„Z dala od zgiełku”. Blaski i cienie życia na wsi

Po sukcesie „Polowania”, które zostało okrzyknięte arcydziełem i obsypane nagrodami, można się było spodziewać po Vinterbergu co najmniej dobrego, chwytającego za serce dramatu. Tymczasem „Z dala od zgiełku” to zaledwie poprawny, do bólu przewidywalny dramacik, który wprawdzie urzeka sielskimi obrazkami z życia angielskiej wsi, ale skrywa wielką emocjonalną pustkę, choć - z uwagi na to, że to adaptacja prozy Thomasa Hardy’ego - powinno w nim dosłownie kipieć od emocji.

 

Anglia, połowa XIX wieku. Biedna szlachcianka - Bathsheba Everdene dziedziczy po stryjku ogromne gospodarstwo rolne, którym zmuszona jest samodzielnie zarządzać. Do walki o jej serce stają kolejno: zubożały pasterz, wielki właściciel ziemski i rosyjski sierżant.  Największy nacisk został zatem położony w filmie na perypetie uczuciowe bohaterów.

 

Vinterberg stworzył dzieło zaskakująco chłodne i podszedł do historii z dużym dystansem, więcej przekazując obrazami niż dialogami, które są tu nadzwyczaj oszczędne. Osią fabuły jest tu (podobnie jak w powieści angielskiego pisarza) walka o emancypację  kobiet na przełomie XIX i XX wieku. Film pokazuje, że choć teoretycznie zyskały one równe prawa, wciąż były (i są?) w wielu aspektach zależne od mężczyzn. Wolność okazuje się dla młodej dziedziczki jedynie ułudą, ponieważ społeczeństwo wywiera na niej ogromną presję wyjścia za mąż, której bohaterka wreszcie ulega. Podobnie jak w „Polowaniu” ukazany jest obraz życia w małej społeczności, która dyktuje reguły postępowania i znacznie ogranicza swobodę człowieka.

 

Duńczyk kreśli przy tym historie miłosne ludzi, którzy poznali się w złym miejscu i czasie – dotyczy to zarówno farmera Oaka i głównej bohaterki, jak i sierżanta Troya i Funny. Gdyby pogłębić psychologicznie postacie, mógłby z tego wyjść naprawdę dobry dramat psychologiczny. Największym grzechem filmu jest bowiem brak autentyzmu i wyrazistych charakterów – świetna Carey Mulligan wyraźnie wybija się na tle reszty obsady, która jest po prostu mdła i przezroczysta. Na plus należy zaliczyć piękne kostiumy i zdjęcia, które sprawiają że nakarmione zostaje poczucie estetyki widza – pozostają one jednak tylko fasadą dla kiepskiego teatru marionetek.

 

OBEJRZANE DZIĘKI UPRZEJMOŚCI KINA HELIOS GDYNIA.

 

Autor: Alicja Hermanowicz