„Zimowy sen”. Pewnej zimy w Anatolii.

Uhonorowany Złotą Palmą „Zimowy sen” rozgrywa się w Anatolii, znanej nam już z poprzedniego filmu Nuriego Bilge'a Ceylana. Miejsce, które urasta powoli do rangi symbolu slow cinema, wraca jednak w zupełnie nowej, zimowej odsłonie - po bezkresnych polach kołyszących się traw i zieleni samotnych drzew nie pozostał nawet ślad. Skalisty krajobraz uśpionego świata ukazany w odcieniach brązu, beżu i szarości przypomina starą fotografię, z której wręcz tchnie spokój. Nic bardziej mylnego. W tej sielskiej scenerii rozgrywają się ciche dramaty milczących ludzi, którzy w pewnym momencie zaczną jednak mówić. Jak jednak wiadomo, burzę zawsze poprzedza cisza - nie inaczej jest w przypadku najnowszego obrazu Ceylana.

 

Aydin (Haluk Bilginer) jest właścicielem hotelu, który odwiedzają spragnieni kontaktu z naturą turyści z całego świata. W prowadzeniu biznesu pomaga mu młoda żona Nihal (Melisa Sözen) oraz siostra Necla (Demet AkbaÄ). Hotel Aydina zostaje przedstawiony jako miejsce odcięte od świata, wolne tak od jego niepokojów, jak również wszystkiego, co ekscytujące, wszystkiego, co sprawia, że życie nabiera smaku i jak w soczewce skupia w sobie wszystkie problemy nie tylko Turcji, ale szeroko pojętej współczesności, która tak chętnie przymyka oczy na niewygodne tematy.

 

Główny bohater jest emerytowanym aktorem, któremu całe dnie upływają na pisaniu artykułów do lokalnej gazety i opracowywaniu materiałów do książki o tureckim teatrze, nad którą pracuje. Pochylony nad klawiaturą laptopa, zdaje się być zupełnie nieświadomy tego, co dzieje się za drzwiami jego gabinetu. Aydin jest zamożnym człowiekiem, właścicielem nie tylko hotelu, ale także kilku sklepów oraz domów, które oddał pod wynajem. Swoje interesy powierzył zaufanym pracownikom i dopóki wszystko układa się pomyślnie, on sam unika jakiejkolwiek zaangażowania w sprawy związane z rozlicznymi źródłami swoich dochodów. Sytuacja ta radykalnie zmieni się za sprawą pewnego małego chłopca i kamienia, jaki rozbił nie tyle szybę samochodu, co całą szklaną ścianę, którą do tej pory Aydin odgradzał się od rzeczywistości. Wbrew tytułowi, zima stanie się dla niego momentem przebudzenia, równie pięknego, co bolesnego.

 

Wydarzenia obserwujemy z perspektywy głównego bohatera, co sprawia, że od pierwszych chwil seansu się z nim utożsamiamy. Początkowo nie jest ani trudne, ani nieprzyjemne w chwili, gdy go poznajemy, Aydin wydaje się być inteligentnym człowiekiem o wysokiej kulturze osobistej, który kocha i szanuje ludzi. Szybko okazuje się jednak, ze wraz przejściem na emeryturę, Aydin nie przestał grać a im dłużej oglądamy „Zimowy sen”, tym mniej zostaje z tego pierwszego pozytywnego wrażenia, jakie wywarł. Fakt, że film trwa trzy godziny nie jest bez znaczenia - fizyczny czas jego trwania sprawia, że cały proces poznawania prawdziwego charakteru Aydina nabiera znamion realnego doświadczenia. Czas jest potrzebny, aby mogło pojawić się znużenie i zniecierpliwienie, tak często obecne w codziennym życiu, i abyśmy przez ich pryzmat spojrzeli na bohaterów; abyśmy mogli zobaczyć ich w różnych sytuacjach i w relacjach z różnymi osobami, w świetle poranka i ognia płonącego wieczorem w kominku.

 

Aydin nie jest jedynym posiadaczem wad w towarzystwie, które oglądamy na ekranie. Niemal każda z postaci pojawiających się w filmie zostaje pokazana tak z dobrej, jak i z tej gorszej strony, reżyser nie oszczędzi w tym względzie nikogo. Dzięki tej szczególnej sprawiedliwości, z jaką Ceylan potraktował swoich bohaterów, Aydin nie wydaje się człowiekiem bez serca, raczej ofiarą wygórowanych oczekiwań swojego otoczenia. „Stawiasz zwykłego człowieka w pozycji Boga, a potem mścisz się na nim, że nie jest w stanie temu sprostać” - wyrzuca swojej żonie rozgoryczony mężczyzna. Podczas tej wymiany zdań padnie jeszcze wiele równie mocnych słów -  żal i poczucie krzywdy, starannie chowane dotąd w pokojach uśpionego hotelu, zaczną dochodzić w końcu do głosu. W tych emocjonalnych i równocześnie emocjonujących dialogach tkwi zresztą jeden z największych atutów obrazu. „Zimowy sen” to kino, w którym - zwłaszcza jak na trzygodzinny film - akcji jest niewiele, ale też nie o akcję tu przecież chodzi. Ceylan stworzył przejmujące studium człowieczeństwa i wpisanej w nią samotności, której nic nie może odegnać, którą więc, bardziej lub mniej skutecznie, usiłujemy zagłuszyć. Niezwykły, oniryczny nastrój zasypanego śniegiem miasteczka i przepiękne, kunsztownie skomponowane kadry składają się na całość, która długo nie pozwoli o sobie zapomnieć. Warto poświęcić czas na długi spacer po zimowej Anatolii - kto wie, co znajdziecie po drodze.

 

Autor: Karolina Osowska

Forum:

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz