnie, patologiczne warunki dorastania oczywiście implikują nastoletnią prostytucję, a wyświechtany motyw ratowania młodocianej przez starszego mężczyznę trąci banałem.

 

Polscy twórcy najwidoczniej przejawiają przerost ambicji nad treścią lub talentem. Kolski najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił tego ubrać słowa – toteż i dialogi kuleją. Już nie mówiąc, że często ciężko rozszyfrować niektóre kwestie polskich aktorów (kolejna norma rodzimych produkcji)… Szkoda, że operatorem „Zabić bobra” nie został Kacper Fertacz („Hardkor Disko”). Stonowane kolorystycznie (lecz z grubsza nieudolne) zdjęcia Michała Pakulskiego z irytującej „łapy”, trącące amatorszczyzną (niewielki budżet skłonił ekipę do zakupu najtańszych cyfrówek?), są zresztą niejednorodne i niekonsekwentne: czasem gorsze, czasem lepsze.

 

Gdyby przymknąć oko na wszelkie niedoróbki, trzeba byłoby nie podnosić powiek przez niemal bite półtorej godziny. Teraz nie dziwi mnie, dlaczego zrezygnowano z obrazu Kolskiego 38. gdyńskim festiwalu: w trosce o dobro uczestników, ma się rozumieć. Parę nagród na innych festiwalach dla „Zabić bobra” tylko udowadnia, że nie ma komu im przyznawać.

 

RECENZJA UKAZAŁA SIĘ RÓWNIEŻ NA ŁAMACH PORTALU PERSPEKTYWA KULTURY.

 

Autor: Filip Cwojdziński

Ocena autora (1-5): 1,0

____________________________________________________________________________________

 

ZABIĆ BOBRA

 

CZAS TRWANIA: 100 min.

GATUNEK: thriller

PRODUKCJA: Polska 2012

POLSKA PREMIERA: 21.03.2014

 

REŻYSERIA: Jan Jakub Kolski („Serce, Serduszko”)

OBSADA: Eryk Lubos („Boisko bezdomnych”),

Agnieszka Pawełkiewicz („Małe stłuczki”)

 

ZWIASTUN:

 

_____________________________________________________________________________________

 

ŹRÓDŁO:

materiały prasowe dystrybutora Kino Świat